Odrzucenie przez parlament w Londynie brytyjsko-unijnego porozumienia o wystąpieniu Zjednoczonego Królestwa z UE wywołało falę pytań o wpływ tego rozstrzygnięcia na życie Polaków. Zarówno tych żyjących na Wyspach, jak i w kraju. Niezależnie od tego, jak cały proces się zakończy, zmiany dotkną wielu obszarów codziennego funkcjonowania.
Po tym, jak wynegocjowana przez premier Theresę May treść umowy została odrzucona największą w historii brytyjskiego parlamentaryzmu przewagą głosów realnym scenariuszem stał się "twardy brexit", czyli tzw. "no deal". A właśnie brak umowy może mieć największy wpływ na życie milionów ludzi zarówno na kontynencie, jak i na Wyspach. - Są dwa sposoby na uniknięcie scenariusza "no deal". Jednym z nich jest uzgodnienie i poparcie umowy, drugim wycofanie się z procedury artykułu 50, a to oznaczałoby pozostanie w UE - mówiła w trakcie debaty nad wnioskiem o jej odwołanie premier Theresa May. Chwilę później zadeklarowała się, że jej rząd jest zdeterminowany do uszanowania woli obywateli wyrażonej w referendum i opuszczeniu szeregów Unii Europejskiej.
Prawo pobytu
Ponad milion Polaków żyjących na Wyspach po porażce premier i "jej" umowy i ryzyku realizacji scenariusza "no deal" może mieć wątpliwości dotyczące swojej przyszłości w kraju, w którym żyją od lat. Niezależnie od tego, w jakiej rzeczywistości obudzą się 29 marca, nie powinni martwić się o swoje prawa. Już w 2018 r. Home Office (brytyjski odpowiednik naszego MSW - red.) udostępniła mechanizm legalizacji pobytu w razie opuszczenia Unii Europejskiej przez Zjednoczone Królestwo bez umowy. Procedura opiera się o brytyjskie ustawodawstwo i nie podlega warunkowi akceptacji umowy przez parlament w Londynie.
Formularz służący uzyskaniu prawa do pracy i zamieszkiwania w Zjednoczonym Królestwie po brexicie dostępny jest w 23 językach. Po pozytywnym przejściu procedury, wnioskujący otrzyma jeden z dwóch statusów: rezydenta (settled – red.) lub osoby ubiegającej się o status rezydenta (pre-settled – red.). Pierwszy z nich dotyczy osób, które przed złożeniem wniosku mieszkały na Wyspach nieprzerwanie przez co najmniej 5 lat, drugi tych, którzy mieszkali krócej.
Niezależnie od uzyskanego statusu nie zmieni się prawo jego posiadacza w zakresie dostępu do systemu służby zdrowia, emerytalnego czy innych świadczeń wypłacanych przez rząd Jej Królewskiej Mości. Co istotne, nie zmienią się regulacje dot. łączenia rodzin. Zapewnione mają być także prawa dzieci, które urodzą się na Wyspach już po brexicie.
Za złożenie wniosku trzeba jednak zapłacić - 65 funtów osoby dorosłe, 32,5 funta osoby do 16. roku życia.
Import, eksport, wwóz
W razie ziszczenia się scenariusza "no deal", w nocy z 29 na 30 marca pomiędzy Unią Europejską a Zjednoczonym Królestwem stanie granica celna, która uderzy w polsko-brytyjską wymianę handlową. Choć brzmi to oderwanie od codziennego życia, to będzie miało daleko idące konsekwencje. Jak wynika bowiem z danych GUS za 2017 r. tylko w kategorii "żywność i zwierzęta żywe" z Wysp sprowadziliśmy produkty warte ponad 1,7 mld zł, a wysłaliśmy towary warte ponad 9,4 mld zł. Według Polskiego Instytutu Ekonomicznego brak umowy oznacza nałożenie na nasz eksport cła w wysokości średnio 8,6 proc, o ile Londyn przyjmie unijne stawki. W gorszym scenariuszu, jak przewiduje Łukasz Ambroziak, analityk PIE, średnia ważona ceł może przekroczyć 28 proc.
Dla naszych rodaków na Wyspach oznacza to wzrost cen w "polskich" sklepach, a dla naszych rolników i producentów żywności spadek opłacalności prowadzenia biznesu z Brytyjczykami.
Ceny żywności sprowadzanej ze Zjednoczonego Królestwa oraz wysyłanej do tego kraju wzrośnie również z powodu skoku kosztu transportu. Granica celna znacząco wydłuży bowiem czas niezbędny za dostawy. Niewiadomą pozostaje prawo do wykonywania przewozów z kraju trzecim, jakim będą partnerzy zza Kanału La Manche. W ten sposób zagrożone stają się miejsca pracy polskich kierowców, którzy wożą towary na Wyspy.
Czytaj też: Brexit może dobić polską branżę transportową. "Z dnia na dzień stracimy brytyjski rynek"
Granica celna ma także wymiar o wiele bardziej "przyziemny", choć dotykający samolotów. Brak umowy oznacza wprowadzenie limitów na towary objęte akcyzą (głównie alkohol i papierosy - red.) na własny użytek pomiędzy dwoma krajami. Te obecnie obowiązujące pozwalają na przewóz 800 sztuk papierosów, 200 cygar, 1 kilogram tytoniu, 10 litrów alkoholu spirytusowego, 90 litrów wina, 110 litrów piwa, 20 litrów wina wysokoprocentowego. Po tej dacie zaczną obowiązywać limity dla państw trzecich
A to oznacza, że wracając do Polski z Wysp, będzie można przy sobie mieć: 4 litry wina, 16 litrów piwa, łącznie 1 litr napojów spirytusowych pow. 22 proc lub 1 litr alkoholu etylowego o mocy pow. 80 proc. lub 2 litry wina alkoholizowanego lub wina musującego. Co istotne, każdy z tych limitów stanowi 100 proc. i nie może być łączony z innymi. Ta sama regulacja dotyczy tytoniu. Legalnie przywieziemy ze sobą 200 sztuk papierosów, 100 sztuk cygaretek, 50 sztuk cygar lub 250 g tytoniu.
Unia celna ograniczy również przewóz perfum i innych towarów luksusowych. W razie skorzystania z samolotu ich wartość nie będzie mogła przekroczyć 430 euro lub 300 euro przy podróży samochodem.
Takie same limity będą dotyczyć podróży z Unii Europejskiej do Zjednoczonego Królestwa, ale limit wartości wwozu towarów luksusowych określono na 390 funtów.
Samoloty
Scenariusz "no deal" pod znakiem zapytania postawi loty z Polski i innych krajów unijnych na Wyspy. Brak umowy oznacza, że Wielka Brytania "wypadnie" ze Wspólnego Europejskiego Obszaru Lotniczego i konieczne będą dwustronne umowy Londynu z poszczególnymi państwami unijnymi. Polska ma taką umowę z... 1960 r. Jej przywrócenie w niezmienionej formie dopuści jedynie do realizacji lotów na trasie Londyn-Warszawa i to jedynie przez dwie linie - PLL LOT oraz British Airways.
Dopiero zaktualizowanie umowy pozwoli na realizację lotów w ogóle i dopuszczenia innych linii do obsługi polskich lotnisk na tych trasach.
W razie zbiegu braku umowy i "twardego brexitu" do czasu rozwiązania problemu istnieje ryzyko całkowitego odwołania połączeń lotniczych.
Dobrą informacją jest ta, że tanie linie - WizzAir i Ryanair - mają AOC (certyfikaty brytyjskiego przewoźnika), co pozwoli im na realizację połączeń w razie brexitu, o ile dopuszczalny będzie ruch lotniczy. Z kolei brytyjska Easyjet zarejestrowała spółkę-córkę na terenie UE (w Wiedniu - red.), co także pozwoli na realizację połączeń.
Niewiele czasu
Od 16 stycznia do dnia wystąpienia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej pozostało 73 dni, z czego parlament w Londynie będzie pracował przez 37. Dokładnie tyle czasu pozostało, by znaleźć rozwiązanie pozwalające na uniknięcie "twardego brexitu".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl