Braki budżetowe po stronie Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad oraz bardziej ostrożne szacunki wykonawców składają się na to, że najważniejsze drogowe inwestycje w Polsce stoją pod znakiem zapytania, nie wspominając o już rozpoczętych budowach, z których co i rusz znikają budowlańcy. Zagrożona jest choćby budowa 20-kilometrowego odcinka Via Baltica Podborze–Śniadowo.
Budżet GDDKiA to 700 mln zł, a oferty, które spłynęły w przetargu opiewają na kwoty od 750 mln do 941 mln zł. Podobnie sprawa ma się z budową 24-kilometrowego odcinka trasy S61 od obwodnicy Suwałk do Budziska przy granicy z Litwą. Budżet to niespełna 900 mln zł, a oferty - od 1 mld do 1,5 mld zł.
Początkowo Ministerstwo Infrastruktury zakładało na ten rok włączenie do ruchu blisko 500 km nowych szybkich tras. Biorąc pod uwagę kolejne zrywane kontrakty - 300, może 400 km to optymistyczny wariant. Sprawy związane z inwestycjami i wbijaniem łopat znacznie przyspieszyły tuż przed wyborami.
Jak podaje "Rzeczpospolita", okazało się, że możliwa jest realizacja tych przedsięwzięć, które do tej pory nie mogły ruszyć z miejsca. A na to, co do niedawna było zbyt kosztowne, znalazły się pieniądze.
Czytaj także: Budowa dróg. Kolejny przetarg na S1 i plan budowy
I tyle, teraz już wszystko wraca do normy. Również tej, związanej z wyrzucaniem wykonawców za niewywiązywanie się z umowy. Do tego dochodzą ogromne korki, trasy nie wytrzymują coraz to większego natężenia ruchu, świetnym przykładem jest tu autostrada A2 na trasie z Warszawy do Łodzi, gdzie ewidentnie brakuje trzeciego pasa.
Co prawda GDDKiA uspokaja, że w przypadku szczególnie dużych zatorów przed bramkami szlabany będą podnoszone, ale tylko na odcinkach zarządzanych przez GDDKiA. Jan Krynicki, rzecznik Dyrekcji zapewnia, że są już przepisy, które pozwalają w krytycznych sytuacjach na czasowe odstąpienie od poboru opłat.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl