Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Brak holistycznej strategii migracyjnej obejmującej zarówno Polaków poza granicami naszego kraju, jak i przyciągania cudzoziemców, jest wynikiem nie tylko napięć politycznych, ale także odmiennych koncepcji różnych działów administracji publicznej, mających rozbieżne wizje bezpieczeństwa, polityki rynku pracy, a także szeroko rozumianego potencjału gospodarczego.
W ostatnich 10 latach Polska szybko transformowała z kraju historycznie emigracyjnego w kraj imigracyjny. Było to możliwe dzięki wykorzystaniu przepisów o uproszczonej procedurze zatrudniania cudzoziemców, przygotowanej jeszcze w 2007 r.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ten liberalny model dostępu do polskiego rynku pracy, a także silny popyt na pracowników wynikający z dynamicznie rozwijającej się gospodarki oraz niedoborów kadrowych, spowodował masowy napływ krótkoterminowych i cyrkularnych migrantów, głównie z Ukrainy. Proces ten przyspieszył w 2014 r., w którym Rosja zaanektowała Krym i rozpoczęła walkę o wschodnie części Ukrainy. W efekcie w ostatniej dekadzie właściwie nie doświadczyliśmy fazy przejściowej, w której zarówno społeczeństwo, jak i aparat państwowy miał możliwość stopniowego dostosowania do zmian migracyjnych.
Do Polski za pracą
Wystarczy wspomnieć, że od 2016 r. Polska zaczęła być liderem wśród krajów UE w liczbie wydawanych zezwoleń na pobyt obywateli państw trzecich. Natomiast w latach 2018-2019, a więc tuż przed pandemią COVID-19, w raportach opracowywanych przez OECD, nasz kraj przewodził wśród krajów rozwiniętych na świecie w zakresie krótkoterminowej migracji zarobkowej. Z danych GUS wynika, że na koniec 2019 r. w Polsce przebywało 2,1 mln cudzoziemców, czyli dwukrotnie więcej niż w 2015 r.
Pandemia początkowo zatrzymała napływ cudzoziemców, ale od 2021 r. ponownie notowaliśmy przyrosty liczby obcokrajowców w Polsce. Co istotne, osoby przybywające do Polski cechował wysoki udział aktywności zawodowej. Z danych OECD za 2021 r. wynika, że stopa zatrudnienia obcokrajowców w Polsce wynosiła 80 proc., podczas gdy średnia dla UE - 65 proc.
Nowe wyzwania humanitarne
Poza perspektywą gospodarczą, należy zwrócić uwagę na kwestie geopolityczne, związane z wojną hybrydową oraz działaniami humanitarnymi. Pierwszym ważnym była i jest nadal zorganizowana przez reżim Łukaszenki migracja na granicy polsko-białoruskiej. Z podobnymi wyzwaniami musiały zmierzyć się również kraje bałtyckie, do których także kierowani byli uchodźcy z Bliskiego Wschodu i Afryki. Ponadto w 2020 r. pojawiła się emigracja polityczna po fali masowych protestów stłumionych przez autorytarny reżim.
Jeszcze większym wyzwaniem humanitarnym okazały się następstwa agresji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r. i wojna za naszą wschodnią granicą. To spowodowało w krótkim czasie masowy napływ uciekinierów wojennych do Polski. Emigracja uchodźcza z Ukrainy była największym tego typu procesem w Europie po II wojnie światowej.
Do końca 2022 r. polską granicę przekroczyło 8 mln obywateli Ukrainy, zaś do Ukrainy powróciło 6,2 mln osób. Dziś możemy już mówić o średnio lub długoterminowej migracji, dotyczącej ok. 950 tys. osób, które dysponują numerami PESEL i przebywają na terenie Polski. Są to niemal wyłącznie kobiety, dzieci i mężczyźni w wieku powyżej 60. r.ż. Należy podkreślić, że wśród uchodźców w wieku produkcyjnym 65 proc. osób jest zatrudnionych, co stanowi najwyższy poziom aktywizacji wśród wszystkich krajów analizowanych przez OECD. Oznacza to, że integracja migrantów uchodźczych, podobnie jak migrantów zarobkowych sprzed 2022 r., dokonuje się poprzez aktywność zawodową.
Należy podkreślić, że ostatnie lata to czas przyspieszonych lekcji z migracji. Skalę tych zjawisk obrazują dwie liczby. Po masowej fali uchodźców z Ukrainy odsetek cudzoziemców przebywających w naszym kraju sięgnął niemal 8 proc. populacji, podczas gdy w 2010 r. była to zaledwie 0,1 proc. Polska ma już wypracowane skuteczne metody asymilowania cudzoziemców na rynku pracy, natomiast pojawiły się nowe wyzwania w zakresie integracji, działań humanitarnych czy kwestii bezpieczeństwa.
Potrzebne nowe otwarcie
Mimo silnych procesów migracyjnych, zmian w populacji i nowych wyzwań, nie doczekaliśmy się w Polsce kompleksowej polityki migracyjnej, a tylko rozproszonych rozwiązań palących problemów. Znane są przykłady ze świata dobrych praktyk np. z Kanady, Australii czy Wielkiej Brytanii, które łączą potrzeby rynku pracy ze świadomym przyjmowaniem mniejszości narodowych tak, by zachować balans społeczny.
W Polsce mamy problem rozproszenia kompetencji w zakresie kreowania polityki migracyjnej w różnych ośrodkach władzy. W ramach ministerstw zgoła odmienne perspektywy przedstawiają np. osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo, a więc resort spraw wewnętrznych, a inne poglądy mają resorty, które prowadzą dialog ze sferą biznesową - odpowiedzialne za pracę czy gospodarkę, a jeszcze inny punkt widzenia przedstawia MSZ. W ramach tej triady ścierają się argumenty związane z zapewnieniem kontroli formalnoprawnych warunków przyjazdu i pobytu cudzoziemców. W kontrze pojawiają argumenty związane z uzupełnieniem luk na rynku pracy. Do tego dochodzą wątki związane z obsługą punktów konsularnych i respektowaniem przepisów unijnych.
W tak prowadzonym dialogu łatwo o sprzeczności i wpadnięcie w pułapkę inercji. Ponadto, niejasna jest kwestia odpowiedzialności za obszar prawny, czyli tworzenia i egzekwowania przepisów. Dlatego, aby opracować pełną strategię migracyjną wskazane byłoby stworzenie odpowiedniego zespołu projektowego w ramach rządu z pełnomocnictwami do przygotowania właściwej strategii.
Ustalmy priorytety
Na chwilę obecną należy określić priorytety na przyszłość, które pozwolą wypracować konsensus między działaniami humanitarnymi, integracją dotychczasowych migrantów, zapewnieniem potrzeb rynku pracy oraz bezpieczeństwa kraju. Niełatwo będzie o taki kompromis, ale istnieją wzorce, z których możemy czerpać.
Kraje anglosaskie od lat prowadzą dość restrykcyjną, ale skuteczną politykę migracyjną opartą na systemach kwotowych. Izrael czy Hiszpania mają odrębne ministerstwa imigracji i integracji. Osadzenie w "jednych rękach" polityki migracyjnej pozwoliłoby uniknąć na przyszłość gorszących historii czy niepotrzebnych dyskusji i napięć wokół napływu cudzoziemców, bowiem kryteria i zasady byłyby klarowne. Jednocześnie tworząc długofalową strategię integracyjną wiemy już czego się wystrzegać biorąc pod uwagę części nietrafionych działań realizowanych przez inne kraje europejskie.
Istotną różnicą w polskim podejściu do polityki migracyjnej, w stosunku do innych państw, byłoby objęcie nią również naszych rodaków poza granicami kraju. Byłaby to szansa na stworzenie systemu zachęt do przyciągnięcia choćby części osób, które wyjechały w ramach ostatnich fal poakcesyjnej emigracji, a także emigrantów z dawnych lat. To szczególnie istotne w kontekście negatywnych trendów demograficznych, których już doświadczamy i które będą nasilać się w kolejnych dekadach.
Tak polska, jak i europejska debata wokół migracji jest bardzo emocjonalna, dlatego warto osadzić ją w ramach jasnych reguł tak, by być przygotowanym również na wyzwania przyszłości. Niedawno podczas konferencji w Nowym Jorku Prezydent Zełenski powiedział, że porażka Ukrainy w wojnie z Rosją będzie oznaczała dziesiątki milionów uchodźców szukających schronienia w krajach NATO.
Chyba nikt nie chce, by taki czarny scenariusz dla naszego sąsiada się ziścił, ale powinniśmy być i na niego przygotowani. Choćby dlatego urzędnicy, organizacje pozarządowe, biznes czy eksperci powinni wspólnie usiąść do rozmów i przeprowadzić tę niełatwą debatę nad strategicznym podejściem do migracji. Zwłaszcza, że sukces militarny Ukrainy może wywołać ruch emigracyjny w kierunku przeciwnym - część dzisiejszych uchodźców opuści Polskę tworząc pustkę na rynku pracy.