Sytuacja w Brukseli staje się coraz bardziej gorąca. Trwa przeciąganie liny między "przyjaciółmi spójności", wśród których jest m.in. Polska a "oszczędną czwórką", która chce jak największych cięć we wspólnym budżecie. W tej drugiej grupie są Austria, Dania, Szwecja i Holandia.
Mówiło się nawet o przedłużeniu szczytu na sobotę i niedzielę, byle tylko się dogadać.
Obejrzyj: Podatek handlowy? Nie łudźmy się: będzie drożej
- Jestem przekonany, że przy zdrowym rozsądku i determinacji możemy zawrzeć porozumienie, które przyniesie korzyści wszystkim Europejczykom. Aby je osiągnąć, wszystkie strony będą musiały wykazać się duchem kompromisu - powiedział w środę Michel.
Wygląda jednak na to, że zgody nie ma i wciąż jest do niej daleko. Premier Mateusz Morawiecki mówił w piątek rano o "pewnym klinczu" podczas nocnych obrad.
Po południu do akcji wkroczył Viktor Orban, który sprawę postawił jasno: porozumienia nie ma i nie wygląda na to, by został szybko osiągnięty.
Premier Węgier mówił o tym, że płatnicy netto (czyli m.in. wspomniana "oszczędna czwórka") muszą zgodzić się na większy budżet. Jego zdaniem grupa "przyjaciół spójności" oczekuje budżetu na poziomie 1,3 proc. łącznego Dochodu Narodowego Brutto krajów UE.
Propozycja Charlesa Michela, przewodniczącego Rady Europejskiej, zakłada "zaledwie 1,07 proc. DNB, a "oszczędni" liczą na zmniejszenie kwoty do 1 proc. A każde 0,01 proc. to ok. 10 mld euro. Stawka jest wiec wysoka.
W międzyczasie, jak informuje Polskie Radio, pojawiła się pewna propozycja, która ma wychodzić na przeciw oczekiwaniom "oszczędnej czwórki".
Według informacji rozgłośni, przewodniczący Rady Europejskiej znalazł około 20 mld euro oszczędności, bez wielkiego uszczerbku dla polityki spójności czy wspólnej polityki rolnej. Państwa mają dostać tę propozycję na papierze i policzyć, ile na tym stracą.
Jak jednak wynika z wystąpienia Orbana, prawdopodobnie propozycja Michela nie została przyjęta.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl