– Warszawa żądała gwarancji, że Komisja Europejska zrezygnuje z innych procedur przeciwnaruszeniowych dotyczących sądownictwa. Tego KE nie może jednak zrobić. Jest unijny sąd, presja Parlamentu Europejskiego, są państwa członkowskie – powiedział "Rz" nieoficjalnie ambasador jednego z państw UE.
Zdaniem dyplomaty nie wystarczy przypływ sympatii do Polski w związku z zaangażowaniem naszego kraju w pomoc na rzecz ukraińskich uchodźców. Uważa on, że do powrotu do głównego nurtu unijnej polityki potrzebne jest zakończenie sporu o praworządność. Wymogiem Brukseli jest wpisanie jako tzw. kamienia milowego likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, a także to, by do orzekania wrócili sędziowie, których izba ta ukarała.
Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo
Dlaczego Bruksela nie zaakceptowała KPO?
"Odpowiednie zapisy były gotowe, ale wtedy Polska zażądała wycofania kar już zasądzonych przez Trybunał, a także wniosku KE o kolejne kary za niewykonywanie wyroków" - pisze "Rz".
– Komisja chciałaby być bardziej elastyczna, ale PiS nie ułatwia życia nawet tym, którzy gotowi są przymknąć jedno oko – mówi dziennikowi Milan Nic, ekspert think tanku DGAP. Jego zdaniem zastanawiające jest, jak bardzo nasz rząd nie rozumie unijnego systemu. – Może w Warszawie są jeszcze jakieś umiarkowane osoby, ale wyraźnie blokowane – uważa ekspert, cytowany przez "Rz".
Gazeta ocenia, że efektem tego jest taktyka Polaków w Brukseli. "Zamiast próbować się układać, w ostatnich tygodniach ambasador RP przy UE mocno naciskał na Komisję. Bez rezultatu" - napisano.