Irlandia nie bawi się w półśrodki. Rząd tego kraju zdecydował się wprowadzić pełen lockdown w związku z pandemią COVID-19. Kraj będzie funkcjonować w takim reżimie łącznie przez sześć tygodni - do 1 grudnia. Wszystko to z powodu galopującej liczby nowych zakażeń, która łącznie przekroczyła 10 tys. przypadków.
"Musimy pamiętać, że robimy to, by chronić nasze rodziny i najbardziej wrażliwych członków naszej społeczności" - napisał na Twitterze premier Irlandii Micheal Martin.
Lockdown oznacza konkretne obostrzenia dla mieszkańców Irlandii. Nie mogą oni pracować stacjonarnie ani też oddalać się od własnych domów dalej niż na odległość 5 km. Wyjątkiem są osoby, które pełnią funkcje niezbędne do działania państwa. Zakazane są także spotkania z dalszą rodziną oraz znajomymi na terenie domów i przydomowych ogródków.
Większość sklepów detalicznych pozostaje nieczynna. Działają tylko supermarkety. Otwarte pozostały także szkoły. Irlandzki rząd przewiduje, że sześciotygodniowe zamrożenie gospodarki przyczyni się do wysłania 200 tys. osób na bezrobocie. Takie osoby będą otrzymywać specjalne, awaryjne zasiłki w wysokości 350 euro tygodniowo.
- Te środki starczą, aby mieć na opłaty i skromne przeżycie. Oczywiście przy założeniu, że żyje się w parze w mieście. Na wsi czy w małym miasteczku za tę kwotę można przyzwoicie pożyć – mówi money.pl Michał Piękny, który pracuje w gastronomii.
Pan Michał jest jednym ze 120 tys. Polaków, którzy mieszkają i pracują w Irlandii i którzy również odczuwają lockdown. Co zmieniło zamrożenie gospodarki?
- 80 proc. Polaków, przynajmniej spośród tych, których ja znam, to typ śmiejący się z osób, które noszą maseczki. Pozostali to zwykli ludzie, którzy nie poddali się w swojej walce z pandemią, choć nikomu nie jest lekko – przyznaje pan Michał
Nasz rozmówca wskazuje, że przed największym wyzwaniem stoją osoby związane z gastronomią i turystyką. Oba te sektory stanowią ok. 20 proc. całej gospodarki Irlandii, a jednocześnie są jej ważnym elementem tożsamościowym. W Irlandii rzadko gotuje się w domach. Dużo czasu spędza się w pubach, a te zamknięto teraz na cztery spusty.
- Irlandczycy cierpią, gdy nie mogą iść do pubu – mówi pan Michał. - Pub w tym kraju jest wszystkim. Knajpą, ławką przed blokiem, wizytą u cioci. Do pubu idziesz na lunch, na randkę czy na spotkanie firmowe – tłumaczy mężczyzna.
Pan Michał dodaje, że w pubie, w którym pracuje, zdarza się wyprawiać zarówno urodziny, chrzty, jak i komunie. Irlandczycy idą do pubu bez względu na to, czy jest Wigilia, czy drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Ale teraz właściciele musieli przestawić się na przygotowanie posiłków z odbiorem własnym lub dowozem.
- To wszystko zupełnie inaczej wygląda. Właściciele małych biznesów nie walczą ze sobą, ale wspierają się. Wspierają się też lokalne społeczności, które informują się np. w mediach społecznościowych, tu przyjdź, tam zjedz, u tego zamów. Poza tym samo państwo pomaga - komentuje Michał Pietkiewicz, który mieszka w Irlandii od 16 lat i też jest związany z gastronomią i hotelarstwem. Prowadzi m.in. własną kawiarnię.
- Przy pierwszym lockdownie miałem spadek obrotów o 15 proc., ale zawieszono pobór niektórych danin, więc w ogóle tych problemów nie odczułem - dodaje.
Nasi rozmówcy zauważyli, że gdy za pierwszym razem zamknięto gospodarkę, część właścicieli pubów nie rozliczyła się z dostawcami, ale nikt z tego powodu nie wnosił przeciwko sobie pozwów. Każdy rozumiał wyjątkowość sytuacji. Przyjęto raczej podejście "oddasz, gdy będziesz miał". Czy i tym razem wszystkim uda się zachować chłodną głowę?
- Wszystko zaczęło się jakieś dwa tygodnie temu, kiedy niespodziewanie sztab kryzysowy ogłosił konieczność wprowadzenia lockdownu. Największe zmiany, które wprowadzono od czwartku, to zamknięcie punktów usługowych i ograniczenia w przemieszczaniu się. Sprawdziłam z mężem na mapie, że najbliższe miejsca rekreacyjne leżą poza naszym zasięgiem - tłumaczy Marta Markey, doktorantka Trinity College w Dublinie.
Jak dodaje, lockdown nie ma wpływu na jej sytuację zawodową. Od marca zajęcia odbywają się zdalnie, a większość ludzi i tak pracuje głównie przy komputerze. Jest jednak inna zmiana.
- Przy pierwszym lockdownie było trochę paniki, ale też jakaś ekscytacja nową sytuacją, tak teraz jest spokój i rezygnacja. Mówi się, że coraz więcej osób ma problemy ze stanami depresyjnymi w związku z izolacją i niepewnością - dodaje.
Irlandia jest silna dzięki eksportowi, inwestycjom i obecności tech-gigantów, takich jak Facebook, Google czy Apple, które skusiła przyjazna polityka fiskalna. Wielu pamięta pewnie czas prosperity sprzed 4-5 lat, gdy gospodarka urosła o 26 proc. Co będzie teraz? W drugim kwartale tego roku gospodarka kraju skurczyła sie o 6 proc., a w pierwszym kwartale o 2 proc.