- Klienci jednak wrócili - słyszymy w Polskiej Radzie Centrów Handlowych. Z badań Rady wynika, że w pierwszym tygodniu po otwarciu galerii handlowych dzienny poziom odwiedzin wyniósł - w zależności od dnia - od 53 do 68 proc. w porównaniu do tego samego okresu w 2019 r. - Z rozmów z większością z naszych najemców wynika, że wartość sprzedaży po ponownym otwarciu przekroczyła ich wstępne założenia - mówi money.pl Agata Rybus, rzeczniczka warszawskiego centrum Westfield Arkadia.
To, że klienci wrócili nie oznacza jednak, że łatwo im robić zakupy. LPP S.A. (właściciel m.in. marek Reserved czy Cropp) ma ponad 600 sklepów zamkniętych, podczas gdy otwartych jest niewiele ponad 300. Sieć Quiosque podała, że nie otworzy 1/3 sklepów. Empik zamyka 40 salonów. Części sklepów nie otworzyły też inne polskie marki - np. Kazar czy Ochnik.
Gdy jednak sieci ogłaszają "wypowiedzenia umów" czy nawet "zamknięcia sklepów", to wcale nie znaczy, że mają na myśli całkowite wyprowadzenie się z danej lokalizacji. Spacerujący po galeriach klienci mogą zresztą zauważyć, że w salonach Empiku czy Reserved, za zamkniętymi bramami, ciągle jest tyle samo towaru co wcześniej. - Naszym zadaniem jest walka o utrzymanie firmy w nowych warunkach. Stąd decyzje o odstąpieniu od umów w wybranych sklepach, co jednak nie oznacza, że nie chcemy do tych miejsc powrócić, wymaga to jednak zasadniczych zmian w umowach - przyznaje Agnieszka Krzywańska, dyrektor zarządu PBH S.A., do której należy marka Quiosque.
Chodzi więc o zamykanie sklepów czy może to tylko taktyka negocjacyjna? - Odstąpiliśmy od części umów z galeriami. Trwają w tej sprawie rozmowy z przedstawicielami centrów handlowych - odpowiada money.pl Monika Wszeborowska, rzeczniczka LPP S.A.
- To jasne, że wielkie sieci wcale nie chcą wychodzić. Chcą uzyskać po prostu lepsze warunki - opowiada nam dyrektor dużego centrum handlowego z centralnej Polski.
- Proszę spojrzeć na listę otwartych sklepów Reserved. Otworzyli się w mniejszych centrach, zwykle poza centrami miast. I, co bardzo ważne, zwykle w centrach należących do mniejszych firm. Nie otworzyli się w galeriach należących do międzynarodowych gigantów, jak Atrium czy ECE. Wniosek jest prosty - mniejsze galerie zgodziły się renegocjować warunki i zmniejszyć czynsz. Te większe nawet nie chcą o tym słyszeć - opowiada.
Dyrektor jest przekonany, że czeka nas długa wojna o czynsze. Jednak jest spokojny - firmy w końcu wrócą do centrów. - Przecież muszą sprzedawać swoje towary, a w Polsce i na całym świecie handel online jest ciągle mniejszy niż ten tradycyjny. A po drugie - to nie jest tak, że można ot tak sobie wyjść z galerii. Umowy są na długie lata, czasem na całą dekadę. Jeśli LPP będzie chciało naprawdę wychodzić, czekają nas długie sądowe batalie i pewnie gigantyczne odszkodowania - dodaje.
Wiele salonów Reserved jest zamkniętych, choć w środku ciągle towar jest
Galerie niepewne, internet rośnie
Monika Wszeborowska z LPP odpowiada jednak, że tradycyjny handel ma coraz mniejsze znaczenie. - Przed wybuchem epidemii sprzedaż internetowa stanowiła ok. 12 proc. naszych przychodów. W tej chwili jest to powyżej 30 proc. - opowiada.
Rzeczniczka spółki nie ukrywa, że teraz najważniejszy jest internet, a nie galerie. - Teraz w dużej mierze skupiamy naszą uwagę na rozwoju e-commerce. Musieliśmy między innymi przemodelować naszą logistykę, ale też i działania marketingowe - mówi w rozmowie z money.pl.
Jak dodaje, z galeriami jest mnóstwo problemów. - Jest sporo sklepów, w których po otwarciu sprzedały się pojedyncze sztuki odzieży. I nie ma obecnie mowy o powrocie do rzeczywistości jaką znaliśmy sprzed pandemii. Szacujemy, że powrót do ruchu sprzed kilku miesięcy może potrwać przynajmniej 1,5 roku - zaznacza.
To jednak nie wszystko. Jak zauważa przedstawicielka LPP S.A., mieszkańcy wielkich miast nie wrócili tak chętnie do galerii. - W mniejszych miejscowościach zainteresowanie zakupami w galeriach jest większe w stosunku do tego, co jest widoczne w dużych miastach, gdzie ludzie wydają się ciągle bardzo ostrożni. Te centra handlowe, które stanowiły kluczowe miejsca generowania handlu i ruchu, dziś świecą pustkami. Wygląda na to, że obecnie klienci zwłaszcza w większych ośrodkach miejskich są zainteresowani głównie zakupami internetowymi - opowiada. O wielkich, "trzycyfrowych" wzrostach przychodów ze sprzedaży internetowej mówi też Empik.
Eksperci do końca się firmom handlowym nie dziwią, gdy widzą rosnący internet, trudno nie stawiać na ten kanał. Tym bardziej, że tradycyjna sprzedaż pochłania gigantyczne koszty - na przykład zatrudnienia sprzedawców w sklepach. - W handlu stacjonarnym obowiązywały od lat ustalone reguły i zależności. Teraz przyjdzie teraz czas na redefinicję całego systemu - uważa Agnieszka Górnicka z agencji badawczej Inquiry.
Czy redefinicja systemu oznacza marginalizowanie galerii? - Niekoniecznie. Polska sieć CCC otworzyła wszystkie sklepy. To samo zrobili międzynarodowi giganci handlu - Zara czy H&M. Ci, którzy się nie otworzyli, prowadzą ryzykowną grę o obniżkę czynszów. Wiele ryzykują - mówi nam dyrektor centrum handlowego.
Branża modowa odpowiada, że galerie też są same sobie winne, że część firm nie garnie się do otwierania z powrotem sklepów. Andrzej Rosa, właściciel sieci Royal Collection, wytykał niedawno galeriom, że narzucają zbyt wysokie czynsze i że promują zagraniczne sieci handlowe.
- Galerii nikt w branży nie kocha. Polscy najemcy mają tam ciągle pod górkę - muszą się godzić na wysokie czynsze i na inne warunki. Negocjacje z galeriami były właściwie niemożliwe. W normalnej sytuacji jeszcze jakoś to można było przetrwać. Ale teraz nie mamy normalnej sytuacji i właściciele galerii chyba ciągle nie chcą tego zrozumieć - opowiada nam anonimowo menedżer z polskiej sieci handlowej.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie