Rząd PiS planuje ujednolicenie struktury właścicielskiej polskich szpitali. Miałoby tu ukrócić biurokrację i przynieść oszczędności. Jakie? Choćby zmniejszając 15 mld zadłużenie szpitali - pisze "Rzeczpospolita".
Zdaniem resortu zdrowia organów tworzących szpitale jest za dużo. Po zmianach miałby pozostać trzy: Ministerstwa Zdrowia, uczelni i marszałków województw.
Pomysł przeniesienia pod kuratelę wojewodów 250 placówek zarządzanych przez powiaty i kilkudziesięciu będących w rękach marszałków pojawiał się już wcześniej i budził spore kontrowersje.
Taka centralizacja, zdaniem autorów projektu, miałaby jeszcze jedną zaletę. Pozwoliłaby marszałkom zarządzającym kilkunastoma szpitalami na swoim terenie ich sprofilowanie.
Dr Marcin Pakulski, były prezes NFZ i były wieloletni dyrektor szpitala w Częstochowie, na łamach "Rz" przekonuje, że takie rozwiązanie nie przyniosłoby pozytywnych efektów.
- Po to szpitale są wieloprofilowe, by pacjenci nie musieli jeździć wielu kilometrów w poszukiwaniu pomocy. Poza tym nieprzytomny pacjent przywożony na SOR może mieć udar, ale także, jak to się zdarza w obecnych czasach, chorobę zakaźną. Gdzie wówczas miano by go przewozić? - pyta dr Pakulski.
Rząd chciałby również przeprowadzić akcję oddłużania polskich lecznic. Zająć się tym by miała specjalna agencja restrukturyzacyjna. Miałby pomóc w zarządzaniu zobowiązaniami, a gdyby szpitale nie dawały sobie rady, przejmowałaby obowiązki na siebie na zasadzie podobnej do syndyka.
Również ten pomysł wzbudza wątpliwości dr. Pakulskiego. Jego zdanie grozi to patologią, w której właściciel nadzorowałby sam siebie.