W mediach społecznościowych co chwila pojawiają się dowody na to, że gabinetowi premiera Morawieckiego może się nie udać trudna sztuka sterowania cenami. Może to oznaczać, że opozycja jeszcze przed wyborami otrzyma prezent w postaci niespełnionej obietnicy.
W sprawach tak podstawowych dla wyborców, jak zawartość portfela, może to mieć niebagatelne znaczenie. Wpływ na notowania PiS będzie silny nawet wtedy, kiedy dla większości konsumentów ceny wzrosną nieznacznie. Zawsze bowiem sporym problemem będą te przypadki, gdzie wzrost kosztów okaże się znaczący.
Choć premier Morawiecki obiecywał, że podwyżek nie będzie, to rzeczywistość wygląda inaczej.
Tylko w górę
Na naszą platformę dziejesie.wp.pl dostaliśmy skany dokumentów, które naszej czytelniczce wysłał sprzedawca prądu - firma Innogy. Z porównania tabel z cenami z 2018 r. wynika, że ceny pójdą w górę z 33 gr za kWh do 38 gr (15 proc.). W sprawie tych cenników również od kilku dni głośno jest na Twitterze.
Od innej naszej czytelniczki pani Dominiki dostaliśmy, również na dziejesie.wp.pl, skan pisma, które dostała od firmy Enerha. Od stycznia ma płacić za kWh 0,44 zł brutto (0,36 zł netto). Do tej pory było to 0,16 zł brutto (0,13 netto). Oznacza to podwyżkę o 175 proc.
"Odnośnie cen prądu w Enea, czyli rządowej spółce. Ostatni rachunek w starym roku 2018 już zawiera nowe ceny. Opłata handlowa dla jednoosobowej działalności gospodarczej wzrosła z 28 zł netto do 33 zł netto, opłata za kWh z 0,3199 do 0,4379zł netto. Dlaczego nas tak okłamują?" - napisała z kolei do money.pl pani Ewa. Do korespondencji również dodała skany dokumumentów.
Zmiany nie zrównoważa podwyżek?
Pod koniec roku od innego z naszych czytelników otrzymaliśmy zaś kopię listu do premiera, wysłanego w wigilię Bożego Narodzenia. Rafała z Olsztyna do korespondencji załączył dokumenty poświadczające zapowiadaną podwyżkę od stycznia 2019 r.
Spółka Elektra S.A. - dawniej nosząca nazwę Polski Prąd S.A. - w piśmie poinformowała o nowej cenie za 1 kWh zużytego prądu. Do tej pory było to 23 gr, od stycznia mieszkaniec Olsztyna ma już płacić 34 gr. Oznacza to podwyżkę niemalże o połowę.
- Proponowane przez rząd zmiany tego nie zrównoważą. Obniżenie akcyzy i innych składowych rachunku da najwyżej kilka zł. Tymczasem ja już wiem, że zapłacę o 50 proc. więcej, a dotychczasowy rachunek miałem na średnim poziomie 230 zł miesięcznie. Dlatego zdecydowałem się napisać do premiera - mówił money.pl Rafał z Olsztyna.
Powyższe przypadki pokazują, jak trudna może być sytuacja wielu Polaków, którzy skusili się na atrakcyjnie wyglądające oferty prywatnych sprzedawców energii. Wszystko dlatego, że prezes Urzędu Regulacji Energetyki zatwierdza maksymalne taryfy dla odbiorców indywidualnych wyłącznie w odniesieniu do firm pełniących funkcje tzw. sprzedawcy z urzędu na danym terenie.
W Polsce taką funkcję pełnią cztery spółki kontrolowane przez Skarb Państwa: PGE, Tauron, Enea i Energa. Dla innych sprzedawców energii ceny uwolniono. W odniesieniu do nich URE reguluje tylko koszty dystrybucji, w których od przyszłego roku większych zmian nie będzie.
Chaos narasta
Jednak nawet klienci tych czterech spółek nie wiedzą, jeszcze ile zapłacą. URE bowiem przedłużyło czas na składanie wniosków o zmiany w taryfach. "W związku z wejściem w życie ustawy (...) regulator oczekuje, że przedsiębiorstwa energetyczne przedłożą wnioski taryfowe spełniające wymogi nowych regulacji prawnych” - napisał URE w komunikacie.
Czytamy w nim również, że Urząd z "dużym zaniepokojeniem" przyjął uszczuplenie swoich kompetencji w zakresie ustalania cen i stawek opłat dla odbiorców w gospodarstwach domowych. Urząd zarzuca rządowi, że - po wejściu w życie ustawy - uprawnienia regulatora dotyczące ustalania taryf dla energii elektrycznej na 2019 r. zostały w praktyce znacznie ograniczone.
Widać więc bardzo wyraźnie jak wokół cen energii narasta chaos, który może być trudny do opanowania. Spółki energetyczne też nie bardzo wiedzą, co mają robić. Wszystko dlatego, że mimo prezydenckiego podpisu pod ustawą, rząd nie przygotował do niej rozporządzeń.
A to one są drogowskazem dla spółek energetycznych. Jak mają się teraz odnaleźć w tej sytuacji, skoro specjalna ustawa nakazuje anulowanie już zawartych z samorządami i firmami umów na dostawy prądu, o ile te umowy zakładały podwyżki cen. Rzecz jednak w tym, że najczęściej umowy te były efektem wygranych przetargów.
KE też niezadowolona
Mało tego Komisji Europejska przypomniała Polsce o konieczności notyfikowania wszelkich działaniach dotyczących pomocy publicznej przed ich wdrożeniem. Jak w czwartek powiedziała rzeczniczka KE, rząd Morawieckiego w ogóle nie kontaktował się z Bruksela w sprawie ustawy zamrażającej ceny prądu.
Przypomnijmy. Nowa ustawa obniża akcyzę na prąd, zmniejsza tzw. opłatę przejściową i ustala ceny energii na poziomie z 30 czerwca 2018 r. Zgodnie z nią umowy na dostawy energii w 2019 r., jeśli zakładają wzrost cen w stosunku do poprzedniej umowy danego podmiotu, do 1 kwietnia 2019 r. będą musiały być skorygowane do poziomu z połowy 2018 r.
Ustawa przewiduje też pomocy dla sprzedawców, którzy w 2019 r. kupią energię na rynku za cenę wyższą niż ustalona cena sprzedaży. W takiej sytuacji mają otrzymać bezpośredni zwrot utraconego przychodu z powołanego przez nowelizację Funduszu Wypłaty Różnicy Ceny. Teoretycznie więc sprzedawcy działający na wolnej części rynku, cen podnosić też nie powinni.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl