W czwartek rano Rosja zaatakowała Ukrainę. Na TTF kontrakty na gaz z dostawą na najbliższe miesiące, na wieść o wojnie, wzrosły w ciągu dnia do ponad 140 euro za MWh, jednak po południu staniały do poziomu z czwartkowego otwarcia - pomiędzy 115 a 120 euro za MWh. I tak stanowi to jednak wzrost rzędu 60 proc. w stosunku do notowań z początku tygodnia.
Ukraiński operator przesyłowy GTSOU informował w ciągu dnia, że pomimo walk na Ukrainie z nacierającymi oddziałami rosyjskimi, tranzyt gazu na Zachód odbywa się bez przeszkód, w zgłoszonych wcześniej przez Gazprom ilościach. Także polskie PGNiG informowało, że odbiera uzgodnione ilości ze Wschodu.
Ceny gazu na TGE mocno w górę
Znacząco wzrosły jednak ceny na rynku spot warszawskiej Towarowej Giełdy Energii. W środę gaz z dostawą następnego dnia kosztował nieco poniżej 400 zł za MWH, czwartkowe notowania przekraczały już 561 zł za MWh.
W czwartek nad ranem kolumny rosyjskich wojsk przekroczyły wschodnie, północne oraz południowe granice Ukrainy. W nocy ze środy na czwartek Rosja rozpoczęła ostrzał ukraińskich miast. Celem agresji stały się m.in. Kijów, Charków oraz znajdujące się w obwodzie lwowskim obiekty wojskowe.
Wielkie kolejki na stacjach paliw
Czwartek upłynął też pod znakiem gigantycznych kolejek na stacjach paliw w Polsce. To efekt pogłosek o tym, że wkrótce paliwo albo bardzo zdrożeje, albo nawet go zabranie.
"Wiemy o klientach szturmujących masowo stacje benzynowe. Niekiedy ruch ten spowodowały nieprawdziwe informacje, że paliwa ma braknąć albo że gwałtownie podrożeje, np. jutro. Tymczasem to właśnie taki ruch może spowodować problemy z zaopatrzeniem!" - przestrzegł na Twitterze Jakub Wiech, redaktor naczelny serwisu Energetyka24.