– Gdy przychodzi do płacenia, niemal każdy klient, choćby pod nosem, komentuje ceny – mówi w rozmowie z money.pl Anna, pracowniczka stacji znanej zagranicznej sieci.
Ludzie z przekąsem pytają, kiedy będą płacić 10 złotych za litr. Standardowo tankują za 100 zł, coraz rzadziej pełny bak. Z bólem sięgają po portfel. Kolega był świadkiem, jak przy kasie para licytowała się, kto dziś płaci – opowiada.
– Niektórzy oskarżają nas, że "bogaty koncern tuczy się na biedzie ludzi". Albo że władze firmy pomnażają majątki, a zwykli Polacy nie mają jak dojechać do pracy, bo paliwo jest za drogie. Najgorzej jest wieczorami, kiedy przyjeżdża inna klientela – dodaje nasza rozmówczyni.
Obserwacje pani Anny nie są odosobnione. Potwierdza to Stowarzyszenie Stop Nieuczciwym Pracodawcom, do którego piszą pracownicy stacji paliw, skarżący się na agresywnych klientów. – Im wyższe ceny, tym więcej niewybrednych komentarzy, ataków słownych, a nawet ataków agresji – wylicza Małgorzata Marczulewska, prezes stowarzyszenia. Jak tłumaczy, kierowcy wyzywają pracowników, rzucają polityczne aluzje albo wulgarnie komentują ceny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
– Pojawiały się dość niepokojące groźby, że konkretne stacje należałoby spalić, że jest to globalistyczny spisek i podobne sformułowania – dodaje i apeluje do zarządców stacji o instalowanie monitoringu i pilnowanie, by na zmianach, szczególnie nocnych, było więcej pracowników.
Pracownicy stacji piszą skargi
Od początku roku do stowarzyszenia wpłynęło ponad 20 skarg. Głównie w dwóch falach: w marcu (co mogło być związane z wyczerpaniem efektu "tarczy antyinflacyjnej" i wyraźnym skokiem w cenach) i w ciągu ostatnich kilku dni, kiedy za benzynę trzeba już płacić nawet 8 zł.
W świetle coraz gorętszych emocji związanych z cenami paliw zapytaliśmy największe działające w Polsce sieci o bezpieczeństwo pracowników na stacjach. Jak przekonują ich przedstawiciele, agresja wobec sprzedawców nie jest masowym zjawiskiem, a pracownicy są na taką ewentualność przygotowani i odpowiednio zabezpieczeni.
Wszyscy pracownicy zatrudnieni na stacjach Orlen są szkoleni w zakresie sytuacji niebezpiecznych. Szkolenia prowadzone są przez profesjonalne firmy ochroniarskie w warunkach przypominających rzeczywiste zagrożenia – tłumaczy money.pl biuro prasowe Orlenu.
Jak wyjaśniają przedstawiciele koncernu, inscenizowane są sytuacje, w których symuluje się atak na pracownika, a instruktorzy tłumaczą, jak się przed tym obronić – podobnie jak na kursach samoobrony.
Oprócz praktyki jest również teoria i szkolenia przez internet, między innymi związane z obsługą tak zwanego "trudnego klienta". Jak dodaje Orlen, wszystkie stacje są też wyposażone w systemy antynapadowe, czyli przycisk, po wciśnięciu którego o zagrożeniu informowane są odpowiednie służby. Współpracują też z firmami ochroniarskimi, zapewniającymi bezpieczeństwo osobom przebywającym na terenie obiektu.
W podobnym tonie wypowiadają się przedstawiciele Shella. Rzeczniczka Gabriela Strokirk w odpowiedzi na nasze pytania tłumaczy, że pracownicy przechodzą odpowiednie szkolenia w zakresie radzenia sobie z agresywnymi klientami. Każda stacja jest też wyposażona w "przycisk napadowy", który pracownik stacji może użyć w sytuacji zagrożenia. – Nasza firma współpracuje również z jedną z ogólnopolskich agencji ochrony. Na ten moment nie napływają do nas żadne niepokojące sygnały, aby zagrożenie dla pracowników stacji narastało – dodaje Strokirk.
Biuro prasowe sieci Lotos w odpowiedzi na nasze pytania zapewnia, że "na chwilę obecną nie odnotowano poważniejszych incydentów na naszych stacjach paliw" i że "od lat obowiązują te same procedury związane z bezpieczeństwem pracowników i klientów". Przedstawiciele bp piszą z kolei: "Z niepokojem obserwujemy narastające obawy w społeczeństwie, na które nakłada się bardzo wiele czynników: sytuacja międzynarodowa, inflacja, wzrosty cen produktów w tym paliw. Pracownicy bp Polska są częścią tego społeczeństwa".
"Mamy informacje od pracowników naszych stacji o przypadkach większej nerwowości klientów, ale nie zanotowaliśmy zachowań agresywnych. Kwestie bezpieczeństwa Pracowników są dla nas priorytetem i jeśli pojawią się sygnały, że może być zagrożone, z pewnością podejmiemy dodatkowe działania. Nasze stacje są monitorowane i pod ochroną, wdrożonych jest wiele zabezpieczeń mających na celu bezpieczeństwo Pracowników i Klientów" - dodaje biuro prasowe koncernu w udzielonej money.pl odpowiedzi.
Ceny paliw spędzają w ostatnich tygodniach sen z powiek niejednemu kierowcy. Podwyżki dosłownie galopują, a tak drogo nie było jeszcze nigdy. W środę serwis E-petrol wyliczał, że średnia cena benzyny 95-oktanowej to już 7,95 zł za litr, a w przypadku "dziewięćdziesiątki ósemki" – 8,51 zł za litr. Nieco tańszy jest olej napędowy, za który trzeba płacić 7,48 zł.
Pożywka dla polityków
Na jednej ze stacji Orlenu, na której cena Pb95 przekroczyła już osiem złotych, zatrzymał się w poniedziałek lider PO Donald Tusk. – Prawdy nie przykryją. Za taką cenę Kaczyński nie najeździ się po Polsce – komentował, odnosząc się do zdjęć polityków PiS, którzy w ostatnich dniach ochoczo fotografowali się na stacjach państwowego koncernu. Robili to jednak w taki sposób, by nie było widać cen paliw.
Kwestia cen na Orlenie, a właściwie pylonów, na których są one wyświetlane, to zresztą w ostatnich dniach temat gorących dyskusji. Na niektórych stacjach pojawiły się bowiem nowe wyświetlacze – z większym polem do wpisywania ceny, które mogłyby pomieścić dodatkową cyfrę, jeśli przyjdzie nam płacić za benzynę ponad 10 zł. Sieć zapewnia jednak, że nie taka jest przyczyna zmiany. Na szerszym wyświetlaczu mają się znaleźć "dodatkowe informacje dla kierowców" – oznaczenia i symbole paliw zgodne z unijnym przepisami.
Tomasz Sąsiada, dziennikarz money.pl
Współpraca: Katarzyna Kalus