Niepewność w sprawie opłat za energię będzie nas najprawdopodobniej trzymać przez kolejne miesiące. Wcześniejsze zapowiedzi, że wszystko jasne będzie w styczniu, potem w marcu, czy jako ostatnio deklarował money.pl minister Tchórzewski, do końca czerwca, można między bajki włożyć.
Wszystko dlatego, że projekt nowelizacji ustawy dotyczącej powstrzymania wzrostu cen prądu, który w piątek wpłynął do Sejmu, jest wątpliwą próbą wyjścia naprzeciw oczekiwaniom KE. To właśnie Bruksela zwraca uwagę polskim władzom, że zamrażanie cen prądu nie ma wiele wspólnego z równą konkurencją europejskich producentów.
Rząd Morawieckiego próbuje zatem w kolejnej noweli ograniczyć beneficjentów swojego pomysłu. Lista szczęśliwców, którzy przez cały rok będą mieli zamrożone ceny prądu, jest ciągle długa, ale wykluczono z niej duże przedsiębiorstwa i korporacje. Zostają na niej gospodarstwa domowe, mikro- i małe firmy, szpitale jednostek sektora finansów publicznych, w tym samorządów.
O podwyżki mają się też nie martwić państwowe jednostki organizacyjne nieposiadające osobowości prawnej, takie jak choćby Lasy Państwowe. Rzecz jednak w tym, że ta próba ratowania rządowej obietnicy, również może się nie powieść.
Wsparcie tak, ale...
- Zmodyfikowana ustawa ma być bardziej strawna dla KE. Dlatego ceny zostaną zamrożone dla Kowalskich, samorządów, małych i mikro przedsiębiorstw. Średnie i duże mają z kolei dostać rekompensaty, o które będą musiały wystąpić - mówi money.pl Rafał Zasuń z portalu "Wysokie napięcie".
To rządowe wsparcie dla dużych biznesów nie będzie jednak wyrównywaniem różnic cenowych w pełni. Duzi odczują wzrost cen prądu, bo zwrot wyższych kosztów zakupu prądu odbywać się będzie na zasadach pomocy de minimis. Co to oznacza w brukselskiej nomenklaturze?
Wartość tej pomocy obwarowana jest limitami, który w największej liczbie przypadków wynosi ok. 860 tys. zł otrzymanej pomocy w bieżącym roku podatkowym oraz w dwóch poprzedzających go latach podatkowych. To jednak ciągle tylko projekt i nieznana jest jeszcze odpowiedź KE. Ponownie można jednak oczekiwać, że unijni urzędnicy odrzucą pomysł. Dlaczego?
- Rząd chce jednak pierwsze półrocze 2018 r. rozliczyć na wcześniej proponowanych zasadach, gdzie ceny mają być zamrożone dla wszystkich. Nie można jednak liczyć na zgodę Brukseli. Rząd prosi przecież o pozwolenie na łamanie prawa europejskiego. Fakt, że tylko przez pół roku, ale jednak - mówi Zasuń.
Jakoś to będzie?
Rzeczywiście trudno się raczej spodziewać przychylności unijnych urzędników. Jak zatem rozumieć propozycje kolejnej nowelizacji ustawy prądowej?
- Nie będzie porozumienia z KE, ale problem zostanie na jakiś czas zaklajstrowany. Potem już trzeba będzie tylko przeczekać do wyborów, a kłopotem zajmie się kolejna ekipa rządząca - przekonuje Rafał Zasuń.
Spróbujmy jednak myśleć o tym projekcie trochę bardziej pozytywnie. Może jednak się uda. Sejm przyjmie ustawę prezydent podpisze, KE cudem się zgodzi. Rzecz jednak w tym, że to ciągle za mało, bo sama ustawa bez rozporządzeń to za mało. Bez nich ciągle nie wiadomo, jak to rozliczać a na rozporządzenia do ustawy czekamy przecież od początku roku. Trudno zatem uwierzyć, ze nagle powstaną w kilka dni.
Ciągle tez należy wątpić w przychylność Brukseli. Jak już pisaliśmy w money.pl, od samego początku prac nad tą ustawą KE sygnalizowała, że urzędowe mrożenie cen prądu to niedopuszczalna pomoc. Ustalanie sztywnych cen dla samorządów i odbiorców indywidualnych można jeszcze teoretycznie podciągnąć pod usługę publiczną. Jednak jakiekolwiek dopłaty, wyrównania dla przedsiębiorstw to już trudne do przejścia pole minowe.
Pytaliśmy w Ministerstwie Energii, czy jest szansa na to, by szef tego resortu dotrzymał słowa i do końca czerwca jasnym się stało ile kosztuje nas prąd w tym roku. Niestety do czasu opublikowania tego artykułu, nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl