Prezes Narodowego Banku Polskiego nie ma ostatnio dobrej prasy. Jeszcze we wrześniu mówił, że podwyżka stóp procentowych byłaby "szkolnym błędem", a Rada Polityki Pieniężnej odrzuciła wniosek o podniesienie kosztu pieniądza o 0,15 pkt proc.
Miesiąc później, kiedy inflacja wciąż się pięła, RPP nieoczekiwanie podniosła stopy o 0,4 pkt proc., a na początku listopada kolejny raz zaskakując rynek, członkowie Rady dodali do tego wyniku 0,75 pkt proc.
Obecnie główna stopa procentowa wynosi w naszym kraju 1,25 proc., wciąż mniej, niż przed rozpoczęciem pandemii (przez lata utrzymywała się na poziomie 1,5 proc.).
NBP może się negatywnie zaskoczyć. Jest najnowsza projekcja
W poniedziałek NBP wydał jeden ze swoich najważniejszych dokumentów - czyli raport o inflacji. Czytamy w nim, że inflacja w Polsce w pierwszych trzech miesiącach 2022 r. może sięgnąć 7 proc.
Rozbijając tę wartość, dowiadujemy się, że ceny żywności wzrosną według analityków banku o 5,4 proc., a ceny energii aż o 18,5 proc., co byłoby najwyższym wzrostem w całym horyzoncie projekcji.
Eksperci banku centralnego uważają, że za podniesienie ścieżki inflacji w latach 2021-2022 względem projekcji lipcowej "odpowiada korekta cen energii, a w mniejszej skali – również cen żywności i inflacji bazowej".
W raporcie czytamy, że:
Na rewizję tę szczególnie silnie wpłynął wzrost notowań surowców energetycznych. W bieżącym roku jest to w największym stopniu skutek wyższych notowań cen ropy naftowej, a w konsekwencji cen paliw do prywatnych środków transportu. Z kolei rekordowo wysokie w ostatnich miesiącach poziomy cen gazu ziemnego oraz uprawnień do emisji CO2 będą miały – ze względu na proce taryfikacji – rozłożone w czasie przełożenie na podwyżki cen gazu i energii elektrycznej dla gospodarstw domowych.
Jak tłumaczy NBP, na wzrost cen gazu i uprawnień do emisji CO2 podatne są w szczególności ceny żywności, zarówno przetworzonej, jak i nieprzetworzonej, za sprawą rosnących cen nawozów sztucznych.
"Wysokie ceny i ograniczenia w dostępności nawozów obniżą dodatkowo przyszłoroczne zbiory warzyw i zbóż, przedłużając niekorzystną sytuację podażową na tych rynkach spowodowaną w tym roku warunkami pogodowymi" - przekonują. Z tego powodu ceny żywności dadzą się nam jeszcze we znaki.
NBP może się jednak zdziwić
Ekonomiści są zdania, że projekcja jest niedoszacowana. Jak wyjaśniają eksperci największego banku w Polsce - PKO BP - "bankierów centralnych czeka jeszcze sporo inflacyjnych zaskoczeń, a to wspiera nasze oczekiwania na kolejne podwyżki stóp, przynajmniej w grudniu i styczniu".
Z kolei specjaliści mBanku przewidują, że inflacja na przełomie roku może wynieść nawet 8 proc. i również mówią, że szczyt wzrostu cen jest w raporcie banku centralnego ustawiony za nisko (inflacja będzie wyższa), a wyhamowanie cen żywności, przedstawione w projekcji, jest zbyt szybkie.
"Lada moment będzie znów spore zaskoczenie" - podsumowują.
Przygotujmy się na droższe kredyty
To wszystko prowadzi nas do jednego podstawowego wniosku. Stopy procentowe będą jeszcze w naszym kraju rosły, a wraz z nimi koszty kredytów dla gospodarstw domowych oraz dla firm.
Szczególnie, że jak zauważają ekonomiści Banku Pekao, na prof. Glapińskiego będą działać trzy potężne siły, które mogą zmusić Radę do kolejnych działań. Prześledźmy je pokrótce.
- Inflacja wciąż zaskakuje i będzie zaskakiwać
NBP ciekawie wypada na tle innych banków centralnych w regionie. Najbardziej zaskakujący w swoich działaniach jest bank naszych południowych sąsiadów - Czech (CNB). Zgodnie z oczekiwaniami, czeski bank centralny podniósł na czwartkowym posiedzeniu stopy procentowe.
Skala ruchu okazała się jednak znacznie większa od prognoz. Zamiast podwyżki o 50-75 pb, CNB zdecydował się przebić samego siebie sprzed miesiąca (wówczas podwyższono stopy o 75 pb) i podwyższyć stopy aż o 125 pb. Tym samym główna stopa CNB wróciła do poziomu z listopada 2008 r. Czechy mają tym samym najwyższe stopy procentowe w regionie.
Według Pekao przekładanie czeskiej reakcji na pozostałe banki centralne regionu powinno być wykonywane z ostrożnością.
"Trudno jednak w ostatnich ruchach stóp w regionie nie dostrzec elementów wyścigu. Jak dotąd, w pojedynku prognostycznym, to rynki finansowe miały rację i różnice pomiędzy politykami pieniężnymi NBP, CNB i MNB okazywały się mniejsze niż pierwotnie zakładano. Nie są to warunki sprzyjające stopniowej normalizacji stóp NBP i presja na większe ruchy będzie płynąć ze strony danych makro (dostrzegamy spory potencjał do dalszych zaskoczeń inflacją, zwłaszcza w krótkim okresie)" - uważają ekonomiści zrepolonizowanego banku.
Podobnego zdania jest członek RPP Jerzy Żyżyński, który w opublikowanym w poniedziałek wywiadzie dla agencji Bloomberg powiedział, że "wzrost inflacji powyżej projekcji, oznaczałby potrzebę podniesienia stóp procentowych o kolejne 75 pb od obecnego poziomu".
- Rynek
Drugą siłą jest rynek. Inwestorzy, patrząc na po rentownościach polskich obligacji 10-letnich, wyceniają główną stopę procentową na poziomie ok. 2,8-3 proc., czyli ponad 100 proc. większą niż obecnie.
- Złoty
Z presją rynku wiąże się także kurs złotego. Pomimo szybkich i mocnych podwyżek stóp w październiku i wrześniu, kurs polskiej waluty wciąż jest słaby. Za jedno euro w poniedziałek płacimy 4,6 zł oraz 3,97 zł za dolara.
To dość dziwne, ponieważ podniesienie kosztów pieniądze klasycznie prowadzi do umocnienia się danej waluty. Ale nie w przypadku złotego. Można to interpretować w taki sposób, że inwestorzy wciąż uważają, że stopy są u nas za niskie, a inflacja tak szybko nie zejdzie do celu NBP na poziomie 2,5 proc. (+- 1 pkt. proc.).
"Dość powiedzieć, że złoty pozostaje słaby pomimo zawężenia różnic pomiędzy przyszłymi stopami procentowymi w Polsce i innych krajach regionu do najniższych poziomów w tym cyklu (30-40 pb). Tym samym, stawiane sobie przez Radę Polityki Pieniężnej arbitralne przystanki (poziom stóp z kwietnia 2020 czy poziom stóp sprzed pandemii) mogą się szybko zdezaktualizować" - kończą eksperci Banku Pekao.