Przypomnijmy, że zgodnie z ustawą przygotowaną przez Ministerstwo Aktywów Państwowych samorządy będą mogły sprzedawać węgiel mieszkańcom w cenie nie wyższej niż 2 tys. zł za tonę.
Ceny węgla
Tymczasem według Agencji Rozwoju Przemysłu międzynarodowy rynek węgla w październiku wszedł w fazę tzw. korekty.
– Ceny węgla na światowych rynkach spadają. Indeks ARA był jeszcze w czerwcu na poziomie 390 dolarów, dzisiaj jest na poziomie 190 dolarów. Gdyby rząd nie ingerował w wolny rynek i pozwolił mu normalnie funkcjonować, to prawdopodobnie mielibyśmy dzisiaj węgiel na rynku w cenie 2000 zł brutto lub mniej. Zapowiedź węgla za 2 tys. zł spowodowała, że rynek zatrzymał się na trzy tygodnie. To powoduje, że mamy dużo drogo kupionego węgla głównie przez importerów – mówi w rozmowie z money.pl Łukasz Horbacz, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla.
Z kolei Bernard Swoczyna, główny ekspert Fundacji Instrat, mówi nam, że ceny węgla będą zależeć od pogody, sytuacji w gospodarce i trudnych do prognozowania tymczasowych zdarzeń.
Czy w takim razie dobrym pomysłem było kupowanie przez rząd dużych ilości węgla po wysokich cenach w okresie, kiedy ceny biły swoje rekordy?
– W momencie, gdy rząd decydował się na zakupy, sytuacja była rzeczywiście ryzykowna i trudno krytykować tę decyzję, nawet jeśli dziś warunki są inne. Obecnie niższe ceny wynikają też z wyjątkowo ciepłej pogody w październiku. Wątpliwości można mieć co do sposobu zakupu węgla i dystrybucji na terenie kraju – komentuje Swoczyna.
Wolny rynek
Niedawno szefowa Ministerstwa Klimatu i Środowiska w rozmowie z Polsat News wskazała, że pomysł na węgiel za niecały tysiąc złotych nie wypalił, bo "instrument nie cieszył się dużym zainteresowaniem". Winą rząd obarczył podmioty prywatne, które nie zdecydowały się przyjąć dopłat i następnie dystrybuować węgiel po niskiej cenie.
Zdaniem Łukasza Horbacza pomysł wprowadzenia węgla za 2 tys. zł spowoduje podobny efekt co poprzedni.
– Przez działania rządu nikt węgla nie kupuje, mam na myśli pośredników i firmy handlujące. To wynika z tego, że klienci nie chcą kupować. Może się wkrótce okazać, że ta cena 2000 zł jest wyższa od ceny rynkowej. Tak jest, kiedy widzialna ręka rządu chce siłować się z niewidzialną ręką rynku – ocenia Łukasz Horbacz.
Pytamy Bernarda Swoczynę z Fundacji Instrat, czy w takim razie pozwolenie rynkowi działać na własnych zasadach przyczyniłoby się do tańszego opału dla Polaków.
– Na razie ceny węgla dla gospodarstw domowych (nie węgla dla elektrowni) są wciąż bardzo wysokie i raczej nie byłoby możliwości zakupu go taniej na wolnym rynku. Trudno przewidzieć, co będzie pod koniec zimy. Gdyby okazała się bardzo łagodna, to teoretycznie jest to możliwe, ale pamiętajmy, że po embargu na rosyjski węgiel powstała duża dziura na rynku – mówi Bernard Swoczyna.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czy węgla starczy na zimę?
Według ostatnich wypowiedzi minister klimatu rząd szacuje, że w Polsce 600-700 tys. gospodarstw nie ma węgla na zimę. Z kolei 60 proc. z nich zadeklarowało, że będzie zastępować ten opał drewnem. Zdaniem Agencji Rozwoju Przemysłu, obawy o zaspokojenie popytu w perspektywie krótkoterminowej są coraz mniej uzasadnione, nawet uwzględniając porę zimową.
– Sytuacja wygląda lepiej niż kilka miesięcy temu, ale wciąż trudno przewidzieć, co się wydarzy, bo zależy to od trudnych do przewidzenia czynników, takich jak zatory w portach i oczywiście bardzo silnie też od pogody. Pamiętajmy też, że sytuacja każdego gospodarstwa domowego jest inna. Są szczęściarze lub zapobiegliwi, którzy mają opał na całą zimę, na przykład kupiony przez słynny sklep internetowy PGG, są też osoby, które teraz nie mają prawie nic i patrzą z niepokojem na nadchodzące chłodne dni – ocenia Bernard Swoczyna.
Jednak Łukasz Horbacz jest daleki od optymistycznych prognoz, biorąc pod uwagę już poczynione przez rząd zakupy.
– Składy węgla są puste, widzimy, że wstępne zapotrzebowanie, jakie samorządy zgłaszają do ministerstwa, wynosi 2,5-3 mln ton. Węgiel, który jest importowany, nie jest jeszcze przesiany, ponieważ jest na tyle miękki, że gdyby był przesiewany teraz, to by mógł się zacząć kruszyć. W portach jest około 4 mln ton "niesortu", które trzeba przesiać, przewieźć na składy, a następnie do piwnic kowalskich. Z tych 4 mln ton uda się wysiać zaledwie 1 mln ton węgla opałowego. Myślę, że aby zaspokoić pierwszy głód na węgiel, potrzebujemy 2-3 miesięcy, a mówimy o pierwszym rzucie – podsumowuje w rozmowie z money.pl.
O komentarz w sprawie poprosiliśmy Ministerstwo Aktywów Państwowych, na moment publikacji artykułu nie otrzymaliśmy stanowiska.
Weronika Szkwarek, dziennikarka money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.