Michael O'Leary od ponad 30 lat jest nie tylko szefem, ale też twarzą i głosem tanich linii lotniczych Ryanair. Słynie z ostrych wypowiedzi na temat konkurentów, lotnisk i z kontrowersyjnych pomysłów. Wielokrotnie podkreślał, że dzięki jego wypowiedziom Ryanair zdobywa rozgłos w mediach i oszczędza na reklamie.
Zazwyczaj trudno stwierdzić, kiedy mówi serio, a kiedy żartuje. Dziesięć lat temu świat obiegła wieść, że w samolotach Ryanaira ma być tylko jedna toaleta i w dodatku płatna - za cenę 1 funta, czyli wówczas około 5 zł. Innym razem O'Leary "głośno myślał" o dopłatach do biletu od pasażerów z nadwagą.
Gdy w 2018 r. na targach wyposażenia samolotów Aircraft Interiors Expo w Hamburgu pokazano fotele przystosowane do pozycji pół-stojącej, mówiono, że właśnie spełnia się jedno z marzeń O'Leary'ego. Na drodze do ich realizacji zawsze stał jednak nadzór lotniczy i obowiązujące przepisy, w tym wymóg certyfikacji samolotów i ich wyposażenia pod kątem spełnienia rygorów bezpieczeństwa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tanie linie = niskie koszty
Od kwietnia 2022 r. do końca marca 2023 r. Ryanair zanotował 1,43 mld euro zysku netto wobec 355 mln euro straty rok wcześniej. Z usług przewoźnika w tym czasie skorzystało 168,6 mln pasażerów, czyli o blisko 20 mln więcej niż rok wcześniej. Średni wskaźnik wypełnienia jego samolotów wyniósł 93 proc.
O przewoźnikach takich jak Ryanair, Wizz Air czy easyJet, mówimy "tanie linie lotnicze". To nie do końca prawda, bo nie zawsze podróż nimi jest tania. Ich model biznesowy bardziej oddaje angielskie określenie low-cost airlines, czyli linie lotnicze o niskich kosztach. Bo to właśnie w tym się wyspecjalizowały - cięciu kosztów. To oczywiście przekłada się zazwyczaj na niższe ceny biletów.
Sztandarowe przykłady cięcia kosztów to:
- taryfy bez wliczonego bagażu rejestrowanego, a teraz także "obcinające" wymiary bagażu kabinowego do małego plecaka,
- płatne posiłki, przekąski, napoje, a nawet woda w trakcie lotu,
- dodatkowe opłaty za wydruk karty pokładowej na lotnisku,
- wejście na pokład po schodach zamiast przez lotniskowy rękaw prosto z terminala,
- brak systemu rozrywki pokładowej,
- latanie głównie do i z mniejszych lotnisk, oddalonych od centrów miast,
- opłaty za wybór fotela na pokładzie.
Podczas ostatniej rozmowy z Michaelem O'Learym zapytałem szefa Ryanaira o to, który sposób na radykalne cięcie kosztów chciałby wdrożyć, gdyby nie patrzył mu na ręce żaden regulator w postaci Agencji UE ds. Bezpieczeństwa Lotniczego (EASA)?
- Szczerze? To nie jest tak, że chciałbym, żeby nie było EASA. Musi być regulator, czuwający nad standardami bezpieczeństwa. W lotnictwie mówimy: Safety First, czyli bezpieczeństwo przede wszystkim, my w Ryanair też. Linia lotnicza musi latać bezpiecznie, inaczej nikt z nią nie poleci, nie ważne, jak tania będzie - odpowiedział z pełną powagą.
O'Leary ma inny sposób na cięcie kosztów
Dopytałem go o kwestię płatnych toalet, latania na stojąco albo "dwupiętrowych" foteli, pozwalających upchnąć na pokładzie jeszcze więcej osób. Michael O'Leary przekonuje, że dziś ma inny sposób na generowanie oszczędności.
Zamówiliśmy 300 nowych samolotów B737 MAX 10, w których zamiast 187 będzie 228 foteli. A równocześnie spalają o 20 proc. mniej paliwa lotniczego. Policzyliśmy, że zużyją o 33 proc. mniej paliwa lotniczego w przeliczeniu na jeden fotel. To jest dzisiaj nasz sposób na cięcie kosztów - stwierdził szef Ryanaira.
Nowe MAX-y mają pozwolić Ryanairowi "urosnąć" do 300 mln pasażerów rocznie w 2034 r. Wartość podpisanego w maju kontraktu to 40 mld dol. Zapytałem więc Michaela O'Leary'ego, czy "chce powiedzieć, że to B737 MAX 10 uratują pasażerów przed pomysłami w postaci płatnych toalet czy latania na stojąco?". - Tak, zdecydowanie - odpowiedział.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl