Jak podaje gazeta.pl, zatwierdzony w zeszłym miesiącu przez Pekin projekt zakłada budowę zapory na rzece Yarlung Tsangpo, która przepływa przez Tybet, Indie (jako Brahmaputra) i Bangladesz (jako Jamuna). Szacuje się, że elektrownia wodna może generować aż 300 mld kilowatogodzin rocznie - to ponad trzy razy więcej niż Zapora Trzech Przełomów. Szczegóły inwestycji pozostają jednak tajemnicą. Nie ujawniono lokalizacji, kosztów, wykonawcy ani liczby osób, które będą musiały zostać przesiedlone.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Obawy Indii i Bangladeszu
Projekt wzbudza liczne obawy w Indiach i Bangladeszu, które znajdują się poniżej biegu rzeki. Istnieje ryzyko zmniejszenia przepływu wody, co może zagrozić rolnictwu, dostępności wody pitnej i ogólnemu ekosystemowi regionu. Indie podkreślają również, że Wyżyna Tybetańska to obszar aktywny sejsmicznie, co zwiększa ryzyko katastrof, takich jak trzęsienia ziemi czy osuwiska.
Rzecznik indyjskiego MSW skrytykował projekt jako "nieodpowiadający na potrzeby krajów leżących poniżej biegu rzeki". Były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Indii Shivshankar Menon stwierdził, że brak zaufania między Indiami a Chinami tylko pogarsza sytuację - podaje gazeta.pl.
Dla Chin budowa zapory wpisuje się w strategię zwiększania udziału energii odnawialnej w miksie energetycznym. Pekin zapowiedział osiągnięcie szczytu emisji CO2 w 2030 roku, a zapora ma przyczynić się do realizacji tego celu. Projekt jest również postrzegany jako impuls dla gospodarki i rynku pracy, zwłaszcza w odległym rejonie Tybetu.
Nie brakuje jednak pytań o sens budowy tak potężnej elektrowni w regionie o niskim zapotrzebowaniu na energię, gdzie przesył energii będzie kosztowny i trudny logistycznie - czytamy.
Zapora ma powstać w pobliżu spornego odcinka granicy między Indiami a Chinami w Himalajach, co dodatkowo zaostrza napięcia między oboma krajami. Kilka lat temu dochodziło tam do zbrojnych starć między żołnierzami, a w ostatnich latach trwały negocjacje dotyczące patroli militarnych.