"Chiny próbują zakończyć kryzys na rynku nieruchomości szerokim pakietem ratunkowym" - pisze w piątek Bloomberg. Wśród propozycji jest zniesienie dolnej granicy oprocentowania kredytów hipotecznych, obniżenie wymaganego wkładu własnego, a Ludowy Bank Chin przygotowuje 42 miliardy dolarów na zakup niesprzedanych domów, które mają później służyć jako mieszkania socjalne.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Chiny odpalają kredytową bombę. Takiego pakietu pomocowego jeszcze nie było
"Pakiet wsparcia obejmuje również niższe wymagania dotyczące wkładu własnego dla nabywców domów oraz 300 miliardów juanów (42 miliardy dolarów) finansowania z banku centralnego, aby pomóc firmom wspieranym przez rząd w zakupie nadwyżki mieszkań niesprzedanych od deweloperów. Nieruchomości te zostałyby następnie przekształcone w mieszkania socjalne" - czytamy w Bloombergu.
Jak zauważa agencja, akcje chińskich deweloperów poszybowały w górę o 10 proc., jednak analitycy zastanawiają się, czy pakiet rzeczywiście okaże się skuteczny. "Wiele osób czeka, aż ceny nieruchomości w Chinach spadną" - przekonuje.
- Jest to trochę podobne do ratowania instytucji finansowych podczas Wielkiego Kryzysu Finansowego - powiedział Zhu Ning, profesor finansów w Shanghai Advanced Institute of Finance, podczas wywiadu dla Bloomberg TV.
Wkład własny
Wicepremier Chin He Lifeng mówił w piątek, że "sektor nieruchomości jest silnie związany z rozwojem gospodarczym". Podkreślił również potrzebę dalszego realizowania tzw. "trzech wielkich projektów" Państwa Środka, czyli mieszkań socjalnych, renowacji miast oraz infrastruktury publicznej.
W piątek chiński bank centralny obniżył pułap minimalnego wkładu własnego przy kredytach mieszkaniowych do rekordowo niskiego poziomu 15 proc. Z kolei nabywcy kupujący drugie mieszkanie muszą teraz wpłacić 25 proc., przy czym obie zmiany oznaczają obniżenie o 5 punktów procentowych.
Każde miasto nadal będzie musiało podejmować własne decyzje dotyczące stóp procentowych kredytów hipotecznych już po zniesieniu ogólnokrajowego minimum. Lokalne władze mogą zdecydować, czy utrzymają minimalny poziom stóp procentowych dla kredytów hipotecznych, i na jakim poziomie - podaje portal.
Pakiet stymulacyjny jest niezwykle ważny, ponieważ do tej pory każde ratowanie gospodarki przez Państwo Środka odbijało się siłą rzeczy na koniunkturze na globie. Chiny są największym importerem surowców. Poprawa tamtejszej gospodarki powinna być więc forpocztą lepszych nastrojów także w innych krajach świata.
Kryzys mieszkaniowy w Chinach
Jak pisze Bloomberg, ponad trzy lata po tym, jak Chiny wprowadziły surowe ograniczenia dotyczące zadłużenia deweloperów, firmy nieruchomościowe, w tym wspierana przez państwo China Vanke Co., są na skraju bankructwa.
Łącznie nie spłaciły 124 miliardów dolarów długu. Zagraża to całemu społeczeństwu, gdyż nasilają się protesty wśród Chińczyków, a niesprzedane zapasy mieszkań utrzymują się na najwyższym poziomie od ośmiu lat. Wraz ze wstrzymaniem prac budowlanych i niewypłacalnością deweloperów, około 5 milionów ludzi jest zagrożonych bezrobociem lub zmniejszonymi dochodami. Obrazy pustych budynków i niedokończonych prac publicznych stały się globalnymi symbolami niezadowolenia z zarządzania gospodarką przez Xi - komentuje Bloomberg.
Co się dzieje w Chinach?
Jedna z najistotniejszych decyzji, podjętych przez chińskie władze w ostatnich miesiącach, to ostateczna upadłość spółki Evergrande. To niegdysiejszy gigant rynku nieruchomości. Decyzję w tej sprawie ogłosił sąd w Hongkongu, przypieczętowując tym samym to, czego bali się inni uczestnicy chińskiego rynku. "Po blisko trzech latach zmagań, przetargów, dociekań i spekulacji okazało się, że jednak żelazna zasada 'zbyt wielki, by upaść' (too big to fail) nie obowiązuje w dzisiejszych Chinach" - podkreślał jakiś czas temu prof. Bogdan Góralczyk, znawca Chin, w analizie opublikowanej w "Obserwatorze Finansowym".
Wyjaśniał też, że branża deweloperska odpowiada za jedną trzecią PKB Chin. To wbrew pozorom niezbyt dobra informacja. "Budowano zbyt dużo i na zapas, bo wiele nowych apartamentowców, a nawet osiedli, natychmiast zamieniało się w te 'z brodą', jak je nazywano, gdyż albo nigdy, albo w małym stopniu je zasiedlono, a po nowych, pustych obiektach hulał wiatr" - pisał w "Obserwatorze Finansowym" autor analizy.
Wskazywał też na przyczyny chińskiej gigantomanii w zakresie budownictwa. Po kryzysie z roku 2008 Chiny postanowiły przeznaczyć na inwestycje 610 mld dol. (4 bln juanów). "Powstawały miasta-widma, jak słynny, nawet ciekawy architektonicznie Ordos (Kangbashi), miasto o statusie prefektury miejskiej w Chinach, w regionie autonomicznym Mongolia Wewnętrzna. Dysponowało całą infrastrukturą, ale i tak nikt tam - przynajmniej na stałe - nie mieszkał" - zwracał uwagę.