Lekarze dostawali 6,75 tys. zł zgodnie z nowelizacją ustawy o świadczeniach zdrowotnych z lipca 2018 r., zwaną także ustawą 6 proc. PKB.
- Byłam w szoku - w rozmowie z "Rzeczpospolitą" emocji nie ukrywała lekarka z oddziału. Jak dodała, ma dwie specjalizacje i nieco ponad 5 tys. na rękę to też "nie kokosy".
Szpital nie jest jednak wyjątkiem. Do Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy zgłaszają się specjaliści z różnych dziedzin, którym jednostki też obcinają pensje.
Utrzymanie podwyżek dla specjalistów zagwarantowane jest ustawą do końca roku. Projekt nowelizacji zakładający utrzymanie obecnego poziomu do czerwca 2021 r. czeka na poprawki Senatu. Ale szpitale negocjują płace już teraz.
- Jeśli nie obniżę pensji, nie dopnie mi się budżet – powiedział wprost "Rzeczpospolitej" dyrektor jednego ze szpitali.
Lekarze od dawna zwracają uwagę na zbyt niskie, ich zdaniem, wynagrodzenia.
Obecnie na jednym etacie pracuje zaledwie 24 proc. lekarzy. W większości osoby pracujące w publicznej służbie zdrowia dorabiają w prywatnych przychodniach.
Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy sprawdził, jak musiałyby wzrosnąć pensje, by lekarze zdecydowali się na pracę tylko w jednym miejscu. Okazało się, że 87,8 proc. badanych twierdzi, że powinno to być przynajmniej 9300 złotych netto. Obecnie przeciętna płaca w publicznej służbie zdrowia to ok. 5100 zł netto.
Po pandemii 15 proc. lekarzy i 10 proc. pielęgniarek zamierza odejść z rynku pracy – wyemigrować lub całkowicie odejść z zawodu - wynika z kolei z raportu Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie (UEK). "Fakt jest taki, że wyniki badań zapowiadają katastrofę w zakresie zasobów ludzkich w ochronie zdrowia w Polsce w czasach postpandemicznych" – czytamy w dokumencie.