Wiceminister aktywów państwowych Karol Rabenda zapowiedział w środę wprowadzenie elastycznych rozwiązań, aby samorządy mogły zagospodarować nadmiary węgla, który odebrały.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nadwyżki węgla w gminach. Rząd ma propozycję
- Jeśli będą takie sytuacje, że węgiel na składowiskach zostanie, to chcemy wydłużyć okres odbioru powyżej tych trzech ton. Jeśli ktoś będzie chciał z tego węgla zrobić sobie zapas na przyszłą zimę, to tymi rozwiązaniami to umożliwimy. Będzie można węgiel sprzedawać dłużej niż do 30 kwietnia - poinformował Rabenda.
Wyjaśnił również, że jeśli zapotrzebowanie mieszkańców gmin będzie mniejsze niż 25 ton, to gminy będą mogły zamówić mniejsze ilości węgla.
Zapowiedział jednocześnie, że dzisiaj spotyka się z przedstawicielami samorządów, żeby te rozwiązania skonsultować. - W przyszłym tygodniu będziemy przedstawiać już rozwiązania konkretne - poinformował Rabenda.
Sprzedaż węgla przez gminy
Przypomnijmy, sprzedaż węgla przez samorządy odbywa się na podstawie ustawy o zakupie preferencyjnym paliwa stałego. Zakłada ona, że gospodarstwa domowe, gminy, spółki gminne i związki gminne mogą kupować węgiel od importerów za nie więcej niż 1500 zł za tonę. Gmina może sprzedawać węgiel mieszkańcom za nie więcej niż 2000 zł za tonę. Sprzedawcom przysługują rekompensaty, których maksymalny limit na 2023 r. ustalono na 4,9 mld zł. Przy zakupie obowiązuje trzytonowy limit. Ceny węgla w każdej gminie można sprawdzić w portalu cieplo.gov.pl.
- W styczniu dostarczyliśmy już pół miliona ton węgla. W całym okresie grzewczym 2022-23 to już razem półtora miliona ton, które trafiło do samorządów i przez samorządy do gospodarstw domowych - poinformował wiceminister Rabenda pod koniec ubiegłego miesiąca.
Money.pl wysłał do MAP pytanie o ewentualne plany kontynuacji programu sprzedaży węgla przez gminy w kolejnym roku. Jak dotąd nie uzyskaliśmy odpowiedzi. - Jeśli trzeba będzie, jeśli będą wymagać tego wąskie gardła logistyki i dystrybucyjne, to oczywiście będziemy kontynuować ten proces - przekonywał w styczniu premier Mateusz Morawiecki.