Najbardziej prawdopodobny na dziś wariant to zakwestionowanie decyzji PKW i SN przez ministra finansów i odmowa wypłaty PiS zabranej już wcześniej subwencji i dotacji. Czyli zostawienie stanu rzeczy w takiej formie, jak teraz - gdy PiS otrzymał pomniejszoną dotację powyborczą i - raz na kwartał - pomniejszoną ratę subwencji partyjnej. Nie można wykluczyć, że wcześniej resort finansów będzie chciał wyjaśnień od PKW w sprawie ostatniej uchwały i tego jak, ją interpretować.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie znaczy to jednak, że rozstrzygnięcie to kwestia godzin. - Domański pracuje nad rozwiązaniem, lepiej, żeby się nie spieszył, bo musi być pewny swojej decyzji. Dziś raczej nie ma co się spodziewać decyzji, ona może być w ciągu kilku dni - usłyszeliśmy we wtorek w KPRM.
- Jak dla mnie jest oczywiste, że minister tych pieniędzy nie wypłaci. Musi być sprawiedliwość. Jego szef ogłosił decyzję w portalu X, a minister Berek napisze usprawiedliwienie - ocenia były wysoki urzędnik rządowy. Przypomnijmy, że Donald Tusk napisał tydzień temu w serwisie X: "Pieniędzy nie ma i nie będzie. Na moje oko tyle wynika z uchwały PKW".
Uzasadnienie
Zapewne drogą do takiej decyzji będzie powołanie się na orzeczenia sądów europejskich w sprawie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Przypomniał je we wtorek na swoim profilu w serwisie X szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Maciej Berek.
Jak podkreślił we wpisie, zarówno Europejski Trybunał Praw Człowieka, jak i Trybunał Sprawiedliwości UE uznały, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN "nie ma, ze względu na sposób powołania wchodzących w jego skład sędziów, statusu niezawisłego i bezstronnego sądu ustanowionego uprzednio na mocy ustawy w rozumieniu wspomnianych powyżej postanowień prawa Unii, wobec czego skład ten nie stanowi "sądu" w rozumieniu art. 267 Traktatu o funkcjonowaniu UE."
Z tego wynika, że skoro podważany jest status sądu, to uchwała podjęta na jego podstawie przez PKW nie obowiązuje. - Minister Domański powinien uznać, że ponieważ uchwała PKW została podjęta na podstawie decyzji neosędziów, to nie obowiązuje - słyszymy od polityka Lewicy.
Ale nie przekonuje to wszystkich. Zdaniem szefa PKW Sylwestra Marciniaka uchwała, mimo wyrażonych w niej wątpliwości wobec statusu izby, wiąże ministra finansów, więc pieniądze powinny trafić do PiS. Opinie prawników są rozbieżne. Byli prezesi TK Marek Safjan i Andrzej Zoll uważają, że pieniądze nie powinny być wypłacane. Przeciwnego zdania jest konstytucjonalista Ryszard Piotrowski.
Argumenty za wypłatą to m.in. przywołanie zapisów Kodeksu wyborczego, który mówi, że minister finansów działa na podstawie informacji PKW, a ta ostatnia w przypadku uznania skargi komitetu wyborczego przez SN na odrzucenie jego sprawozdania niezwłocznie przyjmuje uchwałę o przyjęciu sprawozdania. Zwolennicy zatrzymania tych pieniędzy przez ministra nie kwestionują tych zapisów, jednak podkreślają, że nie działają one w tym przypadku z powodu kwestionowania IKNiSP SN.
Z drugiej strony pojawia się argument, że nawet jeśli uznać wątpliwości sądów europejskich wobec Izby, to nie dotyczą one jej roli w sprawach wyborczych. Takie stanowisko prezentuje Sąd Najwyższy i jego IKNiSP oraz Pałac Prezydencki, ale nie tylko - można je usłyszeć od prawników, którzy są na przeciwnym biegunie sporu. Jak pisaliśmy wcześniej, dwóch poprzedników Domańskiego na tym stanowisku uważa, że wobec zapisów kodeksu wyborczego jego pole manewru jest ograniczone i powinien pieniądze wypłacić.
Na pewno w tej sprawie minister finansów czuje na plecach oddech politycznego zaplecza.
Procedura wypłaty powinna zostać zawieszona do momentu, gdy orzekający w tej sprawie sąd będzie spełniał standardy niezawisłości. Skoro dziś system jest dysfunkcyjny, należy kierować się decyzją PKW z 29 sierpnia, która wykazała nadużycia w kampanii PiS. Konsekwencją powinno być również niewypłacanie PiS subwencji do momentu rozstrzygnięcia sprawy przez zreformowany SN - komentuje w rozmowie z money.pl poseł KO Mariusz Witczak.
Z drugiej strony PiS nie odpuszcza. Rzecznik partii Rafał Bochenek poinformował o złożeniu zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez ministra Andrzeja Domańskiego, który nie wypłacił subwencji. "Wszelka odpowiedzialność za niezrealizowanie uchwały PKW, a tym samym orzeczenia SN, spoczywa osobiście na ministrze finansów. Brak realizacji ustawowych obowiązków rodzi po stronie ministra Domańskiego odpowiedzialność konstytucyjną i prawnokarną" - napisał rzecznik partii na portalu X.
Od jednego z polityków koalicji słyszymy, że minister nie powinien wypłacać PiS pieniędzy, jednak musi się liczyć z tym, że jeśli coś się nie uda, czeka go prokurator lub Trybunał Stanu
Osobną kwestią jest to, co oznacza scenariusz "niewypłacania". Jak wynika z naszych informacji, mało prawdopodobne jest rozwiązanie, w którym minister wstrzymuje wszelkie przelewy dla PiS. To byłoby możliwe tylko w przypadku, gdyby zgodnie z ustawą o partiach politycznych Sąd Najwyższy odrzucił skargę partii na uchwałę PKW, w której Komisja odrzuciła jej sprawozdanie. PKW podjęła taką decyzję w listopadzie, ale SN jeszcze nie rozpatrzył sprawy, zrobi to najwcześniej 14 stycznia.
Natomiast decyzja PKW z listopada była automatycznym przedłużeniem sierpniowej decyzji w sprawie odrzucenia sprawozdania komitetu wyborczego PiS, więc jest prawdopodobne, że skoro SN podważył decyzję PKW z sierpnia, to tak samo zrobi z listopadową. Szef MF raczej będzie bazował na uchwale PKW z sierpnia, która okroiła subwencję z 26 mln zł rocznie do nieco ponad 15 mln zł rocznie i zapewne tyle może wpływać na konta PiS. Choć, jak pisaliśmy wyżej, w KO są głosy, by przelewy w ogóle wstrzymać.
Ustawa Hołowni
Równolegle do dyskusji o tym, czy Andrzej Domański powinien PiS-owi wypłacić pieniądze, czy nie, trwają dyskusje nad rozwiązaniem problemu kwestionowanej izby SN w kontekście uznawania przez nią ważności wyborów prezydenckich. Jak dotąd na stole jest jedynie projekt ustawy "incydentalnej", przygotowany przez Polskę 2050 Szymona Hołowni. Zakłada ona m.in., że ważność najbliższych wyborów miałyby orzec trzy izby SN: Karna, Cywilna i Pracy, a nie kwestionowana Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych.
Rozwiązanie to jednak nie eliminuje z tego procesu tzw. neosędziów (z nadania Krajowej Rady Sądownictwa po 2018 roku). Co więcej, w praktyce dopuszcza, że będą mogli oni orzekać w sprawach wyborczych, bowiem na 96 sędziów Sądu Najwyższego neosędziowie stanowią już 53 osoby. To powoduje, że nie ma już izby SN, w której nie byliby oni obecni.
- Niech prezydent odpuści izbę kontroli, my odpuśćmy na ten jeden moment status sędziów - mówił we wtorek w RMF FM marszałek Sejmu Szymon Hołownia.
Ustawa ma trafić na bieżące posiedzenie Sejmu, zaczynające się w środę. Propozycja Hołowni nie może jednak liczyć na ciepłe przyjęcie w koalicji rządzącej, a zwłaszcza Lewicy.
Jest uchwała Rady Ministrów i uchwała Sejmu, że nie uznajemy neosędziów, a wydane przez nich orzeczenia obarczone są wadą prawną. Dlaczego więc mamy na chwilę przymykać na to oko? - mówi money.pl przewodniczący Lewicy Włodzimierz Czarzasty.
Mniej stanowcze podejście do projektu Hołowni wykazuje Mariusz Witczak z Platformy Obywatelskiej. - Nie zamykamy drogi tej ustawie. Inaczej niż Lewica, my nie kwestionujemy jej w całości, nie wykluczamy złożenia poprawek - mówi.
Wśród rozważanych koncepcji jest np. mówiąca o tym, by w sprawach wyborczych orzekali sędziowie z odpowiednim stażem, np. 10-letnim (co z automatu eliminowałoby tzw. neosędziów). Tyle że takie rozwiązanie może budzić wątpliwości natury konstytucyjnej. Nasz rozmówca z PO przyznaje jednak, że finalnie mogą to być czysto teoretyczne rozważania, bo ustawa nie wejdzie w życie. - Na pewno jesteśmy pryncypialni w sprawie odsunięcia neosędziów od orzekania w tych sprawach. Natomiast nie wiemy, czy warto ją uchwalać, bo Duda i tak ją zawetuje - przyznaje Mariusz Witczak.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl