Zawieszenie w zasadzie całej aktywności usługowej – i znakomitej części aktywności handlowej, które trwa od połowy marca, przekłada się na duże zmniejszenie zużycia energii elektrycznej w Polsce. Odetchnie środowisko, ale powody do zmartwienia ma Polska Grupa Górnicza, która dostaje bardzo mało zleceń. "Gazeta Wyborcza" donosi, że W przedsiębiorstwa energetyczne Enea oraz Tauron nie zamówiły od niej na kwiecień ani tony węgla.
Realizację zakupów zgodnie z umową deklaruje PGE, które jest udziałowcem węglowej spółki.
Przez epidemię rośnie górka węgla. Na koniec lutego Agencja Rozwoju Przemysłu szacowała stan zapasów tego surowca przy kopalniach na ponad 7 mln ton. Dla porównania – w październiku 2019 r. przykopalniane zwały liczyły łącznie 4,67 mln, a rok wcześniej 2,44 mln ton.
Górnicy z PGG muszą dopuszczać do siebie myśl, że produkcja węgla będzie musiała być ograniczona, a to - jak napisał w piśmie do górników w zeszłym tygodniu szef związku Kadra Górnictwo Krzysztof Stanisławski - będzie "trudne bez narażania kopalń na likwidację".
Swoje robi również import energii, głównie z Niemiec, choć niewykluczone, że te akurat spadnie w kolejnych miesiącach za sprawą rosnących cen u naszych dostawców.
"GW" zapytała Ryszarda Pazdana, eksperta Business Centre Club ds. polityki środowiskowej, o przyszłość polskich kopalni.
- Spadek zapotrzebowania na energię wynikający z epidemii znów obnaża prawdę, że PGG nie ma przed sobą żadnej przyszłości. Powinna nastawiać się na likwidację, i to raczej szybciej niż później. Dotąd myślałem, że pociągnie jeszcze 10-15 lat, ale m.in. przez koronawirusa, ale też rozwój fotowoltaiki i nowych technologii coraz częściej wykorzystywanych w Polsce, będzie to nie więcej niż kilka lat – uważa.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Obejrzyj i dowiedz się, jak chronić się przed koronawirusem