W apartamencie Rafała Zaorskiego, najsłynniejszego, polskiego spekulanta, który na oczach użytkowników jednego z serwisów społecznościowych zarobił w 24 godziny 2,5 mln zł na indeksie DAX, na parapecie okna z widokiem na panoramę Warszawy, stoi pomalowany na złoto, półmetrowej wysokości symbol bitcoina (BTC).
Zaorski nigdy nie ukrywał swojego zainteresowania kryptowalutą, wielokrotnie inwestował zarówno w bitcoina, ethereum, jak i inne krypto, obstawiając zarówno zwyżkę ich ceny, jak i zajmując tzw. krótkie pozycje, czyli licząc na spadek (tzw. short).
Pod koniec ubiegłego roku, gdy cena BTC wyznaczała kolejny rekord cenowy, Zaorski wieszczył pęknięcie bańki spekulacyjnej, ale nikt mu nie wierzył. W połowie maja br. scenariusz ten się zrealizował - cena najsłynniejszej kryptowaluty świata w ciągu zaledwie kilku dni spadła z 58 do 38 tys. dol., a kapitalizacja całego bit-rynku zmniejszyła się z 1,2 biliona dol. do 700 mld.
– Tak naprawdę nie stało się nic dziwnego czy niespodziewanego, bo takie wahania są charakterystyczne dla krypto – zauważa Rafał Zaorski i dodaje: – Dlatego do inwestycji w ramach tego segmentu rynku kapitałowego trzeba podchodzić bardzo ostrożnie.
Uważni zarobili miliony
Najprostszym, dostępnym dla każdego sposobem inwestowania w krypto jest kupno na giełdzie wybranej jednostki (w sumie jest ich już około 2,5 tys.). Dekadę temu, gdy bitcoin zyskiwał dopiero popularność, za 1 BTC trzeba było zapłacić mniej niż dolara. W połowie marca br., gdy waluta osiągnęła swój dotychczasowy rekord, za jednostkę płacono około 60 tys. dol.
Oznacza to, że właściciel kupionych w 2010 r. 1000 BTC za tysiąc dol., kilka miesięcy temu mógł je sprzedać za, bagatela, około 60 mln dol. Obecnie byłyby warte nieco mniej, bo około 40 mln dol., ale zysk w postaci pomnożenia kapitału kilkadziesiąt tysięcy razy w ciągu dekady i tak działa na wyobraźnię.
Rzecz w tym, że w trakcie tych dziesięciu lat niedoświadczony inwestor wielokrotnie przeżywałby ciężkie chwile i prawdopodobnie decydował o zamknięciu swoich pozycji. Kurs bitcoina wielokrotnie się załamywał, tracąc w ciągu tygodnia, tak jak w połowie maja br., kilkadziesiąt proc. swojej wartości.
– Poddany takiej presji początkujący inwestor sprzedałby zapewne swój portfel kryptowalutowy, przewieźć całość przez pełną dekadę byłoby mu trudno, choć, oczywiście, teoretycznie jest to możliwe – przekonuje Maciej Samcik, wieloletni dziennikarz ekonomiczny, obecnie autor serwisu Subiektywnie o finansach.
Bankrutujące giełdy kryptowalut
To niejedyne niebezpieczeństwo grożące osobie, która zechciałaby obecnie zainwestować w kryptowalutę. Wbrew zapewnieniom o bezpieczeństwie zdeponowanych środków na platformach transakcyjnych, rynek nie doczekał się w Polsce rzetelnych regulacji prawnych. Regulator, czyli Komisji Nadzoru Finansowego, dostrzega co prawda bitcoina czy ethereum, ale swoje działania ogranicza w zasadzie do wpisywania co jakiś czas na listę ostrzeżeń budzących największe podejrzenia giełd transakcyjnych.
W 2019 r. upadłość ogłosiła platforma Coinroom, która wcześniej figurowała w spisie KNF. Zakończeniu jej działalności towarzyszył krótki termin wypłaty środków, a duża część inwestorów nie miała w ogóle możliwości wypłaty zdeponowanych na rachunku pieniędzy.
Niedługo potem z rynku zniknął Bitmarket, swego czasu najstarsza i największa platforma handlu kryptowalutą w Polsce. Zaczęło się niewinnie: 1 czerwca 2019 r. użytkownicy giełdy na ekranach komputerów zobaczyli komunikat o przerwie technicznej spowodowanej awarią. Po pewnym czasie platforma ruszyła, jednak inwestorów zaniepokoiła konieczność zmiany haseł i blokada możliwości wypłaty środków. Niektórym zalecono również dokonanie, często ponownej, weryfikacji poprzez przesłanie skanu dowodu tożsamości.
Zalecenia te wywołały panikę: inwestorzy zaczęli na gwałt zamykać swoje rachunki. 8 lipca, czyli nieco ponad miesiąc po pierwszych incydentach, giełda w oficjalnym komunikacie poinformowała o zakończeniu działalności z powodu utraty płynności. Okazało się, że od lat ukrywała swoje problemy finansowe. Zaraz potem w niewyjaśnionych okolicznościach z życiem pożegnał się jeden z właścicieli Bitmarketu, drugi trafił do aresztu.
– Już kilka miesięcy przez komunikatem o zamknięciu giełdy mieliśmy wolniejsze wypłaty – zauważa Dawid Muszyński, założyciel sieci kantorów FlyingAtom. –Standardowo wychodziły w jeden, dwa dni, w grudniu – cztery, a w styczniu 2019 roku przez 20 dni nie otrzymaliśmy od nich przelewu. Zdążyliśmy wycofać środki tylko dlatego, że gdy się o tym dowiedziałem, poleciłem natychmiast zlikwidować rachunek. Inni mieli mniej szczęścia czy intuicji - dodaje.
Czy kopanie się jeszcze opłaca?
Skoro handel krypto obarczony jest ryzykiem zarówno kursowym, jak i związanym z bezpieczeństwem zdeponowanych środków, może warto sięgnąć do korzeni i zacząć wydobywać krypto, samemu zostając tzw. górnikiem?
Teoretycznie to możliwe. Wydobycie bitcoina polega na przeprowadzeniu szeregu skomplikowanych operacji matematycznych, kryptowaluta jest nagrodą. Samemu jednak tak trudnych wyliczeń przeprowadzić się nie da. Konieczny jest do tego wyposażony w najwyższej jakości szereg kart graficznych serwer, potocznie zwany koparką (wydajność zależy w głównej mierze od ich mocy obliczeniowej).
Na popularnej platformie aukcyjnej ceny gotowych, skonfigurowanych i wymagających tylko podłączenia do prądu urządzeń, zaczynają się od kilkudziesięciu tys. zł. Za najbardziej wyrafinowaną koparkę trzeba zapłacić od 100 tys. zł w górę. Jednak jako że wynagrodzenie górnika ulega inflacji każdego roku, trzeba zaciągać do pracy coraz to mocniejsze maszyny.
Potentatem wydobycia bitcoina są Chiny, gdzie pracuje najwięcej na świecie mających największą moc obliczeniową, wydobywających krypto farm hardwarowych. – Biorąc pod uwagę nakłady początkowe, czas, jak również koszty prądu, to dla jednej osoby w Polsce inwestycja w kopalnię kryptowaluty obecnie jest raczej mało opłacalna – przekonuje Maciej Samcik.
Bitcoin w sklepie
Wygląda na to, że kryptowaluty tworzone i będące dotychczas raczej narzędziem w rękach zapalonych fanów technologii, powoli wkraczają do mainstremu. Jak zauważają w swoim ostatnim raporcie analitycy CitiGroup, bitcoin już niedługo może stać się główną walutą w handlu międzynarodowym.
Sprzyja temu konstrukcja tej waluty, której wartość nie jest związana z wahaniami kursów walut fiducjarnych (brak ekspozycji na wahania kursowe). Duże znaczenie ma także oceniany generalnie jako bezpieczny obrót, neutralność polityczna, zdecentralizowany i globalny charakter, jak również szybkość i cena przelewów, które błyskawicznie, nawet w ciągu kilku minut, trafiają do cyfrowego portfela odbiorcy.