Opisywaliśmy w money.pl historie pana Rafała spod Wrocławia oraz Michała spod Warszawy. Ten pierwszy z okien widzi rusztowania, tyle że nie widzi pracowników, bo ci nie przyszli od pół roku na budowę. Ten drugi został z domem bez dachu na zimę, bo szef firmy budowlanej trafił do aresztu domowego.
Po publikacji artykułu zgłosiło się do nas wielu czytelników, którzy opisują swoje przygody z ekipami. - Zależało nam na dobrych oknach, więc sprowadziliśmy je ze Szwajcarii. Kosztowały nas sporo, ale na tym akurat nie chcieliśmy oszczędzać. Gdy weszła ekipa, trzeba było je sprowadzać jeszcze raz. Zostały uszkodzone - opowiada pani Małgorzata. Budowlaniec jednak do odpowiedzialności się nie poczuwał.
- Na budowie często emocje sięgały zenitu. Mąż chciał w pewnym nawet się bić z budowlańcami, na szczęście udało się opanować nerwy - opowiada pani Małgorzata.
"Zrobili, nie przyjechali po pieniądze"
Nie wszystkie historie są jednak złe z punktu widzenia klienta. Na jednej z dużych grup budowlanych na Facebooku słyszeliśmy opowieści o ekipach, które skończyły pracę, ale nie mają czasu przyjechać po pieniądze. - Odebrali 10 proc. zaliczki, po resztę nie przyjechali do dziś, a minęły dwa miesiące - pisał jeden z członków tej grupy.
Jaki jest wspólny mianownik tych opowieści? Eksperci nie mają wątpliwości - to boom na rynku nieruchomości.
- Jest naprawdę trudno o ekipy budowlane. I nawet niespecjalnie mnie dziwi to, że zleceniodawcy starają się je sobie podkupywać - mówi money.pl Bartosz Turek z HRE Investment, ekspert od rynku nieruchomości.
Jak dodaje, dotyczy to nie tylko zwykłych osób, które budują dom. - Słyszałem, że budowlańców podkupują sobie dziś czasem nawet firmy deweloperskie - mówi Turek.
Budowlańcy "mogą wszystko"?
Efektem tego wszystkiego są nie tylko rosnące stawki dla budowlańców. - Rozmawiałem kiedyś z budowlańcem, który stwierdził, że już mu się nie chce robić remontów generalnych. Tłumaczył, że to ciężka praca, mnóstwo brudu, kurzu. Woli malowanie pokoi, bo stawki są podobne - uśmiecha się Turek.
Zaznacza jednak, że choć patologie na rynku się zdarzają, to są jednak jego zdaniem ciągle "marginesem". - Znam poważne ekipy, które świetnie się wywiązują ze swoich zadań - przekonuje.
Jak na nie trafić? Bartosz Turek radzi, by sprawdzać opinie, ale i to, ile na rynku funkcjonuje dana firma. Im bardziej jest doświadczona, tym większe prawdopodobieństwo, że będziemy zadowoleni z jej usług.
- No i oczywiście zawsze radzę podpisywać umowy - radzi ekspert z HRE Investments.
Jedna z naszych czytelniczek przekonuje jednak, że i to nie zawsze jest gwarancją, że prace ruszą w terminie i efekt będzie satysfakcjonujący.
- Podpisałam kilka miesięcy umowę z ekipą, ale jeszcze nie zaczęli budować. Zgodnie z jej zapisami, muszą pracę skończyć w pół roku. Muszę czekać, gdybym zerwała umowę teraz, narażam się na kary - opowiada pani Aleksandra. - Wygląda to trochę tak, że budowlaniec może dziś wszystko. Może warto jednak było przeczekać czas największego boomu i rozpocząć budowę za kilka lat? - zastanawia się nasza czytelniczka.
- Jeśli zaczynamy budowę, to chyba najbardziej pewne jest to, że prace się przedłużą - komentuje to pół żartem, pół serio Bartosz Turek.