Pod koniec 2019 roku głośno było o Polnordzie, który miał duży problem ze spłatą zobowiązań wobec kontrahentów. Koło ratunkowe polskiemu deweloperowi rzucili Węgrzy. Cordia International najpierw wyłożyła 137 mln zł na przejęcie 65 proc. akcji, a teraz ogłosiła chęć przejęcia także pozostałych udziałów. W ten sposób chce zdobyć pełną kontrolę nad spółką.
Jeśli wezwanie do sprzedaży akcji się powiedzie, Cordię będzie to kosztowało kolejne prawie 120 mln zł. To pokazuje, jak mocno zdeterminowani są Węgrzy do przejęcia Polnordu, który jak sam się chwali - ma największy bank ziemi spośród polskich deweloperów.
Jaki plan ma Cordia na Polnord i co czeka spółkę? Teoretycznie możliwych jest kilka scenariuszy. Może to być inwestycja czysto kapitałowa, gdzie nowy właściciel liczy po prostu na zyski z działalności i wzrostu wartości akcji. Może chcieć też, by Cordia i Polnord współpracowały ze sobą przy konkretnych projektach, a jest też opcja wchłonięcia jednej spółki przez drugą.
Plany i konflikt
Wiceprezes Cordii Tomasz Łapiński, który do zarządu dołączył dwa lata temu, w rozmowie z money.pl wskazuje, że różne kierunki rozwoju są możliwe i nie wyklucza żadnej opcji. Zastrzega jednocześnie, że oficjalnej decyzji nie należy się spodziewać w krótkim czasie. Przez najbliższy czas Polnord i Cordia mają działać tak jak dotychczas.
- Do określenia przyszłych kierunków rozwoju niezbędna jest pełna analiza spółki, przejrzenie wszystkich jej aktywów i zobowiązań. Jest jeszcze zbyt wcześnie na podejmowanie strategicznych decyzji. Na etapie przygotowań do transakcji nie mieliśmy możliwości przeprowadzenia pełnego due diligence [dogłębna analiza - red.], które zazwyczaj odbywa się przy tego typu transakcjach, a z uwagi na to, że Polnord jest spółką giełdową, nie wszystkie dane, których potrzebujemy, mamy już do dyspozycji - tłumaczy Łapiński.
Zanim jednak Cordia zabierze się do analizy, najpierw będzie musiała zmierzyć się z innym problemem. Do przejęcia wszystkich akcji potrzebuje prawie 20 proc. udziałów, które należą do dotychczasowego głównego właściciela Polnordu, czyli holdingu Hanapeta. Pytanie, czy ten będzie chciał się ich pozbyć?
Wcześniej spółka Hanapeta chciała zablokować możliwość przejęcia kontroli przez Cordię, składając pozew do sądu na sposób przeprowadzenia transakcji. Został on jednak odrzucony.
Tomasz Łapiński przyznaje, że Cordia nie prowadzi żadnych rozmów z Hanapetą. W szczególności w związku z pozwem, który był wystosowany w kierunku samego Polnordu.
- Proces emisji akcji i później ich sprzedaży został wykonany w sposób należyty. Cały czas nadzorowany był przez profesjonalistów. W naszej ocenie cała procedura została przeprowadzona prawidłowo, zgodnie z przepisami prawa i uchwałą podjętą przez akcjonariuszy Polnordu w październiku. Wśród nich była także Hanapeta Holdings. Potwierdzeniem prawidłowości tej transakcji są decyzje sądu - podkreśla Łapiński.
Dlaczego polski rynek?
Cordia - jak podkreślają jej przedstawiciele - jest w Budapeszcie liderem. Po co więc jej polski rynek?
- Polska jest dla nas po Budapeszcie pierwszym, naturalnym i najlepszym kierunkiem rozwoju. Jesteśmy przekonani, że polski rynek mieszkaniowy ma przed sobą najlepsze perspektywy w tej części Europy. Stąd konsekwentne inwestycje. To tylko kwestia czasu, aż skala działalności na rynku mieszkaniowym Cordii w Polsce będzie większa, niż na Węgrzech - przekonuje wiceprezes.
Zresztą polski i węgierski rynek mieszkaniowy są podobne, choć można wskazać pewne różnice. Co do zasady, ceny w Budapeszcie są wyższe. Mowa o kilkunastu procentach, nawet dwudziestu. Wynika to jednak głównie z faktu, że na Węgrzech deweloperzy sprzedają mieszkania już wykończone. Klient wchodzi na gotowe z podłogami, drzwiami, łazienką itp. W Polsce na ogół są to tylko gołe mury.
Jest jeszcze jedna spora różnica - w przepisach.
- W Polsce ochrona interesów klientów jest zdecydowanie na wyższym poziomie niż np. na Węgrzech czy w Rumunii. Misję tę realizuje przede wszystkim ustawa deweloperska, która działa od 2012 roku. W tamtych krajach nie ma tego typu regulacji - wskazuje Tomasz Łapiński.
Przyznaje, że z tego powodu, z punktu widzenia dewelopera, w Polsce prowadzi się biznes nieco trudniej. Rekompensują to za to niższe koszty wykonawstwa, także w związku z tańszą siłą roboczą. Jest też łatwiej o profesjonalnych podwykonawców. Na Węgrzech możliwości ich pozyskania są znacznie mniejsze.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl