Od 18 października firmy startujące w przetargach powyżej unijnych progów swoje oferty mogą składać jedynie elektronicznie. Chodzi tu o zamówienia dla administracji centralnej, których wartość osiągnie lub przekroczy 144 tys. euro.
W przypadku administracji samorządowej jest to 221 tys. euro i 5,5 mln euro w odniesieniu do prac budowlanych zamawianych przez instytucje publiczne. W grze są potężne pieniądze. Tylko w 2017 r. 22 tys. takich właśnie kontraktów dało łącznie ponad 100 mld złotych.
Rządzący pierwotnie planowali w pełni zrezygnować z papieru znacznie szybciej. Jednak nie udało się na czas uruchomić kompleksowego systemu e-Zamówień, a start tymczasowego miniPortalu wymusiła na nas dyrektywa unijna.
Przygotowywane przez Urząd Zamówień Publicznych oraz Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii narzędzie jest wprawdzie darmowe, ale bywa i tak, że może być bardzo kosztowne.
Strata czasu i pieniędzy
- Największym zagrożeniem jest fakt, że instytucja publiczna nie będzie realizowała swoich zadań w terminie. W skrajnych przypadkach, kiedy np. nie można otworzyć ofert, może to oznaczać unieważnienie postępowania - mówi dr Andrzela Gawrońska-Baran, radca prawny i ekspert ds. zamówień publicznych, a zarazem była wiceprezes Urzędu Zamówień Publicznych.
Przy dużych przetargach oznacza to co najmniej kolejny miesiąc, może nawet dwa, na uruchomienie procedury ponownie. W ocenie ekspertki trudno oszacować straty finansowe zarówno dla oferujących jak i instytucji ogłaszających przetargi.
- Na pewno jednak oznacza to stratę czasu i pieniędzy. Dla zamawiających, którzy korzystają z unijnych środków, może to oznaczać stratę szansy na ich wykorzystanie, kiedy np. trzeba je wydatkować w jakimś ściśle określonym terminie - dodaje Gawrońska-Baran.
Zamawiający mają wprawdzie swobodę co do wybory platformy i mogą korzystać z komercyjnych albo własnych rozwiązań informatycznych. Jednak znaczna część instytucji publicznych wybiera miniPortal, co oznacza, że i przedsiębiorcy muszą z niego korzystać.
"Lepiej się nie narażać"
Zebranie opinii na temat funkcjonowania systemu nie jest rzeczą prostą. Udaje nam się jednak dowiedzieć, że np. w branży IT przygotowanie poważnej oferty może kosztować nawet kilkaset tysięcy złotych. Zatem problem z jej przesłaniem może oznaczać potężne straty.
Ludzie z branży wolą się jednak nie narażać Urzędowi Zamówień Publicznych. Z tego powodu drugi z naszych rozmówców woli pozostać anonimowy. - Przez wady w systemie wykonawcom nie udało się skutecznie złożyć oferty w przetargach Politechniki Śląskiej, Urzędu Miasta w Łodzi i Głównego Urzędu Statystycznego, a to tylko przypadki z grudnia - mówi ekspert.
Zapytaliśmy w UZP o problemy z miniPortalem i o te konkretne przypadki. Poprosiliśmy również o statystyki dotyczące tego jak wiele zamówień publicznych realizowanych jest od października za pośrednictwem tego narzędzia. Jednak do czasu opublikowania tego artykułu nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.
Nie wiemy zatem jak wielu z nich przez różnego rodzaju błędy, czy to po stronie zamawiających czy oferujących - nie udało się rozstrzygnąć. W branży te problemy nie są jednak tajemnicą, choć brakuje tych, którzy chcieliby się nimi chwalić.
- Słyszałam o trudnościach podczas prowadzonych przez mnie szkoleń, ale też często jest tak, że mówiący o tym nie chcą ujawniać jaką instytucje reprezentują. Ponadto - co chciałabym podkreślić - to nie jest tak, że zwykle się nie udaje i miniPortal jest do niczego. Rozmawiam również z zamawiającymi, którzy z jego wykorzystaniem nie mają żadnych problemów - mówi Andrzela Gawrońska-Baran.
Pytanie bez odpowiedzi
Z trzech wymienionych wyżej instytucji odpowiedź otrzymaliśmy z GUS i Politechniki Śląskiej. Uczelnia przyznaje, że problem rzeczywiście pojawił się podczas procedury przetargowej.
- Nie dotyczył jednak awarii systemu w zakresie funkcjonowania miniPortalu. Był to problem techniczny, który wystąpił na platformie ePUAP - mówi Katarzyna Wojtachnio, rzecznik prasowa Politechniki Śląskiej. Nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi na pytanie, jak to wpłynęło na przetarg.
Z odpowiedzi od GUS wynika, że rzeczywiście w jednym z przetargów z 6 grudnia 2018 r. pojawiły się problemy. Urząd otrzymał jedną ofertę i wniosek od innego przedsiębiorcy z informacją, że problem z obsługą miniPortalu uniemożliwił mu złożenie oferty w wymaganym terminie.
- W związku z powyższym GUS, jako zamawiający, rozpoczął postępowanie wyjaśniające. Skierowaliśmy do UZP zapytanie, czy 6 grudnia 2018 r. występowały problemy z działaniem miniPortalu. Do chwili obecnej nie otrzymaliśmy informacji z UZP, więc procedowanie nie zostało zakończone - mówi money.pl Karolina Dawidziuk rzecznik prasowy GUS.
W branży z kolei dość powszechną jest opinia, że miniPortal jako rozwiązanie tymczasowe oparto o platformę ePUAP, która jest mocno przeciążona. Tymczasem oferty mają duże rozmiary i system po prostu się przytyka i z tego powodu może nie udać się wysłać ofert na czas. Na inne przyczyny wskazuje była wiceprezes UZP.
- Najwięcej problemów wynika z niezrozumienia podstawowych zasad funkcjonowania miniPortalu. W mojej ocenie nie chodzi tu zatem tylko i wyłącznie o przeciążenie systemu. Powinniśmy wyjść szerzej z edukacją i wtedy problemów po obu stronach byłoby znacznie mniej - mówi Andrzela Gawrońska-Baran.
Do ekspertki docierają również negatywne komentarze dotyczące prywatnych platform pozwalających na elektroniczne przeprowadzenie procedury zamówienia publicznego.
Wykluczeni technologicznie?
- Jednak w mojej ocenie tych błędów i luk jest tam jednak mniej. Dzieje się tak również dlatego, że odpowiedzialność po stronie firm prywatnych jest znacznie większa - wyjaśnia ekspertka.
Różnica - jak się okazuje - jest kolosalna. W pkt 11. regulamin korzystania z miniPortal czytamy: "niedostępność systemu miniPortal nie może stanowić uzasadnienia roszczeń względem Prezesa Urzędu Zamówień Publicznych".
Tymczasem portale komercyjne ponoszą odpowiedzialność za nawet krótkotrwałą niedostępność. Na przykład na portalu obsługującym przetargi dla sądów i prokuratur miesięczna niedostępność systemu nie może być dłuższa niż 8 min.
Z miniPortalu nie skorzystają też przedsiębiorcy używający innych niż Windows systemów operacyjnych. Zapis w regulaminie "aplikacja działa tylko na platformie Windows i wymaga .NET Framework 4.5" może być zatem sprzeczny z obowiązującymi w UE i w Polsce tzw. ramami operacyjności. Zgodnie z nimi administracja państwowa powinna zapewnić równy dostępu do systemów publicznych, bez dyskryminowania i wykluczenia technologicznego.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl