Dariusz Piontowski, wiceminister edukacji, twierdzi, że tylko niewielka część dyrektorów planuje odmówić współpracy z kuratorami, którzy już niedługo zyskają nowe kompetencje.
- W planowanych zmianach chodzi więc o to, by wymusić na dyrektorach wolę współdziałania - tłumaczy. Larum podnoszą jednak również samorządowcy.
Jak czytamy w "Dzienniku Gazecie Prawnej", lokalni politycy wskazują, że planowane zmiany to nic innego jak uderzenie w polski system szkolnictwa i próba zawłaszczenia niepublicznych placówek przez ministerstwo.
- Dyrektorzy niepublicznych szkół nie sprawują nadzoru pedagogicznego, a jedynie zatrudniają kadry, realizują plan nauczania, klasyfikują. Tu nie ma konkursów na stanowisko. Wygląda na to, że plan jest taki, by to zmienić - mówi rozmówczyni dziennika z niepublicznego technikum.
Powodów ma być kilka. Jednym z nich jest brak nacisku na nauczanie religii w prywatnych placówkach. Do tego dochodzi brak zaangażowania politycznego dyrektorów i wysokie wyniki w rankingach jakości kształcenia. A to nie każdemu się podobać.
Nowe przepisy mają natomiast nieść dodatkowe konsekwencje dla organizacji pozarządowych. Po wejściu zmian w życie do prowadzenia zajęć w szkołach przez stowarzyszenia i inne organizacje ma być potrzebna zgoda kuratora.
Ten ma z kolei podejmować decyzje uznaniowo, w myśl strategii ministerstwa. "Może np. uznać, że zajęcia w szkole może prowadzić jedna organizacja, ale już nie dać takiej zgody innej, argumentując, że program zajęć jest nieodpowiedni" - alarmują dyrektorzy w rozmowie z "DGP".
Co istotne, rząd planuje nie tylko zwiększenie roli kuratorów w szkołach publicznych. Mowa także o odpowiedzialności karnej. Jak tłumaczy wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik, dziś, gdy wydarzy się coś złego na terenie szkoły, nie można pociągnąć do odpowiedzialności dyrektora, gdyż nie działa on jako funkcjonariusz publiczny.
Po zmianach dyrektorowie obu placówek (prywatnych i publicznych) mieliby mieć taką samą odpowiedzialność. To z kolei budzi wątpliwości mec. Roberta Karmiowskiego, który wskazuje w rozmowie z dziennikiem, że właśnie po to istnieje podział na sferę publiczną i niepubliczną, by różnicować podejście do obu organów.
- To tak, jakby stawiać znak równości między urzędnikami pracującymi w państwowej administracji a prywatnymi przedsiębiorcami - puentuje.