Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Grzegorz Siemionczyk
Grzegorz Siemionczyk
|
aktualizacja

Czeka nas podwyżka stóp procentowych? "Rynek mógłby uznać, że RPP oszalała"

472
Podziel się:

- Obniżki stóp procentowych jesienią 2023 r., przed wyborami do parlamentu, były przedwczesne. Ich konsekwencją jest to, że RPP może być wkrótce zmuszona do podwyżki stóp. A to byłoby niezrozumiałe - mówi money.pl Ludwik Kotecki, członek Rady Polityki Pieniężnej. Mówi też o tarciach w samej Radzie. To złudzenie, że atmosfera w RPP jest lepsza - przyznaje.

Czeka nas podwyżka stóp procentowych? "Rynek mógłby uznać, że RPP oszalała"
Ludwik Kotecki, członek Rady Polityki Pieniężnej (PAP, Albert Zawada)
  • Na przejściowy wzrost inflacji spowodowany działaniami administracyjnymi, takimi jak odmrożenie cen energii, RPP nie powinna reagować - mówi w rozmowie z money.pl Ludwik Kotecki.
  • Inflacja bazowa, nieobejmująca cen nośników energii oraz żywności, będzie nadal utrzymywała się w okolicy 4 proc. rocznie. W ocenie ekonomisty, w takich warunkach RPP nie ma przestrzeni do obniżenia stóp procentowych w 2024 r.
  • Zdaniem członka RPP, dwucyfrowe podwyżki płac wkrótce się skończą. Wynagrodzenia będą rosły w tempie bliższym inflacji, która jest już dużo niższa niż w poprzednich latach.
  • Nie należy oczekiwać, że unijna procedura nadmiernego deficytu szybko wymusi na polskim rządzie bardziej restrykcyjną politykę fiskalną. To jest perspektywa kilku lat - mówi ekonomista.
  • Istnieje ryzyko, że RPP będzie musiała zacząć rozmawiać o podwyżce stóp procentowych. Ale zdaniem Koteckiego, po obniżkach tych stóp z jesieni 2023 r., taki ruch byłby na rynku finansowym niezrozumiały.
  • Współpraca w Radzie Polityki Pieniężnej wciąż nie jest harmonijna, choć aktualnie większość członków ma zbieżne poglądy co do poziomu stóp procentowych.

Grzegorz Siemionczyk, money.pl: Inflacja w maju przyspieszyła do 2,5 proc. rocznie z 2,4 proc. w kwietniu. Był to wynik poniżej najniższych nawet prognoz ekonomistów. Najważniejsza część wygaszania tarcz antyinflacyjnych – odmrożenie cen nośników energii – dopiero przed nami. Ale czy już dzisiaj można powiedzieć, że obawy związane z wygaszaniem tych tarcz, z przełożeniem tego na inflację, były nadmierne?

Ludwik Kotecki, od 2022 r. członek Rady Polityki Pieniężnej, dawniej m.in. wiceminister finansów i główny ekonomista Ministerstwa Finansów: Ja takich obaw nie miałem. Od kilku miesięcy mówiłem, że tarcze antyinflacyjne można i trzeba już wygaszać. Inflacja jest niska, nie trzeba jej dodatkowo tłumić działaniami administracyjnymi, które kosztują podatników kilka miliardów złotych, które można lepiej dziś spożytkować. Te działania były potrzebne, gdy inflacja była dwucyfrowa. Wiosna była idealnym momentem na wycofanie się z obniżonej stawki VAT na żywność.

Jeśli chodzi o odmrożenie cen energii, to połowa roku, czyli sezon letni, też nie jest złym momentem. Oczywiście, trzeba nadal chronić część odbiorców przed wzrostem cen i w świetle ustawy, która już tylko czeka na podpis prezydenta, tak właśnie będzie (już po przeprowadzeniu wywiadu Andrzej Duda podpisał ustawę - przyp. red.) . To dobrze. Wiemy, że podniesie to inflację, ale to będzie efekt przejściowy, który ustąpi po 12 miesiącach. Wtedy inflacja wróci do poziomu dyktowanego przez czynniki fundamentalne. Na ten przejściowy wzrost inflacji, związany z decyzjami administracyjnymi, RPP nie powinna reagować. W końcu trzeba też sobie powiedzieć, że z tych tzw. tarcz antyinflacyjnych wiele krajów już się wycofało, a pozostałe są w trakcie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Kto rządzi w strefie euro? Eksperci o przyszłości NBP i RPP

Nie ma pan obaw, że ten przejściowy wzrost inflacji będzie się utrwalał, np. dlatego, że wpłynie na oczekiwania inflacyjne i podtrzyma wysoką już dzisiaj presję na wzrost płac?

Sądzę, że temu przejściowemu wzrostowi inflacji może towarzyszyć nawet pewne osłabienie wzrostu płac. Bo wzrost w ostatnich miesiącach to kompensowanie pracownikowi strat, które poniósł w związku z dwucyfrowa w latach 2022-23 inflacją. Osobną sprawą jest, że na razie nie widać pełnego przełożenia bardzo wysokiego wzrostu płac, zarówno w ujęciu nominalnym, jak i realnym, na presję popytową. Dlatego upierałbym się przy tym, że administracyjne środki antyinflacyjne trzeba wycofać. One są kosztowne dla podatników, a dzisiaj ponoszenie tego kosztu nie ma żadnego uzasadnienia.

Jak dziś przedstawia się najbardziej prawdopodobna ścieżka inflacji w kolejnych kwartałach? Ile inflacja wyniesie na koniec br. i kiedy na trwałe osiągnie cel NBP, czyli właśnie 2,5 proc. rocznie?

Powinniśmy przestać przez jakiś czas patrzeć na inflację CPI (to podstawowy wskaźnik inflacji w Polsce – red.). Ona jest mocno zniekształcona wdrażaniem i wycofywaniem tarcz antyinflacyjnych oraz efektami bazy odniesienia - czyli efektami statystycznymi, a nie ekonomicznymi. Ostatnio inflacja CPI zbiegła do celu, ale to jest zjawisko nie tylko przejściowe, ale też nieco przypadkowe.

W lipcu inflacja CPI będzie już powyżej 3,5 proc., czyli górnej granicy pasma dopuszczalnych odchyleń od celu, w końcu roku pewnie przekroczy 5 proc. Z perspektywy polityki pieniężnej, ważna jest inflacja bazowa (nieobejmująca cen żywności, paliw i nośników energii – red.), która utrzymuje się w okolicy 4 proc. Ona jest pozbawiona w bardzo dużej części efektów, o których mówiłem w odniesieniu do CPI. Inflacja bazowa do końca roku zapewne się nie zmieni. W takiej sytuacji, niestety, nie ma żadnej przestrzeni do tego, żeby obniżać stopy procentowe.

Na rynku finansowym wciąż widać oczekiwania, że RPP pod koniec roku zdecyduje się na obniżkę stóp procentowych. To jest wykluczone?

Jest to coraz mniej prawdopodobne. To, że na rynku utrzymują się jeszcze oczekiwania na obniżkę, ma związek z tym, że inflacja kształtowała się ostatnio poniżej oczekiwań. Ale gdy w dalszej części roku efekty bazy odniesienia zaczną podbijać inflację, a nie ją obniżać, jak ostatnio, takich niespodzianek już raczej nie będzie.

Te rynkowe oczekiwania powinny więc znikać, a raczej przesuwać się na kolejne kwartały. Czynnikiem, z którym RPP będzie się musiała z czasem zmierzyć, będą obniżki stóp procentowych w głównych gospodarkach i w regionie. Europejski Bank Centralny w czwartek obniżył po raz pierwszy w tym cyklu stopy procentowe, amerykański Fed zrobi to zapewne po wakacjach. Podobnie banki centralne naszego regionu. To może być dla RPP przyczynek do dyskusji po wakacjach o obniżkach stóp. Ale konkluzja z tej dyskusji ostatecznie może być taka, że nasze problemy z uporczywie wysoką inflacją nie pozwalają nam iść z globalnym trendem, jeśli chodzi o stopy procentowe.

Powiedział pan, że jak dotąd wzrost płac – a warto podkreślić, że w ujęciu realnym jest on bezprecedensowy, sięga 10 proc. rocznie – nie przekładał się wyraźnie na popyt konsumpcyjny. Dane za I kwartał 2024 r., gdy konsumpcja podskoczyła realnie o 4,6 proc. rok do roku, wyraźnie powyżej prognoz NBP z marca, nie zmieniły pańskiego zdania?

Oczywiście, zwróciliśmy na to uwagę. To mógł być pierwszy sygnał, że jakaś istotna presja popytowa w gospodarce się pojawia. Ale trzeba poczekać na potwierdzenie, czy tak rzeczywiście jest. Na podstawie jednej obserwacji nie należy iść za daleko z wnioskami. Podkreślę jednak, że już wcześniej nie widziałem przestrzeni do obniżki stóp procentowych. Dlatego te dane nie zmieniły mojego nastawienia, choć dla innych członków mogą być czynnikiem, który wpływa na ich nastawienie.

Dlaczego wzrost konsumpcji nie dotrzymuje kroku wzrostowi płac? Oczywiście, mówimy o danych w ujęciu realnym, czyli po odjęciu inflacji.

To bardzo dobre pytanie. W danych wyższej częstotliwości, np. w wynikach sprzedaży detalicznej towarów, nie widać szału zakupowego. Na pewno w jakimś stopniu jest to spowodowane tym, że wielu ludzi nie było w stanie obronić oszczędności przed inflacją. Teraz dążą do odbudowy swojego realnego zasobu oszczędności. Ale moim zdaniem to nie tłumaczy w pełni rozbieżności między wzrostem płac a wzrostem konsumpcji. Jest coś jeszcze, być może chodzi o ostrożność związaną np. z wojną w Ukrainie.

Gdyby ten hamulec przestał działać, a konsumpcja zaczęła się coraz bardziej rozpędzać, byłby to argument na rzecz podwyżki stóp procentowych? Taki ruch jest prawdopodobny?

Dostrzegam ryzyko, że być może będzie trzeba rozpocząć w RPP dyskusję o podwyżkach stóp procentowych. Ale kontekstem są tu obniżki stóp procentowych z jesieni 2023 r. łącznie o 1 pkt proc., które w mojej ocenie były przedwczesne. Jeśli na przykład na przełomie 2024 i 2025 r. będziemy musieli w Radzie rozmawiać o podwyżkach stóp procentowych, będzie to dowód, że obniżki z jesieni były błędem.

Czy tamten błąd rzutuje na pańską ocenę, jakie jest dzisiaj pole manewru RPP? Inaczej mówiąc: czy podwyżka stóp procentowych w Polsce czasie, gdy inne banki centralne będą stopy obniżały, i to dość niedługo po obniżce stóp, nie uderzałaby w wiarygodność Rady?

Zgadzam się, że podwyżka stóp procentowych dzisiaj, po ich mocnej obniżce jesienią, byłaby niezrozumiała. Uczestnicy rynku mogliby uznać, że Rada oszalała, zresztą po raz drugi, bo przypomnę, że rynek finansowy i ekonomiści byli kompletnie zaskoczeni decyzjami RPP we wrześniu i październiku 2023 r. To jest jakiś argument, żeby stóp nie podnosić, przynajmniej dopóki nie będzie to bezwzględnie konieczne.

Wróćmy do oceny sytuacji na rynku pracy. Dzisiaj wzrost płac jest napędzany przez decyzje administracyjne dotyczące płacy minimalnej i wynagrodzeń w sektorze publicznym. W przyszłym roku te decyzje mogą się nie powtórzyć. W 2025 r. będziemy mieli do czynienia z paradoksalną sytuacją, że pomimo ożywienia w gospodarce wzrost płac będzie hamował?

Tak uważam. Wzrost płac w kolejnych latach powinien być bardziej spójny z bieżącą inflacją. Tegoroczne duże podwyżki płacy minimalnej i wynagrodzeń w sektorze publicznym, a nawet w prywatnym, to kompensowanie strat, jakie pracownicy ponieśli w minionych latach, gdy inflacja była dwucyfrowa.

W ubiegłym roku inflacja średnio przekraczała 11 proc., w tym roku będzie kilkuprocentowa, między 3 a 4 proc. Dlatego uważam, że dwucyfrowe podwyżki nominalnych płac, o realnych nawet nie mówiąc, za chwilę się skończą. Ale strukturalny problem z podażą pracowników w Polsce będzie się utrzymywał, a to będzie podtrzymywało relatywnie szybki wzrost płac. To jest także argument powstrzymujący nas przed zbyt optymistycznym patrzeniem w przyszłość. I dlatego nie należy oczekiwać powrotu do bardzo niskich stóp procentowych. Ten świat się skończył.

Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk w ostatnich dniach podkreślała, że w tym roku trzeba wdrożyć unijną dyrektywę, która obliguje państwa członkowskie UE do utrzymywania właściwego poziomu płacy minimalnej. Czy to nie stwarza ryzyka, że podwyżki płacy minimalnej w kolejnych latach znów będą dwucyfrowe?

Wydaje mi się, że płaca minimalna na pewno nie jest już za niska. Trzeba się mocno zastanowić nad skalą dalszych podwyżek. Nie chcę mówić o zwolnieniach grupowych, skala tego zjawiska jest w mediach wyolbrzymiana. Ale jest to być może pierwszy poważny sygnał, że Polska przestaje być atrakcyjna kosztowo dla firm. Prędzej czy później i tak byśmy tę konkurencyjność kosztową stracili, bo się relatywnie szybko rozwijamy, ale należy dążyć do tego, żeby to się działo stopniowo, tak, żebyśmy mieli czas na przygotowanie się do konkurowania jakością.

Unijna dyrektywa jako kryteria adekwatności płacy minimalnej wskazuje m.in. 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia i 60 proc. mediany wynagrodzeń. Czy pańskim zdaniem dobrze byłoby sztywno powiązać płacę minimalną z którąś z tych wartości, aby wyeliminować niepewność z tym związaną?

Mam pewne obawy związane z takim usztywnianiem płacy minimalnej. Jak już powiedziałem, w świecie strukturalnych problemów podażowych na rynku pracy, wzrost płac może być relatywnie szybki i nie jest wykluczone, że relacje, o których pan mówi, i tak by właśnie na takim poziomie się kształtowały.

Świat się zmienia, nie wiemy, co się będzie działo z inflacją, z produktywnością, popytem na pracę. Z tego powodu, gdyby ktoś jednak rozważał takie automatyczne powiązanie płacy minimalnej ze średnią albo medianową płacą, to należałoby też wprowadzić do tej reguły klauzulę rewizyjną, przeglądową. Chodzi o to, żeby co kilka lat sprawdzać, jakie są pozytywne, ale też negatywne, ekonomiczne efekty tego rozwiązania.

Czy dla pańskiej oceny, jaki jest właściwy poziom stóp procentowych, znaczenie ma to, jakie będą losy programu Mieszkanie na Start? Poprzedni rząd, wprowadzając wakacje kredytowe i program Bezpieczny kredyt 2 proc., osłabił wpływ podwyższonych stóp procentowych na gospodarkę. To się może powtórzyć?

Preferencyjne kredyty rozpędziły akcję kredytową i to jest czynnik, który RPP bierze pod uwagę. Nowy program, gdyby został wprowadzony, szczególnie na dużą skalę, byłby kolejnym argumentem, żeby nie obniżać stóp procentowych. Ale nie przesadzałbym z wagą tego argumentu. Środki publiczne na takie programy są jednak dość ograniczone, trafiają do dość wąskiej grupy osób. A jednocześnie wzrost cen mieszkań, wywołany przecież w dużej mierze takimi dopłatami do kredytów, de facto do marż deweloperów, był tak duży, że wymusza większe oszczędności na wkład własny.

Prezes NBP Adam Glapiński jako argument przeciwko obniżkom stóp procentowych konsekwentnie wskazuje ekspansywną, luźną politykę fiskalną. Czy nie jest tak, że w 2025 r., gdy Polska będzie prawdopodobnie objęta unijną procedurą nadmiernego deficytu, rząd będzie musiał prowadzić bardziej restrykcyjną politykę budżetową, otwierając drogę do łagodniejszej polityki pieniężnej?

Niestety, w ostatnich latach rzeczywiście mieliśmy do czynienia z luźną, a do tego mało przejrzystą polityką fiskalną. Procedura nadmiernego deficytu, na podstawie danych o stanie naszych finansów publicznych w 2023 r., zostanie pewnie uruchomiona już w czerwcu, ale na rekomendacje Komisji Europejskiej co do skali i tempa ograniczania deficytu będzie trzeba poczekać dłużej, do jesieni, a na jakiekolwiek skutki tych rekomendacji jeszcze dłużej.

W kwietniu weszły w życie nowe ramy polityki fiskalnej w UE. Wedle starych ram, sprzed pandemii, korekta polityki fiskalnej w krajach objętych procedurą nadmiernego deficytu musiała nastąpić, co do zasady, w ciągu 1,5 roku. Teraz kraje mają na to cztery lata, a w niektórych przypadkach nawet siedem lat. A dodatkowo KE wprowadziła szereg wyłączeń, czy raczej usprawiedliwień, nadmiernego deficytu. Dotyczy to np. wzrostu wydatków militarnych, który jest istotnym źródłem deficytu sektora finansów publicznych w Polsce w tym roku.

Podsumowując, te nowe ramy fiskalne będą mniej wymagające, w szczególności dla krajów, w których – tak jak na razie w Polsce – dług publiczny jest poniżej 60 proc. PKB. Dlatego w mojej ocenie czeka nas raczej perspektywa jedynie stopniowego zacieśnienia polityki fiskalnej.

Jak układa się obecnie współpraca w RPP? Mogłoby się wydawać, że w gremium tym zapanowała zgodność, przynajmniej co do kierunku polityki pieniężnej. Z drugiej strony, niedawno Pan i inni senaccy członkowie Rady byli wzywani do prokuratury w charakterze świadków w postępowaniu w sprawie naruszenia przepisów o ujawnieniu informacji w związku z wykonywaną funkcją. To chyba nie służy harmonijnej współpracy.

Nie, to oczywiście nie służy harmonijnej współpracy. Nasyłanie przez prezesa na nas prokuratorów w związku z jakimiś rzekomymi wyciekami z NBP może też mieć na celu naruszenie naszej niezależności. To pewne złudzenie, że atmosfera w RPP jest lepsza, spowodowane tym, że jesteśmy w końcu mniej więcej zgodni co do pożądanego poziomu stóp procentowych - większość Rady dziś uważa, że stóp nie należy obniżać. W rzeczywistości współpraca jest wciąż bardzo trudna, co nie ułatwia prowadzenia optymalnej polityki pieniężnej.

Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(472)
WYRÓŻNIONE
Asd
6 miesięcy temu
Jakim cudem przy inflacji 2,5 % kredyty hipoteczne są z rrso 8%, konsumenckie na 13% a karty kredytowe 25%? Przecierz to lichwa jest i nikt tego nie widzi?
Edward Gliwic...
6 miesięcy temu
Wczoraj w spożywczym widziałem rozpędzoną konsumpcję. Miała ze sto kilo a wkoło trzy ruchliwe brajanki co rusz przynoszące coś z regałów. Wytatuowany samiec buszował w tym czasie przy skrzynkach z piwem.
Analityk
6 miesięcy temu
Uwolnienie cen energii sluzy nabijaniu kieszeni firm enegetycznych i dojrniu obywateli z wyzszych podatkow. Handel emisjami to kolejna zyla zlota dla wybtancow w UE ktorzy zyja za pieniadze obywateli nic nie robiac . Spodziewajmy sie podatku unijnego od oddychania
NAJNOWSZE KOMENTARZE (472)
pol
6 miesięcy temu
rynek procentowy, rynek wyborowy
Tomm
6 miesięcy temu
Im bliżej katastrofalnych dla każdego Polaka podwyżek energii to ....coraz więcej artykułów jak to nam wzrosną emerytury, 13, pensje . he,he,he. włóżcie sobie te bajki w ... tak tak właśnie tam.
Lenny
6 miesięcy temu
Podnoscie pensje, niechaj osiągną poziom niemiecki czy angielski, niechaj na was głosuje Grazyna z Januszem, choc to tylko przy pierwszych wyborach ponieważ przy kolejnych bedą juz bezrobotni.
Olo
6 miesięcy temu
Ja już nie mam zamiaru na to pracować, chcę taki sam zasiłek jak nielegalni imigranci!
Olo
6 miesięcy temu
Ja już nie mam zamiaru na to pracować, chcę taki sam zasiłek jak nielegalni imigranci!
...
Następna strona