Odpowiedzią mają być pierwsze w historii wspólne zakupy gazu przez państwa Unii Europejskiej. Jak pisze "Rz", początkowo ma to dotyczyć 15 proc. zamówień. Może wydawać się, że to mało, ale 70 proc. zakupów gazu objęte jest kontraktami długoterminowymi.
Zatem 15 proc. to połowa z pozostałej części. Wystarczająco dużo, żeby przyniosło to różnicę. A jednocześnie nie wszystko, co się da, bo część państw członkowskich nie jest entuzjastycznie nastawiona do tego pomysłu – mówi dziennikowi Timmermans.
Chodzi przede wszystkim o Niemcy i Holandię, które są głównymi przeciwnikami wspólnych zakupów. Jednak oba te kraje, mimo braku entuzjazmu, nie mówią już "nie" temu pomysłowi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wspólne zakupy gazu w Unii Europejskiej
Gazeta przypomina, że pomysł unii energetycznej pojawił się już ponad dekadę temu. Zgłosił go w 2010 r. Jerzy Buzek jako przewodniczący Parlamentu Europejskiego wraz z Jaques'em Delorsem, byłym szefem KE. Propozycja wspólnych zakupów gazu powróciła wiosną 2022 r. już po wybuchu wojny w Ukrainie.
W tym momencie była to bardzo racjonalna propozycja, bo wiadomo było, że państwa ruszą kupować deficytowy surowiec, starając się przebić konkurencję, czyli inne państwa UE. Tak się właśnie stało, przez co ceny gazu jeszcze poszybowały - czytamy.
I właśnie dlatego Unia Europejska nie chce kolejny raz popełnić tego samego błędu. Pomysł wspólnych zakupów ma ograniczyć ceny, ale dopiero w przyszłym sezonie grzewczym. Gazeta podkreśla, że Bruksela broni się przed bezpośrednimi interwencjami na rynku gazu.
"Bo nie chce zniechęcać alternatywnych – dla Rosji – dostawców gazu. Poza tym uważa, że wyższa cena służy ograniczeniu popytu. A to właśnie niedopasowanie popytu do podaży gazu jest teraz głównym powodem wzrostu cen energii" - napisano.