O konkretnych działaniach zmierzających do realizacji tego projektu poinformował na Twitterze czeski minister transportu oraz przemysłu i infrastruktury Karel Havliczek.
"Znaczący krok do umocnienia transportowego, gospodarczego, energetycznego, wodnego i rekreacyjnego regionu morawsko-śląskiego. Międzynarodowy projekt przygotowania żeglowności Odry na odcinku Koźle - Ostrawa dostał właśnie zielone światło dla rządu" - napisał Havliczek.
Jak pisaliśmy w money.pl, powstać ma szeroki na 40 m i głęboki na 5 m kanał wodny. Miałby połączyć drogą wodną Czechy z Polską. Pierwszy etap prowadziłby od Ostrawy do granicy z Polską. Czesi swoją inwestycję wyliczyli na 0,5 mld euro, a po naszej stronie na 1 mld euro.
Docelowo system wodny miałby połączyć Czechy z Odrą i Bałtykiem z jednej strony oraz z Dunajem i Morzem Czarnym z drugiej. Zapytaliśmy w Ministerstwie Infrastruktury czy Polska wejdzie w ten projekt i jest zainteresowana stworzeniem takiej wodnej super autostrady.
Ministerstwo w odpowiedzi przekonuje, że projekt Dunaj-Odra-Łaba wzmocni wymianę towarów pomiędzy zespołem portów Szczecin-Świnoujście a Wrocławiem i Górnym Śląskiem, jak również z Czechami. Analizy popytowe wskazują też na opłacalność projektu.
Jak się dowiedzieliśmy, Polska i Czechy od dawna współpracują ze sobą przy realizacji projektu i wspólna inwestycja "będzie miała zasadnicze gospodarcze znaczenie, za sprawą wykorzystania potencjału rzeki".
Lepsza kolej
- Żadne inwestycje w drogi wodne nie są nam potrzebne. Zlikwidowany właśnie resort ministra Gróbarczyka (Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowe - red.) za 100 mld zł chciał regulować rzeki. Niszczymy przyrodę, zwiększamy efekt powodziowy, a w Polsce nie ma wody w rzekach, żeby nimi pływać - mówi Adrian Furgalski, prezes zarządu Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
Jak dodaje, wzdłuż Odry jest linia kolejowa. - W to trzeba inwestować, bo wykorzystanie sieci kolejowej mamy na poziomie 41 proc. Żadne żeglowne Odry czy Wisły nie są nam do niczego potrzebne - zapewnia Furgalski.
Nieco ostrożniejsza w ocenie projektu jest Agata Kozłowska, ekspertka z zakresu transportu Instytut Sobieskiego.
- Jest to jakiś impuls z czeskiej strony i pomysł, który nadaje się do rozważenia. Problem jednak w tym, że u nas też ciągle zmieniają się plany co do inwestycji w transport rzeczny. Mieliśmy już tego dużo, jak np. w 2016 r. - mówi Agata Kozłowska.
Już budowaliśmy wodne autostrady
Polska miała też być kiedyś w czołówce pod względem sieci autostrad już na Euro 2012. Potem właśnie w 2016 r. rząd PiS ogłosił zamiar przerzucenia TIR-ów na barki, wydając na ten cel 60 mld zł. W założeniach cały program żeglugi śródlądowej rozpisano do 2030 r.
Priorytetem było uruchomienie w ciągu czterech lat Odrzańskiej Drogi Wodnej. To koszt ponad 30 mld zł. Drugie tyle miało pochłonąć użeglownienie Wisły. Miało, bo po 4 latach nie udało się osiągnąć początkowych założeń.
Najlepiej podsumowała to w poniedziałek NIK. "Nie udało się stworzyć systemu finansowania inwestycji dotyczących modernizacji śródlądowych dróg wodnych ani zakończyć prac nad wieloletnimi programami rozwoju tych dróg na Odrze i Wiśle" - czytamy w raporcie Izby.
Ekspertki nie dziwią te problemy, bo takie duże inwestycje są niezwykle trudne.
- Są trzy główne zagrożenia. Pierwsze organizacyjno-logistyczne. Kto ma się tym całościowo zająć? Przecież permanentnie jesteśmy świadkami zmian w rządzie w zakresie kompetencji poszczególnych ministerstw. Drugie ryzyko jest związane z finansowaniem. To projekty wieloletnie i wystarczy kryzys, by priorytety się zmieniły - mówi Kozłowska.
Co z emisją?
Trzecie, jak dodaje, jest ryzyko polityczne. Powstaje program, strategia, ale nagle pojawia się inny projekt, inny minister, inna wizja. Krytycznie do projektu podchodzą też ekolodzy. Tu również pojawiają się argumenty związane z niskim poziomem wód.
- To zaskakująca propozycja, bo nawet w tych krajach, gdzie żegluga śródlądowa odgrywała duża rolę, jest w odwrocie. Nawet dla Niemców środkowa i górna Łaba nie liczy się i teraz żegluga jest tam aktywna tylko na dolnej Łabie. Po prostu nie ma wody. Na Renie przecież też żegluga stanęła na dobre parę tygodni.
Na Odrze koło Kostrzyna przecież miesiącami wody jest tylko na długość wiosła - mówi Jacek Engel z Fundacji Greenmind i Koalicji Ratujmy Rzeki.
Jak podkreśla, mitem jest też niska emisyjność takiego transportu. - Ostatnie obliczenia pokazują, że żegluga emituje 3-krotnie więcej dwutlenku węgla niż kolej. Zatem ogromne inwestycje wodne, które zdewastują środowisko, w świetle tych faktów i braku wody, nie mają sensu - przekonuje Engel.