– Czesi prowadzą bardzo klasyczną politykę monetarną. Pomimo jednocyfrowej inflacji w czerwcu tam nawet nikt się nie zająknął o obniżkach stóp procentowych. U nas jest snuta opowieść o jednocyfrowej inflacji i obniżkach stóp, choć w kolejnych raportach analitycy NBP podnosili szacunki inflacji bazowej (z wyłączeniem cen energii i żywności – przyp.red.) na przyszłe kwartały. Zapowiedź prof. Glapińskiego jest więc dalece niemerytoryczna i nie ma żadnych co do niej podstaw – komentuje w rozmowie z money.pl zachowanie obu banków Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czesi vs Polska. Jak zachowują się oba banki centralne?
Rzeczywiście, inflacja w czerwcu w Czechach wyniosła 9,7 proc., co jest pierwszym jednocyfrowym odczytem w tym kraju od lutego 2022 r. W Polsce na jednocyfrową inflację mamy poczekać do sierpnia lub września (zdania w tej sprawie są podzielone). Jeśli tak się stanie, prezes NBP zapowiedział obniżkę stóp. Inne stanowisko zajmuje jego czeski kolega.
W rozmowie z novinky.cz z początku lipca prezes Czeskiego Banku Narodowego Aleš Michl mówił, że inflacja w Czechach może być jednocyfrowa w perspektywie dwóch miesięcy. Stało się to wcześniej. Niemniej podkreślał, że choć sam ten fakt go cieszy, to "nie wygrał jeszcze wojny z inflacją".
Celem jest inflacja blisko 2 proc. Dlatego mamy najostrzejszą politykę monetarną od 25 lat – najwyższe stopy procentowe od 1999 r. w połączeniu z mocną koroną. I nawet nie myślimy teraz o obniżce stóp czy zaprzestaniu walki z inflacją – stwierdził Michl w pierwszych zdaniach wywiadu.
Zdaniem Janusza Jankowiaka Bank Czech zachowuje się "profesjonalnie, wypełniając swój mandat". – "Nie podnosimy stóp z poziomu 7 proc." – mówią, czyli: nie szalejemy, ale będziemy też bardzo ostrożni, co do możliwej obniżki stóp. A u nas NBP idzie na rympał – kwituje ekonomista.
Cel inflacyjny NBP a Banku Czech
Michl mówił też, że kluczowa dla przyszłego przebiegu inflacji (popytowej – przyp.red.) konsumpcja gospodarstw domowych spada w Czechach realnie już sześć kwartałów z rzędu i jest poniżej poziomu sprzed pandemii.
Jego zdaniem to dobra wiadomość, bo przygaszony popyt oznacza, że Czesi wydają mniej pieniędzy z oszczędności i w ten sposób pomagają tłumić inflację, gdyż firmy, nie mogąc sprzedać produktów i usług, obniżają ich ceny. Inflacja spada szybciej.
Szef czeskiego banku centralnego przekonywał również, że dogadał się ze związkami zawodowymi w Banku Czech co do płac, aby nie były one automatycznie podnoszone o wzrost inflacji.
W ten sposób dajemy przykład, pokazując, że klauzule inflacyjne mogą być dostosowywane w drodze porozumienia – chwalił się.
Podsumowując, w jego opinii najważniejszą rzeczą obecnie dla Czechów jest zmniejszenie deficytu budżetowego przez rząd, aby na rynek nie trafiła nadmierna ilość pieniądza. Bez tego walka z inflacją będzie jak zabawa w kotka i myszkę (czeski deficyt ma wynieść w przyszłym roku 1,8 proc. PKB, a polski – według PKO BP – 4,6 proc.).
1,5 roku różnicy
Nawoływania i działania Czechów przynoszą skutek. Według szacunków nasz sąsiad do celu inflacyjnego banku centralnego na poziomie 2 proc. ma zejść w połowie przyszłego roku. Polska tymczasem do swoich 2,5 proc. – zdaniem NBP – dojdzie 1,5 roku później.
Skąd ta różnica? – Stoją za tym argumenty, które wymieniłem wcześniej. Ale tutaj sporo też zależy od realnej gospodarki. Gospodarka czeska jest odporniejsza na inflację z tego względu, że jest bardziej konkurencyjna, szczególnie w usługach. U nas bardzo dużo do inflacji ogółem dołożyła inflacja bazowa – przekonuje Jankowiak.
Kluczowa inflacja bazowa
Warto tutaj przypomnieć, że już w lutym 2020 r., a więc tuż przed wybuchem pandemii i obniżką stóp do 0,1 proc., inflacja bazowa wyniosła 3,7 proc., podczas gdy inflacja konsumencka podawana przez GUS była na poziomie 4,7 proc. NBP zarzekał się wtedy, że wzrost cen jest przejściowy i nie ma potrzeby podwyżek stóp procentowych z poziomu 1,5 proc.
We wrześniu zeszłego roku o inflacji bazowej w rozmowie z money.pl dużo mówił Marek Rozkrut, główny ekonomista EY na region Europy i Azji Centralnej.
Inflacja pozostanie w Polsce powyżej celu NBP, czyli 2,5 proc., jeszcze co najmniej trzy, a raczej cztery lata. I oby nie dłużej. Zejdziemy do celu być może jeszcze w 2025 r., a prawdopodobnie dopiero w 2026 r. Co gorsza, Polska jako jeden z naprawdę niewielu krajów w Europie zostanie z tak wysokim wzrostem cen na długo. Inne państwa już dawno się z nim uporają – przekonywał wówczas.
Jeden z najlepszych makroekonomistów w kraju wyjaśniał, że do inflacji bazowej nad Wisłą łatwiej niż w innych krajach przelały się wyższe ceny energii. – W Polsce przerzucanie tych kosztów na ceny jest szybsze i łatwiejsze niż w strefie euro. Tam wzrost płac pozostaje umiarkowany. A u nas obserwujemy rozgrzany rynek pracy, dwucyfrowe wzrosty wynagrodzeń i ekspansywną politykę fiskalną zwiększającą dochód do dyspozycji – wskazywał.
Po niecałym roku niewiele się w tym aspekcie zmieniło. Rząd nadal pompuje wydatki, a inflacja bazowa, według szacunków globalnego ING, ma utrzymać się na poziomie 5 proc. (czyli dwukrotnie przekraczającym cel NBP) jeszcze w 2024 i 2025 r.
Inflacja i stopy w Czechach oraz Polsce
W Czechach tymczasem bank spodziewa się wzrostu inflacji pod koniec tego roku ze względu na techniczny jej spadek w 2022 r. Wtedy to na poziom inflacji wpłynęły rządowe wydatki na obniżenie cen energii, które do wskaźnika wliczył czeski urząd statystyczny. Inflacja spadła z 18 do 15 proc. w październiku 2022 r.
Nie dojdziemy zatem do bardzo niskich jednocyfrowych wyników inflacji przed początkiem przyszłego roku – podkreśla w piątek w najświeższym raporcie czeskiego banku jego wiceszef Jan Frait.
W Polsce tymczasem o możliwej podwyżce inflacji mówi bardzo niewielka liczba analityków. Ostatnio wspomniał o tym Michał Stajniak, ekspert XTB.
Jak wyjaśnia, inflacja spada teraz "na łeb, na szyję", ale po październiku jest duża szansa na jej odbicie.
– Wobec tego, jeśli mamy liczyć na obniżki (stóp proc. – przyp.red.), to właśnie we wrześniu lub październiku. Przy odbiciu inflacji – które niemal na pewno nastąpi, biorąc pod uwagę ceny paliw, które znajdują się na wyższych poziomach niż pod koniec zeszłego roku – trudno będzie uzasadnić rozpoczęcie cyklu obniżek – tłumaczy ekspert XTB.
Damian Szymański, dziennikarz i wiceszef money.pl