- Nie zdziwcie się, jak czeskie grupy nie będą miały maseczek. Nie zwracajcie im uwagi - przestrzegał mnie polski przewodnik, z którym kilka dni temu zwiedzałem malowniczy czeski zamek w miejscowości Frýdlant.
I rzeczywiście, zwiedzający znany zabytek Czesi w ogóle nie zasłaniali twarzy. Nie tylko zresztą tam. Odwiedziłem też 100-tysięczny Liberec. Pod koniec sierpnia epidemii koronawirusa nie było tam widać właściwie w ogóle.
Ludzie w sklepach nie zakrywali twarzy, w pojazdach komunikacji miejskiej również. W centrum bez trudu można było spotkać spore grupki ludzi w różnym wieku - mało kto przejmował się tam zachowaniem dystansu.
O tym, że świat wciąż walczy z koronawirusem, przypominały właściwie tylko dozowniki z płynem dezynfekcyjnym. Kłopot w tym, że nie zawsze były pełne - na przykład w zamku Frýdlant nie były. W niektórych sklepach, chociażby w centrach handlowych, do zachowania dystansu zachęcały znaki i plakaty. Tylko zwykle niezbyt skutecznie.
Maseczki w Czechach wracają. Czy naprawdę chodzi o rok szkolny?
Czesi mieli lato bez obowiązkowych maseczek. Obowiązek zniknął tam na początku lipca. Wielu mieszkańców kraju nie kryło zadowolenia. Na przykład w Pradze z okazji zniesienia obowiązku zorganizowano na Moście Karola wielki piknik. Przy ponad 500-metrowym stole usiadło około 2 tysiące osób.
Skąd więc ta zmiana? Premier kraju Andrej Babisz tłumaczył to nowym rokiem szkolnym. Nie każdy jednak jest przekonany, że to bezpośrednia przyczyna decyzji rządu - tym bardziej, że w szkołach, z wyjątkiem Pragi, uczniowie maseczek nosić nie muszą.
Obowiązek dotyczy natomiast pojazdów komunikacji publicznej, taksówek, urzędów, szpitali czy aptek. W Pradze dodatkowo trzeba je nosić na terenie lotniska im. Václava Havla oraz wejść do stacji metra.
Czytaj też: Koronawirus. Emilewicz: robimy wszystko, aby nie było konieczności zamknięcia gospodarki
Część czeskich mediów wiąże powrót restrykcji nie tyle z początkiem roku szkolnego, co z rosnącą liczbą zachorowań na COVID-19. W maju czy czerwcu w Czechach było zwykle kilkadziesiąt nowych przypadków zakażeń dziennie. Od lipca jednak ich liczba rosła, aż dobiła do kilkuset pod koniec sierpnia. 1 września zanotowano ich natomiast niemal 500.
Powrót do maseczek nie dziwi więc ekspertów. Dr Paweł Grzesiowski, znany immunolog, mówił w niedawnej rozmowie z money.pl, że świat już wie, jak walczyć z epidemią. - Wystarczy pamiętać o trzech sprawach - mówił. Doprecyzował, że chodzi o zachowanie dystansu społecznego, częstą dezynfekcję rąk i, przede wszystkim, właśnie o maseczki.
Czytaj też: Koronawirus w Hiszpanii. Przez pandemię na półwysep przybyło o trzy czwarte mniej turystów
- Trzeba tylko tego wszystkiego po prostu przestrzegać - dodał dr Grzesiowski.
Do tej pory w ponad 10-milionowych Czechach zanotowano nieco ponad 25 tys. przypadków koronawirusa, ponad 420 osób zmarło.