Na całym świecie taka sytuacja może się utrzymywać do końca 2021 roku. – Podkreślić należy, że nie jest to winą urzędów statystycznych - po prostu w nietypowych sytuacjach kryzysowych tradycyjne mierniki nie zawsze pozwalają na prawidłową ocenę sytuacji. Obecnie punktem odniesienia dla miernika CPI jest koszyk przedkryzysowy, który już w marcu się zdezaktualizował – ocenia Zubelewicz.
Pomiar inflacji jest oparty o tzw. koszyk dóbr. Przed kryzysem konsumenci kupowali różne dobra (np. makaron czy bilety lotnicze), ale potem musieli ograniczyć swoje wydatki (np. do makaronu). Jednak Główny Urząd Statystyczny w dalszym ciągu bada zmiany cen wszystkich dóbr kupowanych w poprzedniej rzeczywistości gospodarczej.
– Podczas gdy średni poziom cen dóbr poprzednio kupowanych rośnie umiarkowanie, to Polacy wyraźnie odczuwają wzrost cen dóbr aktualnie nabywanych – ocenia członek RPP.
Zubelewicz zwraca też uwagę, że w 2021 roku możemy mieć do czynienia z odwrotnym mechanizmem. Wtedy punktem odniesienia stanie się "kryzysowy” koszyk dóbr. Równocześnie jednak konsumpcja zacznie wracać do bardziej równomiernej struktury (uwzględniającej np. bilety lotnicze). Jednak w 2021 w koszyku uwzględnianym przez GUS udział dóbr, na które popyt wzrośnie, pozostanie niewielki, choć ich bieżąca konsumpcja i ceny wyraźnie się zwiększą.
- W skrajnej sytuacji można sobie wyobrazić nawet dwa lata oficjalnej 'deflacji', choć każda cena wzrośnie - wskazał członek RPP.
Zobacz też: Pensja minimalna Polaka zdziwiłaby mieszkańca Luksemburga. Jesteśmy zarobkowym średniakiem
Przypomnijmy, że w tym roku inflacja była najwyższa w lutym, gdy wyniosła 4,7 proc. rok do roku. Po wybuchu pandemii zaczęła spadać. W kwietniu wyniosła 3,4 proc., w maju 2,9 proc. , a w czerwcu 3,3 proc. Według najnowszych danych GUS, w lipcu ceny poszły w górę o 3 proc. w porównaniu z lipcem ubiegłego roku.
- Przy inflacji powyżej 3 proc. w skali roku różnica między konsumpcją nominalną a realną sięgnęła 51 mld zł. Każdy obywatel traci na inflacji średnio ponad 100 zł miesięcznie. Odczuwany i obserwowany przez społeczeństwo wzrost cen jest niestety jeszcze większy – ocenia członek RPP.
Dodaje, że prognozowanie precyzyjnej inflacji w 2020 i 2021 roku obarczone dużym ryzykiem. W kryzys weszliśmy z wysoką inflacją, a potem pieniądz stał się jeszcze bardziej dostępny, a produkcja spadła. W perspektywie 2022 roku możemy więc mówić o nasileniu się wewnętrznych czynników inflacyjnych w naszym kraju.
- Obywatele już odczuli ten problem, co wyraźnie zwiększyło niezadowolenie niektórych grup społecznych. Rosnące ceny są kamykiem, który w Polsce zazwyczaj wywołuje lawinę protestów – zauważa członek RPP.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie