Minister przyznał, że największe obłożenie w szpitalach jest na Lubelszczyźnie.
- Mamy tam 1000 hospitalizacji, nie ma drugiego takiego województwa – powiedział w wywiadzie dla PAP szef resortu zdrowia. - W kolejnym, znacznie liczniejszym, województwie mazowieckim mamy w granicach 750 hospitalizacji. Ale zwracam tu też uwagę na fakt, że łóżek dla pacjentów z COVID-19 non stop przybywa. Każdy wojewoda ma plan uzupełniania bazy łóżkowej, w tym również wojewoda lubelski. Dostępnych łóżek na Lubelszczyźnie mamy ponad 1,3 tys. i będą nowe.
Rumunia jest ostrzeżeniem
Rząd uważnie przygląda się temu co dzieje się dookoła Polski, szczególnie w Rumunii, gdzie poziom wyszczepień jest bardzo niski a zakażenia idą w setki na 100 tys. Zdaniem Niedzielskiego "to powinno być dla nas ostrzeżeniem, że i u nas sytuacja może zmienić się na gorsze, bo potencjał mutacji koronawirusa jest tak wysoki, że potrafi siać spustoszenie".
Odsetek zaszczepionych dorosłych Polaków przeciw COVID wynosi ponad 60 proc. Minister zwraca jednak uwagę na podstępny charakter wariantu delta, w przypadku którego szybciej dochodzi do tzw. załamania.
- Jeśli w poprzednich falach od zakażenia do wystąpienia objawów mijało niejednokrotnie ok. 7-10 dni., to obecnie ten czas kurczy się do 4-7 dni – mówił minister Adam Niedzielski. - Wcześniej – po wystąpieniu pierwszych objawów – był więc margines czasowy, żeby wykonać test, a po stwierdzeniu zakażenia zareagować – stosując choćby środki farmakologiczne. Dziś tego czasu już nie ma. Pacjenci zjawiają się w szpitalach - po kilku dniach od zakażenia - w stanie już bardzo złym. A najgorsze jest to, że oni po raz pierwszy mają wykonywany test na COVID dopiero w karetce, którą wezwali, bo się bardzo źle poczuli.
Czytaj także: Firmy szykują się na czwartą falę.
Obostrzenia? Przesądzi o tym najbliższe 7 dni
Ministerstwo zdrowia szacuje, że jeśli kolejny tydzień będzie przebiegał w podobny sposób, "będzie to oznaczało, że maksymalny pułap zakażeń, który prognozowany był na koniec listopada, pojawi się już w październiku".
- Jeśli już teraz zbliżamy się średnio do 5 tys. zachorowań dziennie, to pod koniec miesiąca może to być już 7 tys. w ciągu doby - jeżeli nie więcej – ostrzega minister.
I dodał, że działania rządu będą zależeć od tego, jak się będzie rozwijała sytuacja, a przesądzi o tym najbliższych siedem dni.
- Jeśli będziemy na koniec października na średnim poziomie powyżej 7 tys. zachorowań w ciągu doby, to trzeba będzie zastanowić się, czy nie podjąć jakichś bardziej restrykcyjnych kroków – zaznaczył minister zdrowia. - Ani ja, ani premier, nie planowaliśmy wprowadzania obostrzeń w sytuacji, gdyby realizował się założony wcześniej scenariusz przebiegu czwartej fali pandemii, czyli 5 tys. zakażeń dziennie na koniec miesiąca. Decyzje będą zapadać na początku listopada.
Szkoły pozostaną otwarte
Na pytanie, czy rząd planuje wprowadzenie w Polsce nauki zdalnej, minister odpowiada:
- To akurat jest wykluczone. Nie ma takiego planu, szkoły pozostaną otwarte. Oczywiście, w razie konieczności, pojedyncze placówki będą czasowo przechodziły na nauczanie zdalne, inne na hybrydowe, ale co do zasady – dzieci będą uczyły się stacjonarnie –powiedział minister.
- Zwłaszcza, że widać duże rozwarstwienie – przyznaje szef resortu zdrowia. - W tej chwili – jak już mówiliśmy – wschód Polski, a zwłaszcza dwa województwa - podlaskie i lubelskie - bardzo odstają pod kątem zakażeń. Kwalifikując dany region do konkretnej strefy bezpieczeństwa epidemicznego będziemy się kierować nie tylko liczbą zakażeń na 100 tys. mieszkańców, ale także poziomem wyszczepienia, no i oczywiście obłożeniem szpitali oraz możliwością dalszego budowania buforu łóżek.