Wzbierający strumień 500 Plus
Już od blisko czterech lat transfer socjalny, którego koronnym ogniwem jest program 500+, płynie do milionów polskich rodzin szerokim, a faktycznie to coraz szerszym strumieniem. Efekty widoczne są gołym okiem, choć zapewne nie tylko te pozytywne, jak choćby spadek aktywności zawodowej rodaków skutkujący postępującym brakiem rąk do pracy. Kurczą się jednak obszary polskiej biedy, rośnie import używanych samochodów, podobnie jak popyt na dobra codziennego użytku, meble, sprzęt RTV i AGD, a coraz więcej dzieci wyjeżdża co roku na wakacje.
W roku ubiegłym rodzinom 3,8 miliona dzieci przekazano 17 mld zł. Z kolei w lutym br. na konwencji partii rządzącej ogłoszono rozszerzenie programu na pierwsze dziecko bez kryteriów dochodowych. Tym sposobem na dziś dzień liczba dzieci uprawnionych do świadczenia wzrosła do 6,8 mln, a łączny koszt programu w roku 2020 wyniesie, bagatela, 41 mld zł.
Co ciekawe, jak wynika z tegorocznego raportu Instytutu Badań Strukturalnych zaledwie 37 proc. środków 500+ trafia do rodzin ubogich, a więc takich, którym te pieniądze są niezbędne do zaspokojenia podstawowych potrzeb życiowych. Potwierdza to Badanie Instytutu Rozwoju Gospodarczego SGH, według którego tylko 40 proc. beneficjentów 500+ deklaruje przeznaczanie środków w dłuższym terminie na żywność i odzież, natomiast prawie 22 proc. na zwiększenie oszczędności.
Sęk w tym, że badanie IRG SGH zostało przeprowadzone 2 lata temu, jest więc zdecydowanie nieaktualne w odniesieniu do obecnej sytuacji, a więc rozszerzenia programu na pierwsze dziecko. Jest rzeczą niemalże pewną, że tego typu korekta znacząco zwiększy odsetek na tyle zamożnych beneficjentów 500+, że otrzymane w jego ramach środki będą stanowiły dla nich wyłącznie nadwyżkę finansową. Nie byłoby więc w tym nic nadzwyczajnego, gdyby już obecnie nawet jedna trzecia transferu socjalnego w ramach 500+ trafiała na konta oszczędnościowe albo cele inwestycyjne. A jak inwestycje, to wiadomo, że w Polsce nr 1 to mieszkania.
Hipoteczny "cud nad Wisłą"
Na początku tego roku czołowe autorytety rodzimej bankowości komunikowały prognozę dość znaczącego, bo 10-proc. spadku statystyk kredytów mieszkaniowych w 2019 roku. W pełni potwierdził to dość przeciętny pierwszy kwartał. Jednak już w kolejnym nastąpił ni z tego, ni z owego nieoczekiwany gwałtowny skok - zarówno wolumenu jak i wartości udzielonych hipotek, odpowiednio o 17 i 21 proc. k/k. A to oznacza najlepszy kwartalny wynik od 2008 roku. Co więcej, w bieżącym kwartale rynek poszedł za ciosem i ma być jeszcze lepiej, na co wskazują bieżące dane rynkowego dominatora PKO BP.
W ten sposób z prognoz rzędu 47 mld zł udzielonych w br. kredytów mieszkaniowych, nagle zrobiło się już prawie pewne 60 mld. Jest to sytuacja absolutnie precedensowa w historii rodzimej mieszkaniówki i bankowości. Czyżby więc hipoteczny "cud nad Wisłą"?
Zdecydowanie zastanawiające jest, że "cudowne" ożywienie krajowego rynku hipotek nastąpiło zaledwie kilka tygodni po konwencji Prawa i Sprawiedliwości z 23 lutego 2019 roku, na którym tryumfalnie ogłoszono bezwarunkowe rozszerzenie subwencji w ramach 500+ na pierwsze dziecko. Czy łączenie tych dwóch faktów to aby na pewno tylko i wyłącznie spiskowa teoria dziejów? Niekoniecznie.
Należy pamiętać, że od kwietnia 2016 roku w ramach 500+ wypłacono już beneficjentom prawie 80 mld. zł, z czego nawet jedna czwarta mogła trafić do przysłowiowej skarpety. Rodzina z trojgiem dzieci uzbierałaby więc bez problemu i na wkład własny.
Ogłoszenie rozszerzenia programu na pierwsze dziecko mogło więc być dla zamożniejszej części beneficjentów jednoznacznym sygnałem do rozsądnego zainwestowania uzbieranych dotychczas pieniędzy z 500+ wraz z tymi oczekiwanymi w przyszłości.
Kilka dni temu minister rodziny, pracy i polityki społecznej zakomunikowała wyniki obliczeń swojego resortu, z których wynika, że w ciągu 18 lat funkcjonowania programu 500+ rodzina z trójką dzieci otrzyma od państwa 324 tys. złotych, a przy czwórce dzieci znacznie powyżej 400 tys. Pytanie, na co przeznaczyć mają takie sumy rodziny, dla których środki z 500+ są tylko dodatkiem do ponadprzeciętnych dochodów.
Zerowy PIT dla młodych
Nie wszyscy chyba sobie zdają sprawę z tego, że w dzisiejszych czasach gros młodych ludzi w Polsce nie ma problemu ze zdolnością kredytową. Odpowiednie wykształcenie i dramatyczny deficyt rąk do pracy gwarantują także osobom dopiero wchodzącym na rynek pracy dobre wynagrodzenie z jeszcze lepszymi perspektywami. Jednak zmorą ogromnej większości Millenialsów jest brak środków na wkład własny, których po prostu nie zdążyli w swej krótkiej karierze zawodowej odłożyć. Czy zerowy PIT dla młodych będzie skutecznym panaceum na tego typu sytuację?
Oczywiście co najwyżej tylko w pewnym stopniu. Trudno będzie z zerowego PIT-u wygenerować w ciągu 3-4 lat oszczędności rzędu kilkudziesięciu tys. złotych. Jednak zwolnienie z podatku dochodowego z pewnością ułatwi niejednemu młodemu rodakowi drogę do własnego M, co być może już w perspektywie kilkuletniej powinno objawić się w postaci rosnących słupków popytu na kredyty mieszkaniowe.
Płaca minimalna w górę
Ostatnim z zapowiadanych przez rząd zabiegów mających skokowo poprawić sytuację socjalną tym razem 2,5-milionowej społeczności najsłabiej zarabiających Polaków, jest podniesienie płacy minimalnej do 4 tys. zł w 2023 roku. Przy obecnej wysokości najniższych krajowych uposażeń jakiekolwiek marzenia o własnym lokum są mrzonką. Czy przedmiotowa regulacja to zmieni?
Oczywiście można by w tym miejscu pokusić się o kalkulację zdolności kredytowej gospodarstw domowych, których zarobki w ciągu czterech lat skoczą z minimalnych o 80 proc. w górę, a następnie szacować wynikający z tego wzrost popytu na mieszkania. Problem w tym, że tego typu regulacja została niemal jednogłośnie uznana przez czołowych rodzimych ekonomistów za zapowiedź gospodarczego Armagedonu w postaci milionowego wzrostu bezrobocia, masowych likwidacji mniejszych firm czy skokowego wzrostu inflacji.
O ile więc spektakularna zwyżka płacy minimalnej w proponowanym trybie i zakresie miałaby zapewne wpływ na szeroko pojętą gospodarkę i przy okazji krajową mieszkaniówkę, to bardzo trudno oczekiwać, by miałby to być wpływ pozytywny.
autor: Jarosław Jędrzyński, ekspert portalu RynekPierwotny.pl
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl