Polski Fundusz Rozwoju zadebiutował w nowej roli. Pierwszy raz wyemitował obligacje. Sprzedał 4-letnie obligacje o wartości nominalnej 16,3 mld zł. Pieniądze te posłużą realizacji "Programu rządowego - tarcza finansowa Polskiego Funduszu Rozwoju dla małych i średnich firm" w związku z negatywnymi skutkami koronawirusa.
Wszystkie koronaobligacje - jak niektórzy nazywają je w związku z przeznaczeniem środków - zostały kupione przez banki. PFR za pożyczone pieniądze zapłaci im odsetki w wysokości 1,375 proc. w skali roku. Zwrot pieniędzy przewiduje 29 marca 2024 roku.
Prezes PFR Paweł Borys wskazuje, że popyt na obligacje ze strony banków był nawet większy niż zakładano (15 mld zł). M.in. dlatego zapowiada kolejne emisji w następnych tygodniach.
W ramach realizacji rządowego programu PFR planuje wsparcie sektora mikroprzedsiębiorstw, małych i średnich przedsiębiorstw oraz dużych firm środkami o wartości do 100 mld zł.
- Pozytywna reakcja rynku oznacza, że banki i inwestorzy zaufali PFR, jako podmiotowi zdolnemu zrealizować założenia rządowego programu. Od kilku tygodniu pracujemy bardzo intensywnie wiedząc, że szybkie i skuteczne działanie może być kluczowe dla przyszłości wielu polskich firm i ich pracowników - podkreśla Paweł Borys.
- Uzyskaliśmy dobrą cenę, porównywalną z podobnymi papierami emitowanymi na rynku. Z pewnością będziemy pracowali nad tym, aby w kolejnych emisjach poszerzać grono obligatariuszy - dodaje Bartłomiej Pawlak, wiceprezes PFR odpowiedzialny na emisję obligacji.
Co o debiucie PFR sądzi rynek i czy to rzeczywiście taki sukces? Eksperci nie spodziewają się, żeby PFR miał problem ze znalezieniem chętnych także na kolejne obligacje, choć mówi się, że premia za ryzyko w oprocentowaniu tych papierów nie jest przesadnie atrakcyjna.
To, że bez problemu koronaobligacje PFR sprzedały się nie dziwi specjalnie Michała Sadraka. Ekspert portalu obligacje.pl wskazuje, że nawet przy mniejszym zainteresowaniu banków papiery sprzedałyby się, tylko np. nabywcą mogłyby być banki z udziałem skarbu państwa, aby je odsprzedać do NBP. Sam bank centralny bowiem nie mógłby ich kupić na rynku pierwotnym.
Ekspert rynku obligacji korporacyjnych zwraca uwagę, że emisja PFR jest dość szczególna.
- To obligacje korporacyjne, ale tylko z nazwy. Bliżej im do obligacji skarbowych, choćby przez gwarancje udzielone przez państwo. Dlatego też ich oprocentowanie należy bardziej porównywać do papierów rządowych - wskazuje Michał Sadrak.
4-letnie obligacje, ale skarbowe (emitowane przez państwo), w tej chwili mają rentowności na rynku na poziomie blisko połowę mniejszym - mowa o rentowności rzędu 0,74 proc. Koszt dla PFR koronaobligacji jest więc prawie dwukrotnie większy.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie