Według dotychczasowych zapisów w budżecie deficyt na koniec 2024 r. miał wynieść 184 mld zł. Jednak we wtorek rząd przyjął projekt nowelizacji budżetu, a aktualna prognoza zakłada skok deficytu o 56 mld zł. To efekt kilku czynników, które podsumował minister Domański.
Przede wszystkim niższa o 3 pkt. proc. inflacja w stosunku do tej prognozowanej w ustawie budżetowej na ten rok przekłada się na niższe o 23 mld zł wpływy z VAT. Nie będzie też zapowiadanego wcześniej zysku z NBP w wysokości 6 mld zł, choć o tym wiadomo już od dawna.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Także we wpływach z CIT brakuje ok. 11 mld zł w stosunku do prognoz. Kolejne 9 mld zł ubytku w dochodach wynika z niższych od prognozowanych wpływów z handlu emisjami CO2 (unijny system ETS) Jak tłumaczył minister, w budżecie na ten rok poprzednicy założyli cenę uprawnień na poziomie 90 euro, gdy faktycznie wyniosła nieco powyżej 60 euro.
Te czynniki miały głównie charakter zewnętrzny, rząd nie miał na nie wpływu. W kolejnym roku nie będą już działać, np. założyliśmy, że wpłaty zysku z NBP nie będzie - podkreślał Andrzej Domański podczas wtorkowego spotkania z dziennikarzami.
Jednocześnie dodał, że to siódma nowelizacja ustawy budżetowej w trakcie ostatnich 9 lat i nie jest to nadzwyczajny instrument, jeśli chodzi o politykę budżetową.
Wydatki w porównaniu z pierwotną wersją nie zostały wprawdzie zwiększone, ale w budżecie zostaną dokonane przesunięcia.
Skorzystają samorządy
Beneficjentem nowelizacji będą samorządy, mają otrzymać 10 mld zł na wydatki bieżące, resort przekaże większość tych pieniędzy (8,2 mld zł) jako zwiększony udział w PiT, reszta to będzie po prostu przyspieszenie wypłaty przynależnej samorządom listopadowej subwencji. Są też inne, punktowe przesunięcia - 1,2 mld zł przesunięte zostało do budżetu zdrowia, by przekazać je do NFZ, z kolei 600 mln zł więcej dostanie KRUS.
Mimo zwiększenia deficytu, MF nie planuje zwiększenia emisji długu. Jednocześnie minister, pytany o wzrost rentowności polskich papierów skarbowych, zauważył, że przecena obligacji dotyczy rynków krajów gospodarek wschodzących i związana jest m. in. z niepewnością scenariusza dotyczącego wyborów w USA.
Resort liczy, że sytuacja wyjaśni się po wyborach. Minister, który był ostatnio w Waszyngtonie, podkreślał, że spotykał się tam z inwestorami. - Zainteresowanie naszym rynkiem jest duże, ale niepewność pozostaje - podkreślał Andrzej Domański.
Co dalej z rozwojem gospodarczym Polski
Na razie resort finansów utrzymuje prognozy dotyczące wzrostu tegorocznego PKB na poziomie 3,1 proc. Wiele jednak zależy od kolejnych danych dotyczących polskiej gospodarki. Z dużym niepokojem w rządzie spotkał się wrześniowy odczyt danych dotyczących sprzedaży detalicznej - mniejszej aż o 3 proc. w porównaniu z tym samym okresem roku poprzedniego. Pytanie, czy to była chwilowa aberracja, czy początek jakiegoś negatywnego trendu, który rząd będzie musiał uwzględnić w swoich planach.
- Dane dotyczące października będziemy mieć pod koniec listopada, więc czasu na nowelizację budżetu na 2024 rok byłoby niezwykle mało. Chcieliśmy sobie zostawić trochę elastyczności w tym budżecie. Gdyby dane miały ulec dalszemu pogorszeniu, będziemy myśleć o potencjalnych zmianach w 2025 roku, ale wydaje się, że jest na to za wcześnie. Są już pierwsze pozytywne sygnały ze strefy euro. Wydaje się też, że czynniki (mające wpływ na tegoroczny budżet - red.) miały w dużej mierze charakter zewnętrzny, z wyjątkiem tego trochę słabszego CIT - stwierdził Andrzej Domański.
Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl