Podawane przez GUS comiesięczne dane dotyczące liczby urodzeń i zgonów regularnie analizuje ekonomista Rafał Mundry. Jak wskazuje, tak dużej przewagi zgonów nad urodzeniami, jak obecnie, nie było od dawna.
W styczniu urodziło się 34 tys. dzieci, ale zmarło aż 39 tys. osób. Rok temu było to odpowiednio 35,5 tys. i 39,7 tys.
Takie wyrywkowe dane to oczywiście za mało, by mieć pełny obraz tendencji demograficznych w Polsce, dlatego bardziej liczy się suma z ostatnich 12 miesięcy.
Jak wskazuje Rafał Mundry, w ciągu ostatnich 12 miesięcy urodziło się 386,6 tys. dzieci, a w tym czasie zmarło aż 413,5 tys. osób. To oznacza, że różnica pomiędzy narodzinami i zgonami urosła już do blisko 27 tysięcy.
Wyraźna przewaga narodzin nad zgonami występowała do 2012 roku, ale potem ten wskaźnik demograficzny znacznie się pogorszył. Chwilowa przewaga narodzin nad zgonami w ujęciu 12-miesięcznym wystąpiła bardzo krótko pod koniec 2017 roku, nieco ponad rok po wprowadzeniu programu 500+.
"Program Rodzina 500 plus to odpowiedź na niskie wskaźniki demograficzne w Polsce. Program ma być przede wszystkim zachętą do posiadania dzieci" - zapowiadał resort Elżbiety Rafalskiej przed wprowadzeniem sztandarowego programu PiS.
W marcu 2018 roku, podsumowując 2 lata programu, minister Rafalska powiedziała, że ponad 403 tys. urodzeń w 2017 roku to "mierzalny efekt" wprowadzenia 500+.
Potem przekaz rządowy na temat celów programu 500+ zdecydowanie się zmienił i zaczęto głównie akcentować efekty społeczno-cywilizacyjne "inwestycji w rodzinę". Jeśli mowa jest o demografii, to w takim ujęciu, że bez 500+ byłoby jeszcze gorzej.
W wydanym przez GUS w 2018 roku opracowaniu "Sytuacja demograficzna Polski do 2017 r. Urodzenia i dzietność" o sztandarowym programie rządu nie wspomniano ani razu.
Wyłaniający się z raportu GUS obraz polskiej demografii nie napawa optymizmem. "Urodzenia są kluczowym czynnikiem wpływającym na liczbę i strukturę ludności. Aby zapewnić stabilny rozwój demograficzny kraju, to w danym roku na każde 100 kobiet w wieku 15-49 lat powinno przypadać średnio co najmniej 210-215 urodzonych dzieci, obecnie przypada ok. 145" - pisze GUS.
Jeśli współczynnik dzietności 1,45 przekłada się na ok. 400 tysięcy urodzeń w roku, to przy dzietności wynoszącej 2,1-2,15 liczba urodzeń wynosiłaby blisko 600 tysięcy. Innymi słowy, w Polsce rodzi się rocznie o 200 tysięcy dzieci za mało.
Skąd taki niski wskaźnik dzietności w Polsce? Według GUS to głównie efekt odkładania na później przez ludzi młodych decyzji o założeniu rodziny. "Stan depresji urodzeniowej trwa już prawie 30 lat. Od 1990 r. wielkość współczynnika dzietności kształtuje się poniżej 2, czyli nie gwarantuje prostej zastępowalności pokoleń" - czytamy.
Nawet w przekroczeniu granicy 400 tys. urodzeń w 2017 roku jest drugie dno. "Wzrost liczby urodzeń dotyczy przede wszystkim dzieci urodzonych jako drugie, trzecie i kolejne w rodzinie, których udział zwiększył się na niekorzyść urodzeń pierwszych" - wskazuje GUS. Innymi słowy, na nowe potomstwo zdecydowały się te pary, które już miały dzieci.
"W okresie minionych 10-15 lat nastąpiło podwyższenie o 4 lata mediany wieku kobiet rodzących dziecko do 30 lat w 2017 r. O 4 lata wzrósł także średni wiek urodzenia pierwszego, który obecnie wynosi prawie 28 lat" - czytamy w opracowaniu GUS-u.
O ile prognozy dotyczące liczby urodzeń są w naturalny sposób obarczone ryzykiem sporego błędu, znacznie bardziej przewidywalne są statystyki dotyczące umieralności. Natężenie zgonów w Polsce rośnie powoli i w miarę jednostajne.
Jedno jest pewne - jak wskazuje GUS, liczba i natężenie zgonów nadal będzie wzrastać z powodu systematycznego wzrostu liczby i odsetka osób w najstarszych grupach wiek
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl