Pan Maciej chciał kupić sobie mieszkanie w Warszawie. Na co dzień pracuje za granicą, zarabia nieźle. Ale obecnie trzymanie pieniędzy na koncie jest równoznaczne z powolnym ich traceniem. Postanowił więc zainwestować na warszawskim rynku nieruchomości. Pomysł był prosty: kupi, ulokuje kapitał, wynajmie, zarobi.
Podpisał z deweloperem umowę rezerwacyjną, wpłacił zaliczkę. Mieszkanie na Pradze nie było tanie, ale też przy obecnych realiach cena była w granicach średniej - niecałe 10 tysięcy zł za metr kwadratowy. Kilka miesięcy później dostał informację, że deweloper ma problem z procedurami, że nie uzyskał pozwolenia na budowę. Nie podejrzewał podstępu, dostał z powrotem zaliczkę i zaczął szukać nowego mieszkania.
- Dopiero później zacząłem się zastanawiać o co chodzi. Bo znajomi poinformowali mnie, że budowa bloku, w którym chciałem kupić mieszkanie jednak trwa. Wszedłem na stronę dewelopera i zobaczyłem, że jednak sprzedaje te same mieszkania, których niedawno nie dało się wybudować. Oczywiście 20 procent drożej, prawie 12 tysięcy za metr - mówi pan Maciej w rozmowie z money.pl. Zgłosił się do nas za pośrednictwem #dziejesie.
Finalnie kupił inne mieszkanie, w centrum. Ale i tu deweloper próbował zerwać umowę pod zmyślonym pretekstem.
- Proste pismo od prawnika załatwiło sprawę - okazało się, że mieszkanie mogę kupić bez problemów, po ustalonej wcześniej cenie. Ale to była już umowa przedwstępna, z określonymi karami. Niesmak pozostał, za pierwszym razem nie pomyślałem nawet, że ktoś ze mną gra nieczysto - mówi nam pan Maciej.
Podobnych przypadków jest więcej, choć jak podkreślają w rozmowach z money.pl eksperci rynku nieruchomości, nie jest to problem duży. Przynajmniej na razie.
- Nie wiemy z czego dokładnie wynikają takie sytuacje. Z jednej strony możemy mieć do czynienia z chęcią zarobku za wszelką cenę. I z pewnością są deweloperzy, którzy odprawią klienta z kwitkiem, by na jego miejsce przyjąć osobę z grubszym portfelem. Jednocześnie mamy na rynku drastyczny wzrost cen materiałów budowlanych – mówi w rozmowie z money.pl Jan Kosobudzki, agent nieruchomości z Warszawy.
Dodaje, że w większości przypadków to deweloper jest na wygranej pozycji. Przed budową klienci podpisują jedynie umowę rezerwacyjną, która de facto nikogo do niczego nie zobowiązuje.
- Takie są niestety fakty. Umowy rezerwacyjne, co potwierdza praktyka, nie są wiele warte. Pierwsze problemy z ich realizacją pojawiały się już podczas poprzedniego boomu mieszkaniowego, w latach 2006 – 2008. Od tej pory niewiele się w prawie zmieniło. Umowy są pewnego rodzaju deklaracją, ich zerwanie nie kosztuje dewelopera nic. A nawet jeśli w umowach są kary umowne, to ich wysokość nie jest wysoka – mówi w rozmowie z money.pl prawniczka Agnieszka Lis, działająca w obszarze nieruchomości.
Dodaje, że ewentualną karę deweloper zrekompensuje sobie podwyżką ceny lokalu. A koszty kupna mieszkania w ostatnich czasach wręcz szybują w rejony wcześniej zarezerwowane dla rynku premium.
W maju ceny w stolicy przekroczyły 11 tys. za metr kwadratowy. Warszawę dogania Kraków, gdzie średnia cena metra kwadratowego nowego lokalu wynosi już ponad 10 tys. Końca wzrostu cen jednak nie widać, a nowych inwestycji jest coraz mniej.
Tylko w ciągu ostatniego miesiąca ceny lokali w stolicy wzrosły o blisko 4 proc. W skali roku jest to już ok. 10 proc. Miesięczny wzrost cen w Łodzi prawie dogonił stołeczny. Inne miasta również zanotowały wzrosty. Kraków o 2,66 proc., Wrocław o 1,85 proc., a Gdańsk o 1,29 proc. Na tym tle najmniej wzrosły ceny w Poznaniu, gdzie urosły one o blisko 1 proc.
Na razie nikt otwarcie nie mówi o możliwości powtórzenia się tzw. bańki z lat 2006 – 2008. W tych latach ceny mieszkań oderwały się od rzeczywistości i poszybowały w górę. Bańkę pompowały także banki, udzielając kredytów nawet na 110 proc. wartości mieszkania i to na 50 lat.
W Warszawie średnia cena m kw. wzrosła wówczas o blisko 150 proc. w zaledwie pięć lat. Tylko w 2007 r. podwyżka sięgała 57 proc., w tym czasie przeciętne zarobki mieszkańców stolicy wzrosły o niespełna 11 proc. - przypomina ekspert portalu GetHome.pl Marek Wielgo.
Jak się zabezpieczyć przed odrzuceniem umowy?
- Radzę, by nie podpisywać w ciemno umowy z deweloperem. Jeśli inwestujemy w mieszkanie kilkaset tysięcy złotych, zadłużamy się na 20-30 lat i jednocześnie żałujemy 200 czy 300 złotych na poradę prawnika, to jest to nielogiczne. Umowy są pisane przez deweloperów. Oczywiście nie zakładamy ich złej woli, ale są one z natury korzystne przede wszystkim dla firm a nie klientów - mówi prawniczka.
Dodaje, że o wiele lepiej interesy klienta zabezpiecza umowa deweloperska, której elementy i kluczowe zapisy określa ustawa. Deweloperowi trudniej się z niej wycofać – choć jest to możliwe. Ale takie sytuacje są wyjątkowo rzadkie.