Jak czytamy w dzienniku, apel do ministra finansów Tadeusza Kościńskiego o zwrot równowartości mienia, którego przepadek orzeczono na skutek bezprawnych działań Służby Bezpieczeństwa, skierował Leszek Stall i dwaj jego wspólnicy, który wtedy byli studentami psychologii na Uniwersytecie Warszawskim.
Zbierali dokumentację, by upomnieć się o swoje
"Wcześniej z takim wnioskiem nie mogli wystąpić, bo nie dysponowali odpowiednią dokumentacją. Czynią to dokładnie w 40. rocznicę ogłoszenia stanu wojennego, wierząc, że władze RP nie zapomną o poszkodowanych w walce o niepodległy byt państwa" - podaje "Rzeczpospolita".
"Gdyby minister nie uczynił zadość ich prośbie, będą zmuszeni pozwać Skarb Państwa" – mówi "Rzeczpospolitej" ich pełnomocnik prof. Tomasz Siemiątkowski.
Chodzi o co najmniej 264 tys. zł, bo na tyle wycenili zarekwirowane mienie.
"Czy nam się nie należy jakaś sprawiedliwość dziejowa?"
Jak pisze gazeta, opozycjoniści przez kilka lat – aż do aresztowania w 1984 r. – z ok. 20 współpracownikami wydawali przedruki literatury z paryskiej "Kultury" i niedostępne w oficjalnym obiegu książki, m.in. "Twardego człowieka" Mariana Brandysa, "Rozmowy ze Stalinem" Milovana Dżilasa. "Drukowali też materiały na potrzeby opozycji demokratycznej, której czuli się aktywnymi członkami. Nigdy nie współpracowali z SB ani władzami PRL" - przypomniał dziennik.
"Przez lata uważałem, że pracowałem w podziemiu wyłącznie dla Polski, o sobie nie myślałem, ale jak zobaczyłem, że teraz tylu byłych opozycjonistów wyciąga rękę po rekompensaty, stanąłem wobec pytania, czy i nam należy się jakaś sprawiedliwość dziejowa" – powiedział w rozmowie z "Rz" Leszek Stall.