Niepewność i strach – to dwa słowa, które opisują uczucia towarzyszące dzieciom wracającym dziś do szkoły oraz ich rodzicom. Kluczowym słowem, które określi najbliższe miesiące, będzie również rzeczownik "samoizolacja". W pogmatwanych procedurach i przy brakach kadrowych to właśnie ostatecznie rodzic będzie decydował, czy dziecko wykazujące objawy choroby (angina? grypa? koronawirus? Jak to określić, nie będąc medykiem?) zostanie w domu i czy wcześniej zostanie zdiagnozowane przez lekarza. A może jednak podejrzane objawy trzeba zgłosić nie lekarzowi, lecz od razu sanepidowi?
– Zanim wzniecimy panikę, poobserwujmy dzieci w domu. Jak ktoś się zaziębił na obozie, wystarczy zwykłe zbijanie gorączki i kilka dni izolacji od innych. Dzwonienie do sanepidu nie ma sensu, nie jesteśmy lekarzami. Tymczasem odbieramy tysiące telefonów od ludzi, którzy opisują nam historie swoich chorób – powiedziała w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" Joanna Narożniak, rzecznik Mazowieckiego Państwowego Wojewódzkiego Inspektora Sanitarnego.
Zwróciła uwagę na to, że relacje na linii sanepid – POZ trzeba szybko i jasno ustalić, bo ludzie nie wiedza, jak reagować w wątpliwych przypadkach.
Dziennik informuje, że w najbliższych dniach minister zdrowia ma przedstawić wytyczne, jak powinni działać lekarze rodzinni. Docelowo ma działać zasada: masz objawy, dzwoń do lekarza, a nie sanepidu.
W normalnych warunkach brzmi jak coś oczywistego, ale warunki są przecież dalekie od normalnych. Lekarze mówią wprost: to nieporozumienie, bo możemy co najwyżej udzielić teleporady, ale od stanowczego mówienia pacjentowi, jak ma się zachować jest… sanepid.
Przy tak rozmytych kompetencjach nic więc dziwnego, że ludzie nie wiedza, co robić. Dowodem niech będzie to, że do powiatowych sanepidów nie da się dodzwonić, bo linie, nawet alarmowe, są nieustannie zajęte. Jeśli uznamy, że od diagnozowania są wyłącznie lekarze, to możemy uznać, że większość telefonów do sanepidu jest bezzasadna. Ale to tylko teoria, bo jak zauważa jeden z rozmówców "DGP", lekarz, nie da się stwierdzić koronawirusa bez oglądania pacjenta.
Przyznał, że jeśli z telefonicznego wywiadu wynika, że przyczyna złego samopoczucia może być covid, od razu sugeruje kontakt z sanepidem.
- To nie spychoterapia. Po prostu taki pacjent i tak nie zostanie wpuszczony do przychodni z powodu temperatury. Ja z kolei na wizytę też nie mogę pójść, bo nie mam odpowiedniego stroju, który pozwoliłby mi na bezpieczne zbadanie. Zwykła przyłbica czy maseczka, w razie potwierdzenia COVID-19 spowodowałaby, że naraziłbym innych pacjentów. Staram się kierować doświadczeniem (…) Ja nie mam szerokich możliwości diagnostycznych pod kątem koronawirusa. Ma je sanepid – mówi anonimowy rozmówca.
Choć koronawirus towarzyszy nam od pół roku, nadal nie wypracowaliśmy zrozumiałych (i działających)procedur, które sprawią, że ludzie obudzeni w środku nocy umieliby wyrecytować kolejność działań. A tak właśnie powinno być, bo gdy sezon grypowy nałoży się na epidemie koronawirusa, i tak słaby system przepływu informacji może już nie wytrzymać. I w najtrudniejszej sprawie nie dodzwonimy się już nigdzie.