Tygodnik "Zeit" wskazuje, że w 2021 roku do Niemiec nie przyjechały tysiące Gruzinów. Jak czytamy na łamach gazety, pracownicy rolni mieli zostać ostrzeżeni przez innych rodaków o warunkach pracy, które czekają w Niemczech. Jak wskazuje "Zeit" prócz niskich wynagrodzeń, wiele do życzenia pozostawiały warunki kwaterunkowe. Za kontenerami, w których mieli mieszkać pracownicy sezonowi, płynęły ścieki.
"Po raz pierwszy w historii ok. 5.000 Gruzinów miało w zeszłym roku zbierać w Niemczech szparagi, ogórki, jabłka lub truskawki. Takie są postanowienia umowy mediacyjnej między Niemcami a Gruzją, ogłoszonej przez Federalną Agencję Pracy na początku 2021 roku. W ciągu kilku dni, 80.000 Gruzinów podobno złożyło wnioski (...). Teraz, po sezonie, agencja pracy podała, że przyjechało zaledwie 300 Gruzinów" - informuje "Zeit".
Gruzini rezygnują z wyjazdów do Niemiec
Tygodnik wskazuje, że za masową rezygnacją Gruzinów z wyjazdów do Niemiec stoi jeden człowiek, to Jemal Chachanidze. "Dzięki temu, że on i jego koledzy nie pogodzili się z niepewnymi warunkami pracy, dzięki temu, że kręcili filmy, dzwonili do dziennikarzy i związkowców, a to wszystko stało się wielką debatą publiczną w Gruzji, wielu jego rodaków mogło zostać w domu — zamiast harować na niemieckich polach" - podaje tygodnik.
30-letni Gruzin twierdzi, że w Niemczech zarabiał tak mało, że pieniędzy nie starczało nawet na bilet powrotny. Mężczyzna uskarża się, że to, co zarobił nie starczyło nawet na bieżące wydatki w Niemczech, nie mówiąc o odłożeniu pieniędzy i przywiezieniu ich do Gruzji. Chachanidze musiał pożyczać pieniądze od znajomych.
Kim jest Jemal Chachanidze?
Jemal Chachanidze złożył podanie do odpowiedniej agencji państwowej w Gruzji, dostał umowę o pracę, kupił bilet lotniczy za niecałe 400 euro i 9 maja wylądował w Monachium. Prawie każdy etap swojej długiej podróży dokumentował na Facebooku — wskazuje Polska Agencja Prasowa (PAP).
"Już sam przyjazd był dla mnie szokiem" - przekazuje Chachanidze. W zniszczonych kontenerach 24 pracowników z Gruzji miało spać blisko siebie na zużytych piętrowych łóżkach, w toalecie podłoga była dziurawa, tylko centymetry od okna był gruby mur. Ścieki płynęły za kontenerami. "Czegoś takiego w ogóle nie mogłem sobie wyobrazić" - mówi.
Zarobił jedynie 400 euro
Ponadto maj był deszczowy, zbiory truskawek słabe. Do tuneli foliowych, w których rosły rośliny, wysyłano pracowników tylko na kilka godzin rano - a nie na osiem godzin dziennie, jak ustalono.
Wszystko wydaje się jasno określone w umowie o pracę: regularny czas pracy 48 godzin tygodniowo, sześć dni w tygodniu (...). Jest tam też zapisana przestarzała płaca minimalna: 9,35 euro za godzinę. W tym czasie płaca minimalna wynosiła 9,50 euro, a w lipcu wzrosła o kolejne 10 centów. Firma przekazała mu również odręcznie napisane oświadczenie. Według oświadczenia zarobił on niecałe 400 euro, z czego 300 wypłacono mu w gotówce - co Chachanidze potwierdza.