Dorota Rabczewska zaciągnęła kredyt w 2008 roku, kiedy szwajcarska waluta była rekordowo tania.
"W 2008 roku bank Millennium chcąc rzekomo zadośćuczynić mi ujawnianie i sprzedanie moich danych osobowych oraz treści przelewu przez jednego z ich pracowników do tabloidu, w ramach ugody i "rekompensaty" zaproponował mi kredyt na "szczególnie atrakcyjnych dla mnie warunkach" - był to "tani i bezpieczny" kredyt frankowy. Byłam młoda i zaufałam bankowi" - pisze Rabczewska na Instagramie.
Kilka lat później kurs franka drastycznie się zmienił i raty wzrosły o kilkaset proc. Jak pisze piosenkarka, od 13 lat musi płacić co miesiąc kilkanaście tys. złotych.
"Proces sądowy trwał ponad 5 lat i zaczął się w czasie, kiedy jeszcze mało który frankowicz miał odwagę na proces z bankiem. Gdy ja zaczynałam swój proces, to korzystne wyroki były wydarzeniem, a banki były pewnie siebie i nie zgadzały się na żadne uczciwe dla kredytobiorców ugody" - pisze Rabczewska.
Piątego maja sąd uznał, że umowa jest nieważna, a pracownicy banku zachowali się wobec piosenkarki nieetyczne.
"Nie poinformowano mnie o ryzyku walutowym ani o niebezpiecznych dla mnie mechanizmach kredytowych powodujących, że dług może wzrastać w sposób nieograniczony" - pisze Doda. "Mam nadzieję, że sprawa ta pokaże wszystkim poszkodowanym frankowiczom, którzy obawiają się procesów z bankami i w dalszym ciągu spłacają kredyty frankowe, że nigdy NIE MOŻNA SIĘ PODDAWAĆ i że można wygrać z gigantem."