Ceny najmu nieruchomości dla "zwykłego Kowalskiego" są nierzadko kosmiczne. Pani Małgorzata postanowiła pójść pod prąd. Za wynajem swojego obiektu i terenu – a chodzi o samodzielne, umeblowane mieszkanie o powierzchni 60 m2 w domu i działkę o wielkości 4 ha – nie chce ani złotówki. Kobieta oczekuje jednak od przyszłego najemcy czegoś innego – zaangażowania.
- Nasze ogłoszenie adresujemy do ludzi, którzy mają pomysł na rozwój, pasję, ale też doświadczenie. Przede wszystkim liczymy, że ten ktoś będzie traktował całe gospodarstwo, jak swoje. Reszta jest kwestią dogadania się – mówi pani Małgorzata.
Farma razem z domem znajduje się na wsi w województwie zachodniopomorskim. Nasza rozmówczyni kupiła ten teren wspólnie z mężem pięć lat temu. Jeszcze dwa lata temu małżeństwo samemu uprawiało warzywa i hodowało zwierzęta. Z czasem jednak parze coraz trudniej było pogodzić prace w ogródku z obowiązkami zawodowymi.
- Pamiętam, był rok, gdy sama zrobiłam 700 słoików z przetworami pochodzącymi z tego ogródka. Ale później dochodziło nowe obowiązki i już nie dawałam rady – mówi pani Małgorzata.
- Szukaliśmy chętnych, którzy chcieliby tam zamieszkać. Braliśmy na początku osoby bezdomne lub samotne matki. Podejmowaliśmy próby pomocy, płaciliśmy za wszystko. Jednak, gdy pojawiała się potrzeba pracy, ludzie rezygnowali. Zdarzały się też osoby, które nadużywały alkoholu. Więc uznaliśmy, że teraz zrobimy to inaczej – dodaje.
Pani Małgorzata przyznaje, że to był pomysł jej męża. Chodziło o to, aby skierować ogłoszenie do osoby lub rodziny, które mają doświadczenie w prowadzeniu gospodarstwa i potrafią podejść kreatywnie do swojej pracy. Chcą hodować czosnek? Proszę bardzo. Warunek jest jednak taki, że ma to być hodowla ekologiczna, a więc bez żadnych nawozów czy "wspomagaczy" dla roślin.
- Bardzo wielu ludzi korzysta z Roundup'u, my na szczęście mamy ziemię wolną od tego środka – wskazuje autorka ogłoszenia.
Jest jeszcze jeden warunek, który – jak podkreśla pani Małgorzata – nie każdemu się podoba. Chodzi o to, aby podzielić się naturaliami pół na pół – połowa dla najemcy, który będzie uprawiał ogródek, a połowa dla właścicieli dobytku. Najemca – tłumaczy pani Małgorzata – może zrobić ze swoją częścią, co chce – zjeść, sprzedać, przerobić.
- Niestety, nie każdy odebrał pozytywnie naszego ogłoszenie. Usłyszałam, że bawimy się w pańszczyznę, szukamy chłopa, który będzie pracował za miskę ryżu – słyszymy od wynajmującej, która właśnie z obawy o hejt nie chce, abyśmy podawali jej nazwisko i dokładną lokalizację wsi.
Na terenie są też zwierzęta: kury, gęsi i indyki trzeba nakarmić i napoić, kozy wydoić (z mleka można zrobić potem ser) oraz uzupełnić wyściółkę dla koni świeżą słomą. Jeśli chodzi o gospodarstwo to 4 ha są w tej chwili niewykorzystane. Prace koncentrują się wokół ogródka o powierzchni 9 arów. Ponadto, w domu oprócz mieszkania są też trzy wolne pokoje, które przyszły lokator może dodatkowo wynająć i zarobić. Ważne jest, aby przychodem podzielił się z właścicielami całego przybytku.
W ogłoszeniu jest napisane, że poszukujemy osoby z dochodem. My przez dłuższy okres godziliśmy pracę z gospodarką, ale dojazdy i życie na dwa domy, to za dużo. Myślę, że jeśli osoby będą obrotne, to mogą uzyskać dochód z gospodarstwa. Poza tym, samej pracy nie jest dużo. Myślę, że można pogodzić ją np. ze zdalną pracą zarobkową - tłumaczy pani Małgorzata.
- Mamy duże zainteresowanie. Odezwało się kilkanaście osób. Są to przede wszystkim ludzie, którzy chcą uciec z dużych miast. Jest dużo osób, które chcą coś zmienić w swoim życiu, ale też nie brakuje marzycieli, którzy nie mają doświadczenia w pracy na wsi – puentuje.