Na wtorkowej konferencji prasowej, na której premier ogłosił decyzję rządu w sprawie wakacji kredytowych, szef rządu zaprosił też protestujących rolników do kolejnej debaty dotyczącej rozwiązania ich problemów. Dotyczą one dwóch kwestii: importu ukraińskich płodów rolnych, które istotnie obniżają ceny rynkowe w Polsce, jak i zmian zaproponowanych w Europejskim Zielonym Ładzie.
Umówiłem się z rolnikami na spotkanie w tym tygodniu, żeby zaraportować im działania, jakie podjąłem od naszego ostatniego spotkania. Mam nadzieję, że przyjmą zaproszenie. W sobotę, o godz. 10 rano, Centrum Dialog. Będę do dyspozycji – zapewnił Donald Tusk.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tusk proponuje spotkanie. "Nie spodziewam się przełomu"
Wiesław Gryn poproszony przez money.pl o komentarz podkreśla, że w dotychczasowych wypowiedziach zabrakło konkretów ze strony rządu. Dodaje jednak, że "Donald Tusk daje negocjacjom swoją twarz", a raczej nie chciałby być "twarzą porażki, tylko właśnie sukcesu".
– Też trzeba być realistą i nie liczyć, że nie wiadomo co się ugra, tylko podchodzić do tematu rozsądnie. My mamy pakiet propozycji zmian, które będą akceptowalne dla rolników – zaznacza nasz rozmówca.
Chyba jeszcze nie czas na przełom. Sądzę, że część rolników może się nawet zgodzi na zaproponowane warunki, ale większość nie pójdzie na nie. Już pomijam osoby polityczne, którym nie chodzi o to, żeby coś osiągnąć, tylko żeby protestować, bo my do nich nie należymy. My nie mamy na to czasu. Raczej jednak do przełomu nie dojdzie. Chciałbym, żeby doszło, bo – powtórzę – my nie mamy już czasu – ocenia Wiesław Gryn.
Przyznaje zarazem, że musi dość do głębokiej reformy myślenia w Unii Europejskiej o rolnictwie. Autorzy reform muszą w jego ocenie pamiętać, by zagwarantować sektorowi, że pozostanie on konkurencyjny względem reszty świata.
Nie może być tak, że cały świat idzie do przodu, a my będziemy tworzyli archaiczne reguły dla rolnictwa. My nie chcemy być jak ten dziad, który cały czas prosi o jałmużnę, tylko chcemy tworzyć konkurencyjne rolnictwo, przynajmniej częściowo. A w dzisiejszej sytuacji jest to niemożliwe – mówi Wiesław Gryn.
"Oburzą się na mnie, że chłop chce pieniędzy, ale już nie mam nadziei"
Zapytany o obecną sytuację przyznaje, że wolałby dziś pracować na roli niż protestować. Problem w tym, że wciąż ma niesprzedane plony z zeszłego sezonu. A jedyną możliwością, żeby zwolnić magazyny pod tegoroczne zbiory, jest sprzedaż płodów poniżej kosztów produkcji.
– Oburzy się pół świata na mnie, że chłop chce pieniędzy, ale, prawdę mówiąc, jeszcze miesiąc czy dwa miesiące temu miałem nadzieję, a teraz jak patrzę na ceny, to wiem już, że będę musiał sprzedać poniżej kosztów produkcji. Prywatnie mam jeszcze 1000 ton kukurydzy i 600 ton pszenicy, więc do każdego hektara produkcji potrzebuję 1-2 tys. zł – przyznaje nasz rozmówca.
W trakcie rozmowy przytaczamy mu słowa Krzysztofa z Hrubieszowa, który w trakcie protestów w Warszawie opowiadał nam, że ma już dość i jest zmęczony całą sytuacją. – Koło domu jest niezrobione, na gospodarstwie to samo. Trzeba jechać na protest, trzeba jechać do urzędów, do resortów na kolejne nic niedające spotkania. Oni pokiwają głowami i nic się nie zmienia. Tak wygląda nasza codzienność – wskazał rolnik z Hrubieszowa.
Trochę przykro, jak się na to wszystko patrzy. My nie domagamy się pieniędzy, bo my nie jesteśmy roszczeniowi. Wiemy, że żyje się z pracy, a nie z dopłat. Ale w tym wypadku cała Unia Ukrainie pomagała, tylko że naszym kosztem. Nawet nie miałbym o to żalu, gdyby nie to, że nie zamknięto granicy z Rosją. To już jest przesada. Jak to możliwe było, to ja nie wiem – ocenia Wiesław Gryn.
Nawiązał w ten sposób do słów premiera Donalda Tuska sprzed kilku dni, który zapowiedział, że Polska, wzorem Łotwy, rozważy wprowadzenie embarga na import zboża z Rosji i Białorusi. We wtorek zresztą szef rządu zapowiedział, że jeszcze tego samego dnia skieruje do marszałka Sejmu projekt uchwały zwracający się do Komisji Europejskiej na taki krok na terenie całej Unii.
– Chciałbym mieć już spokój, bo te protesty też nie służą mojemu gospodarstwu. My uprawiamy rolę, a nie politykę – podsumowuje rolnik z "Oszukanej Wsi".
Krystian Rosiński, dziennikarz i wydawca money.pl