"Wyprawa do supermarketu w Polsce dziś wymaga nie tylko pełnego portfela, ale także lupy do sprawdzenia drobnego druku na opakowaniu" – pisze "Financial Times", który dostrzegł problem downsizingu w Polsce.
Czym jest downsizing?
Zjawisko downsizignu (pol. redukcja) polega na tym, że artykuły spożywcze na półkach sklepowych ulegają "odchudzeniu". Inną jego nazwą jest "shrinkflacja" (połączenie słów shrink, czyli kurczyć się oraz inflacja). W money.pl ponad miesiąc temu opisywaliśmy szczegółowo ten problem.
Najprościej można by go opisać zmniejszeniem rozmiaru artykułu przez producenta przy utrzymaniu lub nawet podwyższeniu jego ceny. Objawiać się jednak też może na inne sposoby. Firmy przy procesie produkcji mogą zamieniać droższe składniki na te tańsze. Wszystko po to, by obniżyć koszty produkcji w dobie wysokiej inflacji, a także szalejących cen energii i surowców.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"FT" podaje konkretne przykłady kurczących się produktów. Wymienia m.in. zbiorcze opakowania chusteczek higienicznych, które zmniejszyły się z 10 do ośmiu czy "Ptasie mleczko" mające obecnie 340 g zamiast 360 g.
Wszystkiemu winna jest rekordowa inflacja
Brytyjski dziennik tłumaczy to wysoką inflacją nad Wisłą, obecnie na poziomie 16,6 proc. Jak zauważa, to prawie dwukrotnie wyższy odczyt niż średnia w strefie euro.
Skala stosowania downsizingu jednak zaskoczyła Rafała Mundrego. Ekonomista w rozmowie z "FT" przyznał, że jeszcze nigdy czegoś takiego nie widział, co obecnie się dzieje w polskich sklepach.
Jest to dla mnie zaskakujące, jak bardzo zmieniły się ostatnio składniki niektórych produktów. Niestety nigdy na lepsze, a czasem na dużo gorsze dla naszego zdrowia – stwierdził Rafał Mundry w rozmowie z "FT".
Downsizing nie uratuje firm
O zjawisku kurczenia się produktów money.pl rozmawiał też z drem Maciejem Krausem, ekspertem polityki cenowej, inwestorem, Movens Capital. Przyznał on, że to powszechna praktyka w handlu. Zarazem podkreślił, że taka praktyka wpływa na biznesy w niewielkim stopniu.
To, że zaczniesz sprzedawać serek w opakowaniu 180 g zamiast 190 g, nie uratuje twojego biznesu mleczarskiego. Ale takie optymalizacje będą się działy nadal – przyznawał Maciej Kraus.
– Efektem ubocznym jest to, że jako konsumenci głupiejemy trochę. Nie przeliczymy przecież ceny coli na 100 ml, by wiedzieć, czy ta mniejsza butelka się opłaca, czy jednak nie. A gdy mamy do kupienia 30 innych rzeczy, to nie będziemy stać przed tą półką z proszkami i liczyć, ile prań zrobimy za mniejsze i większe opakowanie proszku i które jednostkowo wyjdzie taniej na praniu. Wydaje nam się, że jesteśmy bardzo racjonalni – zauważył ekspert.
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.