W ubiegły piątek 30 organizacji turystycznych i transportowych, w tym Polskie Stworzenie Przewoźników Autokarowych, napisało do premiera Mateusza Morawieckiego list otwarty. Piszą w nim o zadłużeniu, braku środków do życia oraz zleceń aż do kwietnia 2021 r.
Wzorem państw Zachodu domagają się wprowadzenia do tarczy antykryzysowej dopłat do każdego autokaru za każdy miesiąc jego przestoju. Po 12 tys. zł miesięcznie za autokar o wartości powyżej pół miliona i 8 tysięcy zł - za pojazdy o niższej wartości.
Tymczasem, niespodziewanie, jeden z postulatów z listu, o tym, by znieść limity pasażerów w autokarach (dotychczas mogła być zajęta tylko połowa miejsc siedzących) zostaje przez rządzących spełniony. Od 1 czerwca w życie wchodzi nowe rozporządzenie, które znosi wcześniejsze ograniczenia dotyczące liczby pasażerów.
Zdaniem przedstawicieli branży to jednak zbyt mało, by ich uratować. Potrzebują całego pakietu pomocowego: refinansowania leasingu, zniesienia podatku drogowego i opłat administracyjnych, zagwarantowania pracownikom dopłat do pensji minimalnych do końca roku.
"Stoimy wszyscy i wspólnie przed ostatnią szansą na uratowanie szeroko rozumianej polskiej turystyki i przemysłu czasu wolnego. Aktualnie znajduje się ona w trzecim stopniu odmrożenia, co jak wiadomo, grozi rychłą amputacją. Działania rozpoczęte w tym zakresie, za kilka miesięcy będą już bezskuteczne, ponieważ niewiele pozostanie do uratowania" - napisali sygnatariusze apelu do premiera
CZYTAJ TEŻ: Wesela ruszyły, autobusy stoją dalej
O tym, jak wygląda sytuacja w transporcie autokarowym, mówi nam Rafał Jańczuk, prezes Raf Transu i Polskiego Stowarzyszenia Przewoźników Autokarowych.
Katarzyna Bartman: Rozmawialiśmy 19 marca tego roku. Powiedział mi pan wtedy, że kryzys zmiótł pana firmę z powierzchni ziemi, że nikt nie chce panu pomóc. Od tego czasu rząd wdrożył kilka tarczy antykryzysowych, pomogły?
Rafał Jańczuk, prezes Raf Transu i Polskiego Stowarzyszenia Przewoźników Autokarowych: - Sytuacja mojej firmy i innych przedsiębiorstw transportowych jest nadal dramatyczna. Politycy z rządu, z którymi od tygodni rozmawiam, mówią, że nie chcieliby być w mojej skórze, a czas płynie. Boli mnie to bardzo. Przed kryzysem polski transport pasażerski to była w Europie potęga. Mieliśmy największą i najnowocześniejszą flotę. Teraz jesteśmy na krawędzi bankructwa.
Może nie będzie tak źle, rząd odmraża przecież kolejne branże…
- Przyszliśmy do rządu z prośbą o pomoc jako pierwsi, kiedy w kraju nie było jeszcze koronawirusa. Jeździliśmy po Europie i Azji i już wtedy widzieliśmy, co się dzieje. W ciągu pięciu dni straciliśmy wszystko. Rozumiemy, że to była nadzwyczajna sytuacja, nikt nie mógł jej przewidzieć. Jednak teraz mamy odczucie, że rząd o nas zapomniał, jesteśmy niewidzialni. Kolejne branże są przywracane do życia, padają konkretne daty i podawane są wytyczne sanitarne, a my od dwóch miesięcy wciąż czekamy i nie wiemy kompletnie nic.
Minister Łukasz Szumowski mówi o wakacjach w Polsce, tymczasem już 20 państw w Unii Europejskiej zamierza tego lata otworzyć swoje granice lub już to zrobiło. Na 90 proc. sezon będzie dla nas stracony, będziemy mogli zacząć pracę dopiero za rok. Ludzi ogarnia rozpacz, gdy o tym pomyślą. Branża autokarowa chce wyjść na ulicę. Została najmocniej zniszczona i wstanie ostatnia.
Ile osób zatrudnianych jest w branży transportu turystycznego i pasażerskiego?
- 55 tysięcy ludzi.
Zwolnił pan swoich pracowników?
- Nie mogę się z nimi rozstać, są dla firmy zbyt cenni. Stanowimy zgrany zespół. Ci ludzie mają doświadczenie, umiejętności, znają dobrze wszystkie trasy i zasady panujące w branży. Musieliśmy obniżyć im wynagrodzenie do minimalnego, dostajemy dopłaty do pensji. Szukamy dla nich dodatkowych zajęć. Dorabiają jako kierowcy w transporcie publicznym. Tarcza jest tylko na trzy miesiące, a co dalej? Mam 99 proc. strat. Z 220 autokarów jeździ tylko jeden.
CZYTAJ TEŻ: Rządowi dziękujemy, ale ta pomoc nie wystarcza
A co z resztą?
- Stoją na parkingu i niszczeją. To był nowy sprzęt. Wartość autokarów spadła o 30 proc. Wartość mojej firmy spadła o połowę. Patrzę bezsilnie, jak wszystko, czego w życiu się dorobiłem, obraca się w pył.
Nie próbował pan wyrejestrowywać autokarów? Może to nie są duże pieniądze, ale zawsze jakaś oszczędność. Część firm tak robi.
- Miałem takie myśli, by iść do urzędu i je wyrejestrować, ale urzędy też były zamrożone i ciężko było się do nich dostać. Potem pomyślałam, że jak to zrobię, nie będę mógł ich używać, a raz na miesiąc trzeba odpalić silnik i się przejechać, inaczej żadne auto nie będzie nadawało się do użytku.
Jeśli autokar jest w tylko na papierze w użytkowaniu, to musi pan słono dopłacać. Jakie to są ekstra koszty?
- Przykładowo musimy płacić samorządom podatek drogowy. To 3 tys. zł od autokaru. Nie chcą nas z tej opłaty zwolnić. Również ubezpieczyciele nie chcą słyszeć o renegocjowaniu umów, zmniejszeniu składek. Mimo że wiedzą, że tabor stoi na parkingu już od kilku tygodni i szybko z niego nie wyjedzie.
Powiedział pan, że byliśmy europejskim liderem transportowym, a teraz giniecie. Czy inne kraje też pogrzebały swoje przewozy autokarowe?
- Jeden z największych brytyjskich gigantów przewozowych – National Holidays - właśnie ogłosił bankructwo. Warto podkreślić, że brytyjski rząd wprowadza właśnie dopłatę do każdego autokaru po 7 tys. funtów. W Niemczech jest 3 tys. euro na autokar specjalnej dopłaty.
Jakiej pomocy potrzebujecie do państwa?
- Przede wszystkim musimy wiedzieć, na czym stoimy. Kiedy i na jakich warunkach będziemy mogli wrócić do pracy. Rozruch w takiej branży nie jest natychmiastowy. Nie wiemy też, jak długo rząd zamierza nas wspierać dopłatami do wynagrodzeń, potrzebujemy przedłużenia tego instrumentu na kolejne miesiące. Liczymy, że wzorem innych państw rząd wprowadzi dopłaty do każdego wozu. W przeciwnym razie tego nie udźwigniemy. Jesteśmy szczególnie dotknięci restrykcjami i powinno się nas szczególnie potraktować. Oprowadzaliśmy miliony podatków przed kryzysem.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie