Historię z Łęknicy opisuje "Gazeta Wyborcza".
To nie jest normalny bazar, jakich w całym kraju wiele. Jeszcze 3 miesiące temu funkcjonowało na nim prawie 1000 stoisk, w większości przeznaczonych dla Niemców.
Właśnie nasi zachodni sąsiedzi stanowili zdecydowaną większość kupujących. To właśnie w Łęknicy zaopatrywali się w polskie sery, wędliny czy pieczywo. Tu kupowali tańszy tytoń czy nawet niektóre sprzęty AGD.
W połowie marca wszystko jednak się skończyło. Rząd zdecydował się na zamknięcie części przejść granicznych, między innymi tego w Łęknicy. A to oznacza, że nie można już było pieszo przekroczyć Nysy i mieszkańcy z północno-wschodnich krańców Saksonii pojawić się na targowisku.
Polacy handlujący na bazarze od 3 miesięcy pozostają bez środków. Niemcy stanowili bowiem nawet 90 proc. klientów.
- Nie wyobrażam sobie, by 15 czerwca granica nie została jednak otwarta – mówi "GW" Piotr Kuliniak, burmistrz Łęknicy. Apelował też o przyspieszenie tego terminu.
- Dwukrotnie apelowałem do wojewody lubuskiego, aby podczas cotygodniowych telekonferencji z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji zasygnalizował problemy gospodarcze mieszkańców pogranicza wynikające ze zamknięta granic. Bez skutku. Musimy czekać - powiedział.
Samorządowiec przyznaje, że zdecydowana większość przedsiębiorców popadła w problemy finansowe, a firmy są na skraju bankructwa.
Jakby tego było mało, w czwartek na targowisku wybuchł pożar. Na szczęście nie ucierpiały wszystkie stoiska. Spłonęły dwa z nich, a inne zostały uszkodzone.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl