Nasza rozmówczyni w styczniu wyjechała na wymarzone wakacje do Azji. Zanim jednak dotarła do Tajlandii, zaliczyła międzylądowanie w Katarze.
Na płycie lotniska w Doha (Katar), jeszcze przed otwarciem drzwi samolotu, postanowiła włączyć telefon, by poinformować rodzinę, że szczęśliwie zakończyła pierwszy etap swojej podróży.
- Po wyłączeniu trybu samolotowego zaczęły spływać do mnie wiadomości. Zobaczyłam powiadomienia Messengera i Whatsappa i już wiedziałam, co jest nie tak - mówi nam pani Justyna.
Obejrzyj: Podatek handlowy? Nie łudźmy się: będzie drożej
Gdy wsiadała do samolotu w Warszawie, zgodnie z zaleceniami personelu pokładowego włączyła w telefonie tryb offline (czasami nazywany trybem samolotowym). - Na pokładzie oglądałam na telefonie seriale i słuchałam muzyki, więc nie chciałam całkowicie wyłączać telefonu - tłumaczy.
Zapomniała jednak, by przed uruchomieniem trybu wyłączyć transmisję danych. Zreflektowała się dopiero w Katarze.
"Czułam, jak pieniądze wypływają z kieszeni"
- Praktycznie czułam, jak pieniądze wypływają mi z kieszeni. Dane komórkowe były włączone maksymalnie przez 30 sekund, ale i tak spłynęło kilka wiadomości. Na dodatek siostra wysłała mi jedno zdjęcie, które też zdążyło się pobrać - wspomina Justyna.
Trzy krótkie wiadomości na Messengerze, do tego jedno zdjęcie na Whatsappie wystarczyły, by do rachunku za telefon trzeba było doliczyć ponad 80 złotych.
Roaming poza Unią Europejską jest bowiem dodatkowo płatny, a już szczególnie kosztowna jest właśnie transmisja danych. Gdyby międzylądowanie było na przykład w Atenach, to problemu by więc nie było.
Kobieta na podsumowanie kosztów zerknęła dopiero po powrocie do kraju. - Nie chciałam sobie psuć wakacji. Bałam się, że gapiostwo kosztowało mnie znacznie więcej - mówi.
Ostatecznie za 1 megabajt danych musi dopłacić 82,68 zł. Kwota tym dotkliwsza, że zazwyczaj za telefon komórkowy nie płaci nic, bo ma go niejako w cenie usług domowych (internet+telewizja).
Pani Justyna za swoją nieuwagę musi zapłacić niespełna 83 złote
- Człowiek uczy się na błędach. Po lądowaniu w Dosze miałam jeszcze przed sobą więcej lotów. Jeden do Tajlandii i później kilka połączeń wewnętrznych. No i powrót. Za każdym razem bardzo dokładnie sprawdzałam, czy aby na pewno wyłączyłam internet w telefonie - puentuje nasza czytelniczka.
Mogło być gorzej
Historia pani Justyny jest z gatunku tych raczej błahych, które opowiada się podczas spotkań ze znajomymi. Bo choć 82 złote mogą boleć, to jednak domowego budżetu nie rujnują.
Tego samego na pewno nie może powiedzieć jeden z mieszkańców Wenecji, o którym pisaliśmy w naszych serwisach w połowie stycznia.
On nie wyłączył internetu przez 4 godziny podczas podróży do Ameryki Południowej. Skutek był opłakany. Rachunek po takim niedopatrzeniu opiewał bowiem na 16 tysięcy euro, czyli prawie 70 tysięcy złotych.
Mężczyzna rachunek na rekordowo wysoką sumę przedstawił w biurze prawnym stowarzyszenia obrońców praw konsumentów Adico. Organizacja zaskarżyła tę sumę, uznając ją za "całkowicie nieproporcjonalną i na granicy absurdu".
Sprawa jeszcze nie znalazła swojego finału. Nie wiadomo więc, czy Włoch będzie musiał płacić fortunę za nieuwagę.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl