Urząd Regulacji Energetyki zatwierdził stawki za energię na 2022 rok dla gospodarstw domowych. Według wyliczeń ekspertów, nasze rachunki wzrosną o około 24 proc., co dla przeciętnej rodziny oznacza dodatkowe 21 zł miesięcznie. W pierwszych miesiącach – za sprawą rządowych działań osłonowych i tarczy antyinflacyjnej – podwyżki zostaną zmniejszone średnio do 6 zł brutto.
Wzrost cen energii to ogólnoświatowy trend. O tym, co wpływa na ceny prądu i czego możemy się spodziewać w nadchodzących miesiącach, a także co sami możemy zrobić, by obniżyć nasze rachunki, rozmawiamy z dr. hab. Mariuszem Ruszelem.
Rozmowa z dr. hab. Mariuszem Ruszelem, prof. Wydziału Zarządzania Politechniki Rzeszowskiej, prezesem Instytutu Polityki Energetycznej im. Ignacego Łukasiewicza:
Monika Rosmanowska: Ceny rachunków za prąd w 2022 roku rozpalają wyobraźnię Polaków. Czego możemy się spodziewać w najbliższych miesiącach?
dr. hab. Mariusz Ruszel: Ceny energii elektrycznej rosną na całym świecie. W Europie głównym czynnikiem wpływającym na wysokość rachunków są rekordowo wysokie ceny za jednostkę uprawnień do emisji CO2. W tym momencie jest to już 90 euro za tonę (jeszcze kilka lat temu mówiono o 8 euro, swego czasu Komisja Europejska zakładała, że będzie to maksymalnie 40 euro). Dynamika wzrostu cen energii elektrycznej w stosunku do siły nabywczej pieniądza jest w Polsce jeszcze bardziej odczuwalna niż w innych krajach europejskich, co wynika z zamożności portfela.
W perspektywie najbliższych miesięcy możemy spodziewać się kolejnych podwyżek. Wynika to z kilku kwestii, m.in. spekulacji ETS (unijnym systemem handlu uprawieniami do emisji CO2 – przyp. red.) oraz skali planowanych inwestycji. Czeka nas modernizacja infrastruktury elektroenergetycznej, budowa nowych mocy oraz proces transformacji energetycznej, a więc stopniowe odchodzenie od węgla, rozbudowa mocy gazowych i docelowo budowa elektrowni jądrowej, a także rozwój gospodarki wodorowej. Trzeba przy tym pamiętać, że nasze kable elektroenergetyczne w wielu miejscach mają po 30, 40, 50 lat. Do tego dochodzi tzw. rynek mocy oraz rozwój sektora energetyki odnawialnej, który – z uwagi na brak magazynów energii – nie do końca jest stabilny.
Czy zatem rządowe działania osłonowe i antyinflacyjne są w stanie realnie wpłynąć na ceny?
W perspektywie krótkoterminowej z pewnością tak. Z kolei w perspektywie średnio- i długookresowej, to my – konsumenci powinniśmy zastanowić się, jakie działania możemy podjąć, także w kontekście zmiany dotychczasowych nawyków.
Jak szacuje GUS, w ostatnim dziesięcioleciu Polacy zwiększyli zużycie energii elektrycznej blisko o 1/3. Korzystamy z coraz większej liczby urządzeń: telefonów, laptopów czy tabletów. Co więcej, wielu z nas zostawia zapalone światło w pomieszczeniach, w których nie przebywa w danej chwili. Mamy też bardzo dużo urządzeń, które w trybie stand by pracują przez całą noc. Pobierają one 5, czasami 10 proc. mocy danego odbiornika, co w skali miesiąca daje całkiem sporą wartość. Straty generuje też stale podpięta do gniazdka ładowarka od telefonu czy laptopa.
Proste zmiany nawyków pozwalają zredukować zużycie energii nawet o 20 proc. Wiedząc więc, że będą podwyżki, warto zmotywować się do większej dyscypliny i zacząć oszczędzać prąd. Wówczas nie odczujemy wzrostu cen albo odczujemy je minimalnie.
Pamiętajmy, że pomysłów osłonowych na dłuższą metę nie wystarczy. Pieniądze, m.in. w tarczy antyinflacyjnej, pochodzą z budżetu państwa, a to nie jest studnia bez dna.
A czy dalsze rozwijanie OZE, dziś – jak sam Pan zauważył – wciąż dość niestabilnego rynku, przy spełnieniu odpowiednich warunków, jest w stanie wyhamować dynamikę wzrostu cen?
Patrząc na mapę rozkładu cen energii elektrycznej, najniższe są w Norwegii czy w ogóle na rynku skandynawskim. Jak to możliwe? Norweska elektroenergetyka opiera się na hydroelektrowniach, które są wykorzystywane jako quazi-magazyny energii. Podobnie robią Szwajcarzy i Austriacy.
Przydomowe magazyny na energię elektryczną spięte z fotowoltaiką, to jeden z modeli, który każdemu z nas może przynieść konkretne oszczędności. Ci, którzy skorzystali z dotacji i zainwestowali w domowe instalacje np. fotowoltaiczne oraz w perspektywie czasu dołożą do tego magazyny na energię elektryczną, na co na pewno też będą dotacje, wygrają. Raz, że nie odczują podwyżek, a dwa, że w dużej mierze będą samodzielnie tę moc wytwarzać.
Gdyby Europa przeprowadzała proces transformacji energetycznej w logicznym modelu: najpierw rozbudowujemy magazyny na energię elektryczną, a następnie przyspieszamy z energetyką odnawialną, nie byłoby problemu ze stabilizowaniem sieci, konieczności tworzenia aż tak daleko idącego "backupu" w postaci energetyki tradycyjnej, ani takich spekulacji na rynku energetycznym. Można dziś postawić pytanie, co by było gdyby dziś funkcjonowała elektrownia jądrowa w Żarnowcu.
No właśnie, co straciliśmy na zaniechaniu tej inwestycji?
Gdybyśmy ją dokończyli, to dziś prawdopodobnie bylibyśmy w zupełnie innej sytuacji rynkowej. Reaktory, które miały być wykorzystane w Żarnowcu, trafiły do naszych sąsiadów, przyczyniając się do tego, że ceny energii elektrycznej w tych państwach nie wzrastają z tak dużą dynamiką. Produkcja energii z atomu jest niskoemisyjna, więc nie jest objęta podatkiem węglowym. Gdybyśmy dziś mieli elektrownię jądrową, pewnie nie nazywano by nas w Brukseli "Coaland" i mielibyśmy zupełnie inną pozycję wyjściową w aspekcie klimatycznym.
A jak ocenia Pan postępy w realizacji obecnego Programu Polskiej Energetyki Jądrowej?
Myślę, że w ostatnich kilku latach mogliśmy zrobić więcej. Mogliśmy chociażby uruchomić kierunki studiów. Bo skoro chcemy rozwijać program energetyki jądrowej i gospodarkę wodorową, to nie wystarczy dyskutować na poziomie strategii, potrzebujemy też konkretnych działań na poziomie Ministerstwa Edukacji i Nauki. Jeśli mamy budować określone sektory gospodarcze, również w energetyce, to będziemy potrzebować ludzi, a ich wykształcenie trwa kilka lat.
Budowa elektrowni jądrowej to inwestycja długoterminowa i trzeba ją sfinansować, co też pewnie przyczyni się do wzrostu naszych rachunków za prąd w najbliższych latach. Czy zatem warto? Jak najbardziej. Choćby po to, by w dłuższej perspektywie czasu nie było gwałtownych podwyżek.
Jakie jeszcze wyzwania stoją przed Polską w kontekście polityki energetycznej?
Jeśli chodzi o czekające nas inwestycje, to wyzwaniem będzie mądre wydawanie pieniędzy, także tych pochodzących z dotacji. Powinniśmy inwestować we wzrost efektywności energetycznej systemu i ograniczanie strat. Na samym przesyle tracimy obecnie 7-8 proc. energii.
Ważne jest także stworzenie własnego modelu transformacji energetycznej, który pozwoli zachować konkurencyjność gospodarki, kontrolę właścicielską nad infrastrukturą i doprowadzi do tego, że energetyka stanie się bodźcem do powstania nowych miejsc pracy i wzmacniania bilansu handlowego w zakresie wymiany handlowej i eksportu. To jest dziś największe wyzwanie.
Materiał sponsorowany przez Polski Komitet Energii Elektrycznej