Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Marcin Walków
Marcin Walków
|
aktualizacja

Dwa "elektryki" od Nissana. Modele Ariya i Leaf dzieli dekada, ale to przepaść

Materiał powstał w ramach ekologicznej akcji WP naturalnie.
7
Podziel się:

Leaf i Ariya to dwa przełomowe modele dla Nissana. Pierwszy to jeden z pionierów elektromobilności, dziś można go już śmiało nazwać weteranem. Drugi pokazuje, że japońska marka gotowa jest na kolejny krok w dziedzinie aut elektrycznych.

Dwa "elektryki" od Nissana. Modele Ariya i Leaf dzieli dekada, ale to przepaść
Modele Nissana Ariya i Leaf dzieli niewiele ponad dekada (money.pl, Marcin Walków)

Nissan Leaf elektryfikował świat, jeszcze zanim szturm przypuściły Tesla Elona Muska i model i3 od BMW. Produkcja Leafa rozpoczęła się w 2010 r. Dziś na drogach jest już druga generacja (od 2017 r.), która jest samochodem dojrzałym, a pod względem designu bardziej europejskim. Mniej w nim futuryzmu, a więcej po prostu hatchbacka. Ostatni lifting przyniósł kilka naprawdę symbolicznych zmian w stylistyce.

Sylwetka Leafa jest dość masywna, żeby nie powiedzieć "napęczniała", przez co nawet 17-calowe felgi optycznie mogą wydawać się małe w stosunku do całej bryły. To przedstawiciel segmentu kompaktów. Upływ czasu najbardziej widać we wnętrzu. Choć nie można się przyczepić do ilości miejsca, ergonomii, czy jakości materiałów, to jednak interfejs, przełączniki i pokrętła wyglądają na zaczerpnięte z coraz bardziej odległej przeszłości.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Trzy elektryki na trasie Warszawa-Kraków. Jeden prawie nie dojechał

Nissan Ariya. Kolejny krok

Nissan Ariya to wyraźny skok do przodu. Po pierwsze, jest SUV-em, czyli najbardziej popularnym ostatnio typem nadwozia. Z zewnątrz, podobnie jak Leaf, jest dość "grzeczna" i można się dopatrzeć inspiracji designerskich z elektrycznych SUV-ów Volkswagena ID czy nawet Mercedesa spod znaku EQ. Przeskok cywilizacyjny widać we wnętrzu Nissana Ariya. O ile Leaf "trąci myszką", to Ariya nadąża za obecnymi czasami i nie odstaje od konkurentów.

Rządzić zaczął estetyczny minimalizm, który nie "utrącił" funkcjonalności. Przyciski podświetlają się po włączeniu auta, wcześniej są niemal niewidoczne. Do korzystania z nich potrzeba odrobiny siły, inaczej niż w przypadku dotykowych ekranów. Zachowano tradycyjne pokrętło regulacji głośności, a podstawowe funkcje dostępne są na szerokim podłokietniku między przednimi fotelami. Tę konsolę można w dodatku przesuwać do przodu i tyłu. Wszystko jest naprawdę estetyczne, wykonane z wysokiej jakości materiałów, jak w autach z segmentu premium.

Nissan Leaf

Nissan Ariya

Długość

448 cm

459 cm

Szerokość

179 cm

185 cm

Wysokość

153 cm

166 cm

Rozstaw osi

270 cm

277 cm

Prześwit

15 cm

18,5 cm

Pojemność bagażnika

435 l

466 l

Źródło: autocentrum.pl

Elektryczne Nissany Leaf i Ariya. Osiągi i ekonomia

Nissan Ariya startuje z mocniejszymi silnikami i większymi bateriami niż Leaf. W tym drugim przypadku do wyboru są jednostka elektryczna o mocy 150 KM sparowana z baterią 39 kWh albo 217-konna w komplecie z bateriami 59 kWh. I właśnie ten pierwszy wariant trafił do redakcyjnego testu.

Ariya zaś w najsłabszym wariancie ma 214 KM i baterię 63 kWh. Testowany egzemplarz to 238-konna jednostka z napędem na przednią oś oraz bateriami 87 kWh. I nie jest to ostatnie słowo, bo w katalogu znajdziemy też 306-konny silnik elektryczny z napędem na obie osie i tą samą baterią 87 kWh.

Porównywanie ich parametrów i osiągów wprost ze sobą nie ma większego sensu. Mówimy o samochodach, które de facto dzieli pół dekady, z różnych segmentów, o ważącym 1,5 tony kompakcie i dwutonowym SUV-ie.

Nissan Leaf po wciśnięciu pedału przyspieszenia w podłogę, potrafi wystrzelić jak z procy, najczęściej jednak zamieli też kołami. System e-Pedal pozwala w warunkach miejskich korzystać niemal wyłącznie z jednego pedału. Zdjęcie nogi z gazu sprawia, że Leaf wyraźnie wytraca prędkość, aż do zatrzymania. Podobny patent znajdziemy także w modelu Ariya.

W przypadku SUV-a Ariya elektronika "przyhamowuje" nieco zapędy po wciśnięciu pedału gazu, przez co trudniej o efekt wystrzelenia z procy. Początek jest dość łagodny, żeby nie powiedzieć zachowawczy. Ma to ten plus, że Ariya rzadziej straci przyczepność przy ruszaniu lub dynamicznym wyprzedzaniu.

Nissan Leaf

Nissan Ariya

Moc silnika

217 KM

238 KM

Maks. moment obrotowy

340 Nm

300 Nm

Pojemność baterii

59 kWh

87 kWh

Przyspieszenie 0-100 km/h

6,9 s

7,6 s

Maks. prędkość

157 km/h

160 km/h

Źródło: autocentrum.pl

Z perspektywy komfortu za kierownicą Nissan Leaf nadaje się zarówno do codziennej jazdy po mieście, jak i dłuższych tras. W trakcie testu pokonałem w ciągu jednego dnia około 400 km i nie odczułem tego w plecach czy ogólnym zmęczeniu.

Jeszcze do niedawna Nissan pakował do Leafa złącze ChaDeMo, którego brakuje na najnowszych i najszybszych publicznych ładowarkach, oraz Type 2 do ładowania prądem przemiennym. Pod klapką modelu Ariya znajdziemy już najpopularniejszy standard CCS2/Type 2.

Podczas jazdy Nissanem Leafem w trybie "krajobrazowym", czyli drogami krajowymi i prędkościami do 90 km/h, można liczyć na zużycie energii nawet poniżej 16 kWh przy słonecznej pogodzie. Co więcej, równie "łagodnie" traktując większą Ariyę, można uzyskać podobne wyniki. Również w mieście.

W takich warunkach rzeczywiście można liczyć na zasięgi rzędu 350 km w Leafie i nawet 500 km w modelu Ariya. Gdy wyjedziemy na drogę ekspresową lub autostradę, a do tego podróżować będziemy zimą lub w największe upały, zużycie energii podskoczy, obcinając maksymalne zasięgi - do 200-250 km. Zarówno Leaf jak i Ariya w trasie nie wykorzystają w pełni potencjału superszybkich ładowarek. Ich maksymalna moc ładowania prądem stałym to 130-150 kW.

Elektryczne auta Nissana. Ile kosztuje Leaf i Ariya?

Cennik elektrycznego modelu Nissan Leaf zaczyna się od 155 tys. 900 zł. W konfiguratorze znajdziemy obecnie wariant z baterią 39 kWh i 150-konnym silnikiem. Dwukolorowy lakier to dopłata 4750 zł, a pakiet LED - 3000 zł. Inteligentny asystent utrzymania pasa ruchu wraz z elektrycznym hamulcem postojowym i pilotem jazdy w korkach to pakiet za 2000 zł.

Nissan Ariya w cenniku zaczyna się od 199 tys. 900 zł. Najwyższa wersja wyposażenia Evolve+ na "dzień dobry" kosztuje od 309 tys. 900 zł. Bazowy wariant z bateriami 63 kWh to 209 tys. 900 zł, a za większe akumulatory trakcyjne trzeba dopłacić 25 tys. zł. Dwukolorowy dach to również dopłata, tym razem 7000 zł. Tyle samo kosztuje pakiet Design+Komfort obejmujący m.in. przyciemniane szyby tylne, elektryczną regulację przednich foteli, tapicerkę materiałową z elementami ze skóry ekologicznej.

Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(7)
WYRÓŻNIONE
Kierowca
9 miesięcy temu
Nissan 300 tys. , nowe Porsche 450 tys. Gdzie tu logika?
Mariusz
9 miesięcy temu
W Polsce 80% energii elektrycznej jest z węgla więc gdzie w tym jest logika?
Car16
9 miesięcy temu
Samochody elektryczne to przestarzała technologia. U schyłku XIX wieku i na początku XX były popularniejsze od spalinowych. Gdyby były takie dobre to pierwszy masowo produkowany samochód Ford T byłby elektryczny. Przyszłość to samochody wodorowe i napędzane alkoholem. Elektryki nigdy nie będą produktem masowym dla przeciętnego Kowalskiego, ponieważ zabrakłoby na świecie litu i innych metali ziem rzadkich, które są potrzebne do innych urządzeń na baterie tj. choćby elektronarzędzia. Do tego po najpóźniej 8 latach trzeba wymienić baterie, czego się nie opłaca robić i samochód trafia na złom.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (7)
leszek
8 miesięcy temu
Najważniejsze że coraz więcej jest stacji ładowania bo dotąd było z tym różnie. My już nawet lenergizee czyli polskiego producenta a ładowarki tej firmy wyróżniają się także ładnym designem wyglądają solidnie
Taka
9 miesięcy temu
duża moc a taka mała prędkość maksymalna. Chyba boją się, że te ciężkie samochody nie wyhamują z większej prędkości wystarczająco szybko, no i zasięg trzeba by było podać sporo mniejszy.
Dexter
9 miesięcy temu
Żeby stwierdzić czy samochód elektryczny jest bardziej eko od tradycyjnego trzeba policzyć ślad węglowy od wydobycia surowców potrzebnych do wyprodukowania samochodu, przez 20 letnią eksploatację aż do złomowania u odzysku surowców. Z raportów które czytałem w ubiegłym roku wynika że ślad węglowy obu jest bardzo zbliżony. Samochód elektryczny co prawda w eksploatacji jest dużo bardziej ekologiczny ale wyprodukowanie powoduje 3x większe zanieczyszczenie niż spalinowego. Więc to się wszystko wyrównuje się w czasie eksploatacji. A skoro tak to nie wyobrażam sobie jechać nad morze cały dzień bo w upale co 200 km będę musiał stawać żeby podładować auto a potem nad Bałtykiem szukać specjalnie miejsca do naładowania. Kolejna sprawa że baterie w większości aut po kilku latach baterie są do wymiany wiec przy sprzedaży po 10 latach raczej trzeba się będzie liczyć z tym że trzeba będzie zejść mocno z ceny przez słaby zasięg albo wymienić baterie za kilkadziesiąt tysięcy. I najważniejsze o ile mechaników aut spalinowych jest mnóstwo to elektryków nadal niewielu, a ubezpieczyciele też niezbyt chętnie ubezpieczają auta elektryczne w najwyższym pakiecie AC z gwarancją wymiany części na oryginalne w ASO bo serwis jest strasznie drogi. Z kolei ceny aut są ogromne znacznie droższe od spalinowych i bez dotacji nie ma na nie popytu. Widać to dobrze w Niemczech. Po wstrzymaniu dotacji na pierwsze miejsce znów wysuwa się diesel. Jak dla mnie elektryki to proteza między ropą a wodorem.
Car16
9 miesięcy temu
Samochody elektryczne to przestarzała technologia. U schyłku XIX wieku i na początku XX były popularniejsze od spalinowych. Gdyby były takie dobre to pierwszy masowo produkowany samochód Ford T byłby elektryczny. Przyszłość to samochody wodorowe i napędzane alkoholem. Elektryki nigdy nie będą produktem masowym dla przeciętnego Kowalskiego, ponieważ zabrakłoby na świecie litu i innych metali ziem rzadkich, które są potrzebne do innych urządzeń na baterie tj. choćby elektronarzędzia. Do tego po najpóźniej 8 latach trzeba wymienić baterie, czego się nie opłaca robić i samochód trafia na złom.
Kierowca
9 miesięcy temu
Nissan 300 tys. , nowe Porsche 450 tys. Gdzie tu logika?